poniedziałek, 16 marca 2009

Doświadczenie Hospicjum..

Kiedyś zauważyłem, że pewne sytuacje w moim życiu się powtarzają, tak jakby mi ktoś przybił jedną nogę do podłogi i kręcę się w kółko. Przypomniałem wtedy sobie znaną prawdę:


Twoje myśli przyciągają ludzi i zdarzenia..

Po kolejnej porażce naprawiania innych, znalezienia sobie partnera, wreszcie podjąłem próbę naprawienia siebie, czyli zmiany swoich myśli. Przypomniałem sobie słowa Ewy Woydyłło, kiedy po spotkaniu podeszła do mnie i powiedziała, że powinienem pójść na spotkanie DDA (dla mnie wtedy to był szok, jako że ona widziała mnie po raz pierwszy, a ja się wogóle nie odzywałem).
Wszedłem na stronę ineternetową znalazłem adresy DDA i poszedłem.. Potem poszedłem na kurs dla wolontariuszy Hospicjum. Dlaczego tam poszedłem, to tak naprawdę nie wiem.
Pamiętam na jednym z ostatnich spotkań DDA, tuż przed spotkaniem.., a może to było w przerwie, Joasia powiedziała do mnie: płacz, to Ci pomoże. Na co ja odpowiedziałem jej, że jak emocje biorą górę, to mi odbiera mowę (co zresztą miało miejsce), ale w duchu pomyślałem sobie, że łzy, to mi już dawno wyschły.

I oto idę na drugi kurs dla wolontariuszy Hospicjum, którego w całości nie zaliczyłem poprzednio. Przyszedłem chyba 15 minut przed rozpoczęciem kursu. Siadam i widzę na ścianie slajdy z prostym tekstem:



Chory szuka dla siebie przestrzeni, w której mógłby się porozumieć z otoczeniem. Tej przestrzeni nie tworzy żadna instytucja, ale ludzie, którzy umieliby czytać gesty i słowa tych chorych.


ks. Eugeniusz Dutkiewicz





Prosty tekst, a tu kap, kap.. łzy same zaczęły mi kapać z oczu. No, po prostu


obciach i kaszana,


jak mówi młodzież. A tu tyle młodzieży na sali. Chyba cała Akademia Pedagogiki Specjalnej przyszła na ten kurs.

Zaraz też po kursie poszedłem na spotkanie DDA, żeby trochę odparować. Zupełnie nie wiedziałem, co się ze mną stało. Potem zacząłem się zastanawiać. Przypomniała mi się moja Mama, potem Danka, Małgosia i p. Tadeusz. Wreszcie p. Janusz, sparaliżowany, nie mogący nic mówić. Bardzo namordowaliśmy się z jego żoną, robiąc mu toaletę, myjąc, przewijając.. Pamiętam, kiedy w środę wychodziłem od niego, jakby ostatkiem sił, pomimo paraliżu, wyciągnął do mnie rękę na pożegnanie. Bez słowa.. Następnego dnia umarł..

Chory szuka dla siebie przestrzeni, w której mógłby się porozumieć z otoczeniem. Tej przestrzeni nie tworzy żadna instytucja, ale ludzie, którzy umieliby czytać gesty i słowa tych chorych.

Kiedyś, pamiętam, jak Małgosia, mając zdiagnozowanego raka trzustki, dzwoniła do mnie, czy przyjdę do niej następnego dnia do szpitala. Pamiętam wtedy odpowiedziałem jej, że przyjdę, ale niech mnie trochę przestanie boleć, bo mnie tak napiernicza trzustka, że ledwo wytrzymuję, a wg Harrisona, ból z tyłu lewego boku, to albo rak trzustki, albo ostre zapalenie trzustki. „O, k...” usłyszałem przytłumiony głos Małgosi w słuchawce. Zaklęła, bo dobrze wiedziała, co oznacza ból z tyłu, z lewego boku. Wtedy założyłem, że to ostre zapalenie trzustki i poszedłem do niej. Ale być może właśnie ta koincydencja, ta niesamowita zbitka okoliczności, uświadomiła mi rzecz najważniejszą, że ja też nie jestem nieśmiertelny. Zaraz też w domu powiesiłem w widocznym miejscu adresy i telefony do najbliższych, a do breloczka z kluczami wsadziłem telefon do Bogusi. Just in case. Zacząłem wtedy porządkować swoje życie i ujmować wszystko w kategoriach ostatecznych, tzn. tak, jakbym jutro miał odejść.

Na kursie w Hospicjum Danusia opowiadała historię pewnego człowieka, do którego przyszła wolontariuszka. Człowiek ten cały czas leżał odwrócony do ściany. Podobno strasznie był „najeżony”. Kiedy wolontariuszka podeszła do niego, po którejś z prób nawiązania kontaktu, odwrócił głowę i przez ramię odezwał się do niej. „A cóż mi Pani może dać?! Do mnie dawniej zwracali się ekscelencjo..” Wolontariuszka nieco się stropiła, ale po chwili odpowiedziała: „na dzień dzisiejszy mogę Panu zaofiarować paczkę pampersów...” To go rozbroiło i od tej pory stała się jedyną osobą, z którą się on kontaktował, ale do dziś nie wiadomo kim on był.

Pamiętam, Benek opowiadał, że podobnie zachowywał się Włodek, nawet wobec własnego syna, który specjalnie przyjechał do niego z USA.., ale nie wiem, czy Włodek i tamten chory, to była ta sama osoba. Zresztą, jakie to ma znaczenie?

Towarzysznie choremu zobowiązuje mnie do schodzenia w głębię mojej duszy, do stawiania sobie wielu pytań...

Innym razem, pamiętam, p. Halina spytała mnie kim jestem. Ambiwalentne uczucia zaczęły mną targać. Z jednej strony była to pokusa, aby zaspokoić moje potrzeby narcystyczne, ale z drugiej, zrozumiałem, że jej pytanie jest niestosowne. Po co jej to wiedzieć? Wszak zna moje imie, nazwisko i telefon. Mało tego, ona wiedziała, że ja przychodzę, jako wolontariusz z Hospicjum. Zresztą, kiedy przyszedłem do jej męża, to powitała mnie słowami, że to cud, bo ona dzwoniła 15 minut wcześniej do Hospicjum. A do Pomocy Społecznej zwracała się przez 2 tygodnie, dwa razy wypełniając jakieś skomplikowane formularze i nikt nie przyszedł. A tu jeden telefon, 15 minut i jestem. Więc, po co jej wiedzieć kim jestem? Nie chciałem jej tego powiedzieć. W jednej chwili zrozumiałem, że w momencie utraty mojej anonimowości (a do tego zmierzało jej pytanie) staję się czynownikiem, staję w blokach startowych wyścigu szczurów. Zadałem więc sobie pytanie, co ja tu robię? O co mi chodzi? Zrozumiałem, że kiedy jej to wyjawię, rozpoczynam kupczenie miłością, akceptacją. Od tej pory jej akceptacja będzie zależała od tego, czy mogę jej coś załatwić. Ale czy o to mi chodziło zgłaszając się do Hospicjum?

Już po pogrzebie męża p. Halina zaprosiła mnie do siebie. Zaczęliśmy rozmawiać. Jeszcze jak żył jej mąż, p. Halina opowiadała mi, że On (tzn. p. Janusz) był dla niej nagrodą (chyba 35 lat szczęśliwego pożycia małżeńskiego), za poprzednie lata (to było jej drugie małżeństwo). Zadałem jej moje stare pytanie: Czy Pani wierzy w miłość? Zgadnijcie, co mi odpowiedziała?


- „Nie wiem..” Dla mnie to był szok. Po 35 szczęśliwych latach z drugą osobą, mając dwóch dorosłych synów, ona nie wie..

Jak widzicie Hospicjum to ineresujące doświadczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz