piątek, 20 marca 2009

Krok trzeci




Krok trzeci
Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek pojmujemy Boga.

Ósmego lutego rozważałem krok drugi wspólnoty 12-krokowej DDD. Przedstawiałem wtedy moje rozumienie Siły Wyższej, jako agape, a więc miłości partnerskiej. Miłości zbliżającej partnerów dążących do wspólnego celu, inaczej mówiąc miłości w partnerstwie. W miłości takiej partnerzy nie patrzą na siebie, ale na wspólny cel. Stąd znika wiele problemów będących owocem rywalizacji, lub zazdrości partnerów nie mających celu, a przez to zmuszonych niejako patrzeć na siebie. Rozważałem wówczas dość prosty przykład wyznaczania sobie celu jako zaproszenie znajomych na obiad. Cel ten był dość bliski w czasie i wymagał jedynie skoordynowanych działań dwóch ludzi: mnie i partnera. A co będzie jeśli termin jest bardziej odległy, albo wielkość celu będzie znacznie większa od możliwości dwóch osób? Ekstrapolując ten przykład na większy cel np. 50 piętrowy budynek, czy samolot odrzutowy należałoby go rozłożyć na mniejsze podzespoły, podetapy, a także zdefiniować dodatkowych ludzi, z innymi, komplementarnymi umiejętnościami, którzy mogliby się przyłąćzyć do realizacji takiego dużego celu. W ten sposób powstaje pewna struktura ludzi, powiązanych ze sobą bardzo dużym celem, zjednoczeni wizją realizacji tego celu. Podobnie będzie z czasem realizacji, który automatycznie rozciąga się, a ekstrapolując go do nieskończoności powstaje ciąg celów i okazuje się, że im bardziej cel jest odległy, tym mniej precyzyjnie możemy ustalić datę realizacji. Staje się ona bardziej płynna. Co więc będzie tym celem w nieskończoności? Czy to będzie Siła Większa ode mnie, jak mówi drugi krok? Jaka wobec tego to będzie Siła? Niektórzy decydują się nazwać ją Bogiem. Niemniej jednak w takim obrazie świata Bóg jest jakby na końcu ciągu celów, jakie sobie wyznaczam przez całe życie. W takim ujęciu Bóg jest jakby zwieńczeniem ciągu miłości agape, obejmującym zharmonizowane wszystkie poziomy miłości, obejmujące więcej niż jedną, czy nawet dwie osoby. Jeśli więc Bóg jest miłością, to jednocześnie pojawia się nie tylko na końcu owego ciągu celów, ale także niejako „schodzi w dół” do najprostszego ogniwa. I w ten sposób dochodzimy do najwyższego poziomu miłości – czyli caritas.
A co będzie, jeśli ktoś dostąpi łaski i uwierzy w Boga, ale pomiędzy nim, a Bogiem będzie pustka, przestrzeń nie wypełniona celami pośrednimi, inaczej mówiąc wystąpi brak ciągu zharmonizowanych celów, brak miłości? Taki przeskok od siebie do Boga z pominięciem bliźniego? Z pominięciem partnerstwa w realizacji wartościowego celu (miłości agape), partnerstwa w tworzeniu, w Bogu? Stąd niekiedy mówimy o Bogu, jako Stwórcy.

Religia bez miłości to fanatyzm.

Tak więc jeśli myślimy o Bogu, a nie widzimy siebie, albo bliźniego, to czy to jest miłość? I dalej, jeśli wierzymy w coś, co nie jest Bogiem, to w co wierzymy? Wszak Bóg jest miłością. John Bradshaw napisał, że są ludzie, którzy uciekają w rytuały religijne. Podobnie do innych, którzy uciekają przed swoimi chorymi emocjami w alkohol, obżarstwo, hazard, czy pracę, tak i w tym przypadku ludzi tych możemy nazwać uzależnionymi. Spotkałem takich ludzi, którzy nie uczestniczyli we mszy, ale ją zaliczali. Nie wynikało to z ich wewnętrznej potrzeby, ale ze strachu, tylko nie wiem przed kim, czy przed czym? Przed Bogiem? Bogiem, który jest miłością? A przecież w Biblii jest napisane „nie lękajcie się”. Jeśli oni są wierzący, to jak to pogodzić?
Pamiętam pewna osoba zapytana przeze mnie o Boga stwierdziła, że Bóg jest dla niej osobą. Można i tak to ująć, ale jest to pewien skrót myślowy.
Według mnie Siła Większa ode mnie, rozumiana jako cel, albo lepiej, jako zharmonizowana seria celów, realizuje się poprzez partnerstwo z drugą osobą (lub w dalszej kolejności przez grupę osób) i w takim rozumieniu Bóg jest osobą.

Jeszcze przypomnę, że w partnerstwie mamy trzy cele: mój, twój i nasz. W powyższych rozważaniach omawiałem harmonię w czasie, a tu mamy do czynienia z harmonią w przestrzeni. Wszak cele: „mój” i „nasz” muszą być zharmonizowane, albo inaczej przynajmniej nawzajem się nie wykluczające. Jeśli np. któreś z nas ma lęk przed wysokością i marzy o plaży na Hawajach, to naszym wspólnym celem nie może być dom w Górach Skalistych.

Tak więc Bóg bez miłości (i wynikającej z niej harmonii) jest omotaniem, uzależnieniem etc.

Jeśli więc w trzecim kroku mówimy:

Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek pojmujemy Boga.


To znaczy koncentrujemy się na realizacji wartościowego, wspólnego celu i wierzymy, że realizacja tego celu (i) po pierwsze przywróci nam zdrowie psychiczne przez wyznaczenie systemu wartości, (ii) po drugie zbliża mnie do partnera, a więc jest istotą prawdziwej miłości i jako takiej (iii) po trzecie wprowadza element zaufania, albo wiary nie tylko w siebie (dając poczucie własnej wartości), ale również w partnera, że nie zboczy z wyznaczonego kursu.





Mając cel nie jesteśmy uzależnieni, ale zdani na siebie w realizacji tego celu, a jednocześnie realizacja tego celu nas zbliża. Trochę jest to podobne do dwóch alpinistów, którzy są przywiązani do tej samej liny i przez to zdani są na siebie. Jeśli ci sami alpiniści przywiążą się nawzajem liną, ale nie będą się wspinać na szczyt, nie będą mieć wspólnego celu, a tylko będą chodzić po ulicy, to będzie to rodzaj niewolnictwa, czy nawet kalectwa. Bez wyznaczonego celu będzie to współuzależnienie, lub inaczej mówiąc - omotanie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz