piątek, 17 stycznia 2014

My nie wilki, my mięco na strzał!




Słuchając wczoraj dysputy Dyrektora Biura Edukacji Publicznej IPN Andrzeja Zawistowskiego z Sebastianem Wierzbickim, szefem SLD w Warszawie (poniżej cytuję jej treść za Niezależna.pl), niodparcie przychodziła mi pieśń Jacka Kaczmarskiego Obława II (poniżej). Oczywiście tytułowa sentencja płynęła z ust Sebastiana Wierzbickiego. Co smutniejsze, sentencja ta płynie również z ust wielu mieszkańców Warszawy, którzy bronią Pomnika Czterech Śpiących. Lemingi? Lemingrad?

My nie wilki, my mięso na strzał! Właśnie takie podejście spowodowało pół wieku Komuny.

Dlaczego w tym miejscu, to znaczy na placu Wilenskim, nie można zrealizować przedwojennego planu? Już przed wojną w tym miejscu planowano postawienie pomnika księdzu Skorupce. Powstał nawet cokół, na którym ostatecznie po wojnie stanął Pomnik Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni na placu Wileńskim.

Co więcej do dziś nie mamy pomnika upamiętniającego Rzeź Pragi. Dlaczego? Bo, my nie wilki, my mięso na strzał!

Dlaczego w Ossowie jest pomnik najeźdźcy a nie ma pomnika Obrońców Warszawy 1920 roku? My nie wilki, my mięso na strzał!

Dlaczego namiestnik Ambasady Rosyjskiej w 2014 roku miesza się w wewnętrzne sprawy Polski? Czy dalej jesteśmy pod zaborem?

Krwią w panice piszemy na śniegu; My nie wilki, my mięso na strzał!

Te słowa słyszałem kiedy przemawiał Sebastian Wierzbicki.

Na koniec myślę, że warto również pamiętać co to znaczy, że na terenach Polski zginęło 600 tys. żołnierzy Armii Czerwonej, o których wspomniał Andrzej Zawistowski, a wcześniej - Putin. Otóż żeby zdać sobie sprawę, co to znczy, należy pojechać do Doliny Śmierci niedaleko wsi Nadkole koło Dukli. Tam podczas II Wojny Światowej zginęło 80 tys. żołnierzy. Dlaczego? Ano dlatego, że dowódca mówił słowo: Naprzód! Prosto pod kule karabinu maszynowego usadowionego na otaczającym wzgórzu. Za tym żołnierzami szły odziały NKWD. I jeśli ktoś nie poszedł do przodu, to zginął od kul z tyłu. Tak szli tyralierą, aż skończyły się kule w karabinie maszynowym. A przecież wystarczył jeden strzał armatni, czy rajd lotniczy i 80 tys. ludzi by nie zginęło. To nie było bohaterstwo. Dla mnie, to było ludobójstwo.

Warto o tym pamiętać, kiedy mówimy o statystykach.

Obława II
Obce lasy przebiegam, serce szarpie mi krtań!
Nie ze strachu. Z wściekłości, z rozpaczy.
Ślad po wilczych gromadach mchy pokryły i darń,
Niedobitki los cierpią sobaczy!
Z gąszczu żaden kudłaty pysk nie wyjrzy na krok.
W ślepiach obłęd, lęk, chciwość lub zdrada!
Na otwartych przestrzeniach dawno znikł wilczy trop.
Wilk wie dobrze, czym pachnie zagłada!

Słyszę wciąż, i uszom nie wierzę.
Lecz potwierdza co krok wszystko mi;
Zwierzem jesteś, i żyjesz jak zwierzę,
Lecz nie wilki, nie wilki - już wy!

Myśli brat, że bezpieczny, skoro schronił się w las.
Lecz go ściga nie Bóg, ściga człowiek!
Śmigieł świst nad głowami, grad pocisków i wrzask
Co wyrywa źrenice spod powiek!
Strzelców twarze pijane, w drzew koronach znad luf,
Wrzący deszcz wystrzelonych ładunków.
To już nie polowanie, nie obława, nie łów!
To planowe niszczenie gatunku!

Z rąk w mundurach, z helikopterów
Maszynowa broń wbija we łby
Czarne kule, i wrzask oficerów;
Wy nie wilki, nie wilki, już wy!

Kto nie popadł w szaleństwo, kto nie poszedł pod strzał
Jeszcze biegnie, klucząc po norach.
Lecz już nie ma kryjówek, które miał, które znał.
Wszędzie wściekła wywęszy go sfora!
I pomyśleć, że kiedyś ją traktował jak łup,
Który niewart wilczych był kłów!
Dziś krewniaka swym panom zawloką do stóp,
Lub rozszarpią na rozkaz, bez słów!

Bo kto biegnie - zginie dziś w biegu!
A kto stanął - padnie, gdzie stał!
Krwią w panice piszemy na śniegu;
My nie wilki, my mięso na strzał!

Ten skowyczy, trafiony.
Tamten skomli na wznak.
Cóż ja sam? Nic tu zrobić nie mogę!
Niech się zdarzy, co musi się zdarzyć i tak,
Kiedy pocisk zabiegnie mi drogę!
Starą ranę na karku rozszarpuje do krwi,
Ale póki wilk krwawi - wilk żyw!
Więc to jeszcze nie śmierć?! Śmierć ostrzejsze ma kły!
Nie mój tryumf, lecz zwycięstwo - nie ich!

Na nic skowyt we wrzawie, i skarga!
Póki w żyłach starczy mi krwi
Pierwszy bratu skoczę do gardła,
Gdy zawyje; Nie wilki już my!

Akcja IPN: Pomnik Braterstwa Broni to symbol władzy Stalina. A lewacy protestowali

http://niezalezna.pl/50764-akcja-ipn-pomnik-braterstwa-broni-symbol-wladzy-stalina-lewacy-protestowali

Pomnik Braterstwa Broni to symbol władzy Stalina nad Polską - ulotki z tą informacją, przygotowane przez Instytut Pamięci Narodowej, rozdawano dziś warszawiakom i przyjezdnym. W akcji pomagali członkowie Grupy Historycznej Zgrupowanie "Radosław", a usiłowali przeszkadzać lewicowi aktywiści z Sebastianem Wierzbickim, szefem SLD w Warszawie.

Pod gmachem Liceum Ogólnokształcącego im. Władysława IV w Warszawie stała kilkunastoosobowa pikieta Federacji Młodych Socjaldemokratów ze szturmówkami - informuje IPN na profilu na Facebooku. Socjaldemokraci próbowali przekonywać, że pomnik Braterstwa Broni powinien zostać na swoim miejscu.

Dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN Andrzej Zawistowski przypomniał, że pomnik Braterstwa Broni (familiarnie zwany pomnikiem Czterech Śpiących) to symbol władzy Stalina nad Polską, a w jego najbliższym otoczeniu w latach 1944–1945 znajdowały się liczne instytucje komunistycznego terroru, zarówno polskiego, jak sowieckiego. Dodał, że akcja ulotkowa nieprzypadkowo odbywa się 17 stycznia – tego bowiem dnia w czasach PRL z przytupem świętowano „wyzwolenie Warszawy" przez Armię Czerwoną, podczas gdy faktycznie jej oddziały weszły do miasta po parogodzinnych walkach z Niemcami, którzy szybko się wycofali.

Spotkanie dyrektora Zawistowskiego z dziennikarzami usiłowało zakłócić dwóch działaczy lewicowych organizacji, którzy odczytywali oświadczenie przez tubę. Jeden z nich wykrzykiwał: „Stanowczo sprzeciwiamy się próbom wiązania pomnika z represjami, jakich doświadczali Polacy podczas rządów władzy komunistycznej w powojennej Polsce".

Odnosząc się do pikietujących nieopodal Młodych Socjaldemokratów dr Zawistowski zaproponował im prezent – specjalnie przygotowany, zafoliowany biogram wraz z portretem Kazimierza Pużaka (1883–1950), wybitnego polskiego socjalisty, działacza PPS od 1904 roku, który w szczególnych okolicznościach zmarł w komunistycznym więzieniu w Rawiczu. Pużak został zepchnięty ze schodów, pękła mu aorta, umierał przez kilka dni nie otrzymawszy pomocy lekarskiej. Młodzi Socjaldemokracji odmówili jednak przyjęcia życiorysu Pużaka.





czwartek, 16 stycznia 2014

Wieliszew głoduje


Już drugi dzień głodują pracownicy Szpitala Onkologicznego w Wieliszewie, którzy chcą otworzyć filię chemioterapii w Warszawie przy ulicy Szwedzkiej. Problem polega na tym, że teren około 6 hektarów, kóry nabył Szpital od Agencji Mienia Wojskowego w XIX wieku był terenem Stalowni, po której zostały budynki. Niestety budynki te, choć są raczej ruderami chroni, Stołeczny Konserwator zabytków i nie pozwala na tym terenie wybudowania filii chemioterapii. Trzeba tu dodać, że Szpital w Wieliszewie nie chce rozbierać tych budynków (a szkoda), ale wybudować filię obok na tym terenie. Co więcej, Wojewódzki Konserwator, któremu podlega Stołeczny wydał zgodę na budowę Szpitala na terenie byłej Stalowni.

Osobiście widzę to tak: cała Warszawa jest cmentarzem i jeśliby ją tak traktować, to nie można by tutaj budować niczego, no bo jak to, na cmentarzu? Pomimo to, obok rozebrano równie zabytkową parowozownię i postawiono tam dom mieszkalny i supermarket. Upór Stołecznego Konserwatora jest tym dziwniejszy, że tenże Konserwator zezwolił na rozbiórkę starego budynku i wybudowanie nowego tuż obok Kolumny Zygmunta. 
Ciekawe, co na to Pani Prezydent Warszawy?


środa, 1 stycznia 2014

Wieści z Internetu: dlaczego JOW?


W swoim blogu wielokrotnie wskazywałem na mafijny charakter ordynacji proporcjonalnej obowiązującej w obecnej Konstytucji Polski. Ostatnio w Internecie  pojawiło się parę artykułów opisujące skutki takiej ordynacji. Bo cóż to są grupy wpływów, jak nie mafie? Czy mafie te znikną w ordynacji jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW)? Zapewne nie do końca, ale na pewno ich wpływy zostaną poważnie ograniczone odpowiedzialnością posła przed elektoratem, a nie przed wodzem partii, jak to ma miejsce w ordynacji proporcjonalnej. Artykuły te pokazują, że znika interes wspólny, dobro wspólne, a w jego miejsce pojawia się interes grupowy (mafijny).
Wydaje mi się, że waga tych artykułów jest tak duża, że warto je zacytować, żeby je promować i żeby nie uległy zapomnieniu:

Krzysztof Rybiński: Jak grupy wpływów niszczą Polskę
 
Ten raport prezentuje pełne wyniki badania nad realizacją interesów grupowych w procesie legislacyjnym w Polsce, które zostało przeprowadzone na próbie 1365 ustaw uchwalonych w latach 1990-2011. Takie badanie zostało przeprowadzone po raz pierwszy w Polsce. Raport pokazuje olbrzymią skalę interesów grup nacisku realizowanych za pomocą wpływu na proces legislacyjny. Ponadto z obliczeń na podstawie zebranych danych i z wykorzystaniem modelu ekonometrycznego wynika że istotny wpływ na tworzenie prawa ma obecna sytuacja gospodarcza kraju, stan finansów publicznych, odległość do najbliższych wyborów parlamentarnych, jak i też osoba, która w danym momencie zajmuje stanowisko ministra finansów. Więcej prawa realizującego interes grupowy kosztem interesu publicznego powstaje gdy jest dobra sytuacja gospodarcza i niższy deficyt budżetowy, co oznacza że w Polsce występuje efekt natychmiastowego konsumowania owoców wzrostu. To potwierdza opinię, że poważne reformy są w Polsce możliwe tylko gdy będzie ciężki kryzys gospodarczy.
Raport prezentuje też studia przypadku uchwalania niektórych ustaw, w tym przykłady uchwalenia ustaw sprzecznych z Konstytucją, co może mieć znaczenie dla podpisanej niedawno ustawy o OFE. W raporcie są także wywiady z decydentami (w tym z byłymi premierami Kazimierzem Marcinkiewiczem, Jerzym Hausnerem), z szefami ważnych komisji sejmowych (Ryszard Kalisz), z szefami ważnych urzędów publicznych (ministerstw, UOKiK, PARPA, NCN), przedstawicielami biznesu i lobbystami. Te wywiady odsłaniają kulisy tworzenia ustaw pod konkretne potrzeby, pokazują jakie interesy się ścierają, wyjaśniają dlaczego powstaje tak złe prawo. Są też wskazane konkretne osoby, które pełnią ważne funkcje publiczne, ale tak naprawdę są lobbystami danej branży lub firmy.

***********************************

Złowieszczy backcasting: likwidacja Polski

http://alexjones.pl/pl/aj/aj-polska/aj-publicystyka/item/16806-złowieszczy-backcasting-likwidacja-polski

Backcasting, jedna z najnowocześniejszych metod przewidywania przyszłych wydarzeń, ma nieoczekiwane zastosowanie. Wspomniana metoda polega na identyfikacji scenariusza realizacji jakiejś wizji przyszłości. Nic więc dziwnego, że w ogólnym chaosie intelektualnym i dotkliwym poczuciu niepewności jutra, znany profesor, ekonomista (Włodzimierz Bojarski) sformułował pytanie: czy można wykorzystać tę metodę do wyjaśnienia zachodzących w naszym kraju procesów społecznych, gospodarczych i politycznych?

Wizja przyszłości Polski

Spośród wielu wizji przyszłości Polski, które są tworzone i propagowane, tylko jedna umożliwia odcyfrowanie scenariusza realizacji, co oznacza, że prawdopodobieństwo spełnienia się tej wizji jest dostatecznie wysokie, aby jej nie lekceważyć. Niestety, jest to wizja szokująca: wizja likwidacji Polski, a dalej – potężnej redukcji (lub wynarodowienia) populacji Polaków.
Przez pewien czas obawy i ostrzeżenia (najczęściej intuicyjne) przed istnieniem takiego scenariusza likwidacyjnego były skutecznie niwelowane przez tzw. kretynizm antyspiskowy, czyli przekonanie (rzeczywiste, a może udawane), że rozwój gospodarczy i polityczny przebiega żywiołowo lub spontanicznie, zaś przywiązywanie choćby najmniejszej wagi do wielkich, długofalowych projektów ekonomicznych, politycznych czy militarnych jest przejawem skłonności paranoicznych. Zaciekłość, z jaką tępiono „teorie spiskowe” dawała dużo do myślenia. Czas jednak płynie nieubłaganie. Puzzle pozornie przypadkowych zdarzeń stopniowo układają się w logiczną całość.

Identyfikacja podstawowych elementów scenariusza likwidacji kraju oraz eksterminacji ludności raczej nie powinna nastręczać trudności. Chodzi bowiem o podważanie podstaw egzystencjalnych społeczeństwa i nieodzownych dla egzystencji przyszłych pokoleń warunków materialnych oraz o wyeliminowanie czynników umożliwiających skuteczny opór polityczny i zbrojny. Dalej wszystko idzie już jak po maśle.

Pewnym problemem są nasze subiektywne wyobrażenia, które podobne wizje przyszłości klasyfikują jako niemożliwe do spełnienia lub nawet absurdalne. Toteż warto gruntowniej przypatrzeć się zjawiskom zachodzącym we współczesnym świecie. Szczególnie warto przypatrzeć się Grecji, która na naszych oczach ulega likwidacji i wynarodowieniu, a także ujawnia mechanizmy i interesy geopolityczne likwidacji. Pouczające może być również przyjrzenie się zaskakującym kombinacjom sojuszy likwidatorów (Goldman Sachs, MFW, Niemcy) i znikomej wrażliwości państw europejskich. To jakby szczególne memento mori.

Jakie więc podstawowe elementy Polski układają się dzisiaj w jedna logiczną sekwencję likwidacji Polski?

Wywłaszczenie

Pozbawienie któregokolwiek narodu własności jest najistotniejszym elementem scenariusza umożliwiającego przejęcie kontroli. Toteż nieprzypadkowo przejęcia kapitałowe określa się w literaturze ekonomicznej terminem „rynek kontroli”, gdyż własność jest synonimem kontroli działalności ekonomicznej.

Niezależnie od takich czy innych poglądów dotyczących procesu tzw. prywatyzacji oraz innych działań rządów w ponad dwudziestoletnim okresie funkcjonowania III Rzeczypospolitej jeden fakt jest bezsporny. Polacy zostali wyrugowani ze swojej własności w sferze finansów, przemysłu, handlu i w większości pozostałych sektorów gospodarki. Tutaj nie ma miejsca na dyskusję.

Pozostałości polskich aktywów majątkowych nie pozwalają na żadną słowną woltyżerkę: stanowią obszary nieatrakcyjne ekonomicznie lub niemożliwe do przejęcia.
To oczywiście mogło zostać uchwycone dopiero po dłuższym czasie, kiedy wywłaszczenie osiągnęło stan krytyczny. Ten stan krytyczny został właśnie dzisiaj osiągnięty.

Ekonomiczne konsekwencje wywłaszczenia są nadal bardzo słabo eksponowane.
Po części dlatego, że wiele środowisk społecznych kręci się wyłącznie wokół problemów duchowych i „nie zniża się” do poważnego zainteresowania materialną sferą życia. Tego wątku nie będę szerzej rozwijał, lecz nie jest on bynajmniej drugorzędny. Po części dlatego, że w Polsce od ponad dwudziestu lat krzewi się w społeczeństwie analfabetyzm ekonomiczny, a ściślej – jest on krzewiony przez system edukacji, środki masowego przekazu i czynniki polityczne (budujące analfabetyzm na osobistym przykładzie).

W pewnym sensie jest to warunek powodzenia kampanii wywłaszczeniowych, gdyż małe zainteresowanie i brak kompetencji eliminują możliwość kontroli i nacisku opinii publicznej. Tak więc warto wspomnianym konsekwencjom poświęcić więcej uwagi.

Po pierwsze, wywłaszczenie wywołuje silny spadek dochodów kapitałowych zarówno ludności, jak też budżetu państwa, bez których żadne państwo na dłuższą metę nie może się obejść. Przez pewien czas ludność i budżet mogą ratować się zapożyczaniem, tworząc w ten sposób iluzję dobrobytu. Jednak w 100 procentach jest pewne, że taki stan musi skończyć się upadkiem gospodarczym.

Po drugie, narasta uzależnienie ekonomiczne od krajów trzecich i (nie miejmy złudzeń) zwłaszcza od kreatorów wizji likwidacji Polski. Uzależnienie ekonomiczne jest praktycznie biorąc jedyną drogą do narzucenia niekorzystnych dla kraju relacji gospodarczych, a także wysoce szkodliwych ekonomicznie i polityczne decyzji czy regulacji prawnych. W takich przypadkach wzmacnia się lekceważenie interesu publicznego i rozwijają się działania sprzeczne z tym interesem, co jest zgodne z długofalowym scenariuszem likwidacyjnym.

Słabość gospodarki obraca się na niekorzyść państwa. Dzisiaj opinia, iż słabość gospodarki wynika ze źle lub naiwnie przeprowadzonej prywatyzacji jest przyjmowana powszechnie. Tkwi w niej jednak pewne nieporozumienie, gdyż w istocie rzeczy kompetencje prywatyzacyjne były dość znaczne (lecz nie ze strony polskich „specjalistów od prywatyzacji”, lecz doradców zagranicznych), tyle że służyły interesom zewnętrznym. Ponieważ proces tzw. prywatyzacji przebiegał w długim, ponad dwudziestoletnim horyzoncie czasowym, z upływem lat musiał ujawnić się jego prawdziwy charakter. To proces kreowania rosnących zagrożeń dla integralności terytorialnej państwa.

Tutaj na szczególne podkreślenie zasługuje casus przemysłu stoczniowego.
Likwidacja tego przemysłu była niejako obnażeniem istoty przekształceń własnościowych: wywłaszczenia Polaków. To nie tylko kwestia kapitału i pracy. To przejaw niewyobrażalnego cynizmu i bezczelności rządu, torującego drogę do wyrugowania „polskiego żywiołu” z ziem zachodnich.
Wcześniej jednak słyszeliśmy preludium: sprzedaż STOENU niemieckiej firmie państwowej (co nie było prywatyzacją), która oddała w ręce niemieckie kompletny i stale aktualizowany system informacji adresowych o mieszkańcach Warszawy i centralnych instytucji państwowych. To wymowny przykład ignorowania podstawowych zasad bezpieczeństwa narodowego.

Utrata zdolności obronnych

Utrata możliwości oporu zbrojnego jest warunkiem likwidacji państwa.

Bezbronna twierdza zachęca do agresji, zwłaszcza kiedy ukryto w niej bogaty łup. Agresorzy zrobią wszystko, by zracjonalizować wrogość, zresztą zawsze to robią” (Joseph Schumpeter). Obecnie mamy pod tym względem w Polsce jednoznaczną sytuację: likwidacja przemysłu obronnego oraz kuriozalna redukcja sił zbrojnych RP, to fakty niepodważalne. Przyznaje to nawet obecne kierownictwo MON, które walnie przyczyniło się do ostatecznej utraty zdolności obronnych państwa.

Do podstaw ekonomiki obrony należy stwierdzenie, że współcześnie możliwości obrony narodowej są w prostej linii konsekwencją potencjału ekonomicznego kraju, w tym zwłaszcza przemysłu zbrojeniowego i ośrodków rozwoju zaawansowanych technologii. Jednakże przemysł i ośrodki badawcze były dławione i wyprzedawane, zaś wydatki związane z obroną kierowano na zakup uzbrojenia za granicą, w znacznej części – kosztownego w eksploatacji demobilu. W rezultacie Polska stała się w 2008 roku piątym (po Izraelu, Arabii Saudyjskiej, Korei Południowej i Egipcie) importerem amerykańskiego uzbrojenia (na kwotę 734 mln).

W bliskiej perspektywie utrata zdolności obronnych tworzy niebezpieczną sytuacje także dla kadry wojskowej, która zawsze może być potraktowana jako potencjalne źródło organizacji oporu zbrojnego. Jest to niemal pewne, ponieważ kadra wojskowa, mimo wielu perturbacji i indywidualnych przejawów konformizmu, była ważnym ośrodkiem wychowania patriotycznego i kontynuacji tradycji niepodległościowych (co wynikało przede wszystkim z głębszego rozumienia potrzeby obrony Polski).

Eksterminacja elit

Na ogół eksterminację polskich elit kojarzy się z okresem wojny oraz powojennymi represjami sowieckimi. Wielu słusznie upatruje w podejmowanych przeciw tym elitom barbarzyńskich i nieludzkich akcji celowego, długofalowego działania, co zresztą jest dobrze udokumentowane.
Nie chodziło o sporadyczne akcje, lecz o realizację szczegółowo zaprogramowanych wizji przyszłości. W przypadku Niemiec decydowały motywy eksterminacji ludności polskiej, zaś w przypadku Związku Sowieckiego o wyeliminowanie faktycznego i potencjalnego oporu. Nie chodziło też wyłącznie o fizyczną eksterminację ludności, lecz również o represje wobec nieposłusznych, o usunięcie wielu wartościowych ludzi z życia publicznego i degradację społeczną środowisk ważnych dla życia publicznego.

Dzisiaj musimy zastanowić się, dlaczego tak głęboko traumatyczne doświadczenie historyczne Polaków nie zaowocowało stworzeniem mocnego sprzeciwu wobec podobnych ekscesów w ostatnim dwudziestoleciu. Gdyż nie można już dalej zakrywać oczu przed licznymi faktami, że proces eksterminacji polskich elit ma dalej miejsce i co więcej – ostatnio ulega intensyfikacji. Jak poprzednio, nie zamierzam wikłać się w dociekania, jakie przyczyny czy decyzje doprowadzały do tej eksterminacji, zwłaszcza elity politycznej i wojskowej.

Katastrofy w Smoleńsku i wcześniej koło Mirosławca (śmierć polskiej elity wojsk lotniczych), mają przecież wszelkie znamiona eksterminacji. Wpisuje się ona w zagęszczający się coraz bardziej „klimat” agresji i proces bezwzględnego eliminowania z życia publicznego ludzi oraz organizacji działających z poświęceniem dla dobra Polski. Wymaga podkreślenia przede wszystkim olbrzymie skumulowanie faktów wskazujących na celowe, systematyczne i zorganizowane działania represyjne.

Główną przyczyną „słabości” środowisk patriotycznych i propaństwowych nie są konflikty wewnętrzne, niezdolność jednoczenia się czy pasywność, lecz rozbijactwo i represyjność ze strony czynników realizujących wizję likwidacji Polski. Do tego używa się instytucji publicznych (prokurator, sądów, służb specjalnych).

Działania represyjne wobec ludzi i organizacji troszczących się o dobro publiczne są głęboko amoralne. To jest najbardziej niebezpieczne, gdyż oznacza brak hamulców przed wykorzystaniem nawet najbardziej haniebnych środków sprawowania władzy. W tym kontekście wizja likwidacji Polski nie wydaje się czymś niezwykłym, skoro jest to wizja skrajnie wroga wobec tendencji patriotycznych i państwowych. W tym kontekście wytężone działania represyjne wobec Radia Maryja i podejmowana obecnie próba jego likwidacji są przejrzyste i wytłumaczalne.

Poza najbardziej jaskrawymi przykładami represji (nie wyłączając zabójstw na tle politycznym), które nie doczekały się niestety wyjaśnienia, mamy do czynienia z lawiną eliminacji z życia publicznego setek naukowców, duchownych, ludzi kultury, przedsiębiorców, rolników itp. Szczególnie bolesnym zjawiskiem jest uderzanie i usiłowanie skompromitowania potencjalnych przywódców duchowych Polaków. Po bardzo uważnym przyjrzeniu się sprawie, tak właśnie odczytuję wyrok śmierci cywilnej wydany na arcybiskupa ks. prof. Stanisława Wielgusa.

Gipsowanie ust

Trzecim ważnym elementem wpisującym się w scenariusz likwidacji Polski i eksterminacji Polaków jest forsowanie idei i propagandy wprowadzających chaos myślowy, nieuctwo oraz brak odpowiedzialności. Tej kwestii także tutaj nie chcę szerzej omawiać, ale nie jest ona słabo rozpoznana. Warto znowu podkreślić, że nie chodzi o splot przypadków czy spontaniczne działania, lecz o precyzyjnie opracowany program ideowo-polityczny, obecnie poddawany silnym zabiegom korygującym (wskutek zderzenia z realiami kryzysu globalnego). Program ten, o czym łatwo się przekonać czytając liczne zwierzenia i projekty czołowych postaci środowisk neoliberalnych, jest programem darwinizmu społecznego i ekonomicznego. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, co znaczy darwinizm społeczny, a zwłaszcza z tego, że zapala on zielone światło dla eksterminacji ludności świata. Jest to m.in. program przewidujący w duchu darwinistycznym redukcję ludności świata do 1-2 miliardów (polecam teksty Lesława Michnowskiego).
Procesem mającym zapewnić skuteczność realizacji wspomnianej wizji (zarówno w wymiarze polskim, jak i globalnym) jest zablokowanie głosu opinii publicznej; zastąpienie go orwellowską prawdą. Ten długotrwały proces jest w naszym kraju bardzo widoczny, poczynając od przechwycenia koncernu medialnego PZPR (czyli RSW) przez środowiska neoliberalne, poprzez wprowadzanie na rynek antynarodowych mediów pochodzenia zagranicznego, a dalej przez okiełznanie mediów publicznych.

Główną i wyjątkowo trudną do pokonania barierą do ostatecznego rozprawienia się z polską opinią publiczną jest Radio Maryja. Wcale nie chodzi o radio. Chodzi o zagipsowanie ust kilkunastu milionów Polaków, którzy dzięki dziełu Redemptorystów mają otwartą przestrzeń publiczną. Zamknięcie tej przestrzeni jest obecnie głównym problemem scenariusza likwidacyjnego, gdyż niweczy ona jeden z ważniejszych czynników totalitarnego sprawowania władzy: kontroli nad mediami. Jest wysoce prawdopodobne, że w realizacji scenariusza likwidacyjnego brakuje już tylko tego, takiej kropki nad i.
Przyjmowanie za dobą monetę od dłuższego czasu wysuwanych „argumentów” za likwidacją Radia, a w ostateczności jego neutralizacji, byłoby dziś wręcz śmieszne. Tak samo śmieszne byłoby uznanie za bezstronną decyzję o nie przedłużaniu koncesji. Likwidacja Radia byłaby momentem kulminacyjnym: akcją likwidacyjną pod względem cynizmu i bezczelności przewyższającą likwidację przemysłu stoczniowego.

Ale jest coś jeszcze.

Totalitaryzm

Niektórzy uciekają się do łagodnej perswazji sygnalizując, że nawet w interesie rządzących Radio Maryja należy zostawić w spokoju, może bowiem stanowić swoisty wentyl bezpieczeństwa.
Ja w to nie wierzę.

Bardziej prawdopodobny jest wariant wprowadzenia systemu rządów totalitarnych. Niektóre elementy tej dyktatury wyłaniają się z polskiej rzeczywistości (zaś bledną ich przeciwieństwa, takie jak: demokracja, wielopartyjność, wolność słowa).

Głównym narzędziem totalitaryzmu jest terror, który łączy dwa pierwiastki: kult siły i brutalne traktowanie społeczeństwa. Zarówno kult siły jak i bezwzględność wobec społeczeństwa (a przynajmniej jego większości) w systemach totalitarnych jest usprawiedliwiany potrzebą skutecznej realizacji zadanej wizji.
W ciągu minionego dwudziestolecia pojawiło się w Polsce wielu polityków, którzy demonstrują odpowiednie predyspozycje i zapatrywania, aby stosować totalitarne metody rządów. Teraz dotyka to szczytów władzy.

Mam w pamięci wypowiedzi wygłaszane na krótko przed obaleniem rządu Jana Olszewskiego, które warto tutaj przytoczyć (są to relacje ze spotkania w warszawskim Klubie Dziennikarzy):
- autorytet może mieć ktoś, kto posiada siłę, która przekłada się na skuteczność działania;
- Nie ma co się „modlić do społeczeństwa o spokój”. Każda władza w tym kraju musi pogodzić się z tym, że będzie znienawidzona. Musi mieć tez odwagę podejmowania niepopularnych decyzji. Usuwa głodujących chłopów, bo ma cel; („coś do zrobienia”);

- potrzeba zintegrowanego układu władzy;

- demokracja nie jest wartością najwyższą. Jest bardzo ważna, ale ma przede wszystkim służyć transformacji i innym celom.

Są to fragmenty z artykułu A. Gutkowskiej, „Poglądy pana Tuska” („Życie Gospodarcze”, nr 23 z 7 czerwca 1992 r.). Chciałbym znaleźć choćby mało znaczące czyny obecnego premiera, które wskazywałyby na odejście od tak pojmowanego „liberalizmu”. Czyny a nie słowa, których nie brakuje. Ówczesne poglądy obecnego premiera i przywódcy partii rządzącej odczytuję jako ofertę bezwarunkowego „służenia transformacji”.

Czy zatem „służenie transformacji” jest dobrym synonimem „służenia wizji likwidacyjnej”? Nie dla wszystkich odpowiedź jest oczywista. To zależy od tego, czy ludzie służący transformacji mają jasne pojęcie, komu służą. Zapewne niektórzy takie pojęcie mają. Jednak świadomie czy nieświadomie wszyscy oni służą wizji likwidacyjnej.

Bo cynizm i głupota często idą w parze.

Prof. dr hab. Artur Śliwiński
 
*****************************************

Tylko ryba nie bierze

http://alexjones.pl/pl/aj/aj-polska/aj-gospodarka-polska/item/18823-tylko-ryba-nie-bierze

Mieliśmy być liderem w Unii Europejskiej. No i jesteśmy... w korupcji, i przestępstwach finansowych, w wyniku których Polska tylko w 2011 roku straciła ponad 9 miliardów dolarów. W latach 2002-2011 skumulowana wartość strat sięgnęła sumy wręcz astronomicznej, czyli 49,39 mld dolarów, a w okresie tym średnio rocznie wypływało z Polski blisko 5 mld „zielonych”. W 2011 roku było to 9,14 mld., w 2010 - 10,62 mld. Lepiej było w latach 2002-2005, gdy odpływy wynosiły od 0,4 do maksymalnie 1,9 mld dolarów. Nie są to dane wzięte z sufitu, gdyż pochodzą z opublikowanego w tych dniach raportu waszyngtońskiej pozarządowej organizacji Global Financial Integrity.

Mafijna ośmiornica rozkwita u nas w najlepsze, nie dziwi więc że także w rankingu światowym Polska w wyprowadzaniu „brudnych pieniędzy” lokuje się na wysokim, bo na osiemnastym miejscu spośród 150 państw ujętych w raporcie. A przecież po 1989 roku bez końca słyszeliśmy, że priorytetem każdej kolejnej ekipy, nieważne lewicowej czy prawicowej, jest stworzenie przejrzystego prawa uniemożliwiającego korupcję, brudny biznes oraz transfer nielegalnego kapitału z kraju. Kończyło się oczywiście na zapowiedziach, gdyż przecież politycy musieliby być szaleni tworząc prawo uderzające w ich własne interesy. Stąd pełno w nim luk umożliwiających obchodzenie przepisów, a prace sejmowych komisji śledczych kończyły się z zasady niczym, stając się trampoliną do kariery politycznej tego czy innego posła.

Premier Donald Tusk też co i raz zapowiada, że nie będzie przekrętów. Po raz pierwszy o „podjęciu rzeczywistej walki z korupcją” zapewniał w październiku 2007 roku w swoich obietnicach wyborczych, a ostatnio na konwencji Platformy Obywatelskiej groził wymieceniem żelazną miotłą korupcji tak w macierzystej partii jak i w Polsce.

„Każdy, kto złamał lub złamie prawo, a sprawuje władzę, niech się szykuje na spotkanie ze służbami, które przebudowaliśmy po to, by jeszcze mocniej, bardziej precyzyjnie kontrolowały władzę i wydawanie środków publicznych. (…) Chcę bardzo mocno podkreślić, że jeśli kogoś męczy uczciwe sprawowanie funkcji, to będzie się musiał pożegnać, wpierw z funkcją, a potem z możliwością reprezentowania PO gdziekolwiek w Polsce”

Ze strony premiera jest to wyłącznie zabieg marketingowy. Inaczej badanie CBOS z lipca 2013 roku nie byłoby dla Tuska po prostu miażdżące. Ponad 80 procent respondentów uznaje świat polityki za przesiąknięty korupcją, nieuczciwym lobbingiem i nepotyzmem, a 66 procent uważa, że rząd nie ma politycznej woli, by korupcję zwalczać. W 2010 roku było to o dwadzieścia procent mniej.

Piotr Jakucki