Wiele
badań i odkryć w zasadzie występuje jako nauka alternatywna,
sekowana przez oficjalną naukę. Przykładów można mnożyć i to z
dziedziny fizyki, biomedycyny i innych; o niektórych wspomniałem w
tym blogu. Przypomnę tu zaledwie kilka:
-
Neurofon (Neurophone),
-
EM Drive,
-
Jack Andraka (diagnoza raka trzustki),
-
Evangelos Michelakis (DCA, lek przeciwrakowy),
-
Denis Faustman (regenreacja wysp Langerhansa i wyleczenie cukrzycy),
-
William Kelly (leczenie raka).
Poniżej
zacytuję ciekawy artykuł na temat energii:
Jak to jest z darmową energią?
http://alexjones.pl/aj/aj-technologia-i-nauka/aj-energia/item/113708-jak-to-jest-z-darmowa-energia#!
23 kwiecień 2017
Istnieje wiele rozwiązań technicznych
pozwalających czerpać bez ograniczeń energię z naszego otoczenia,
jednak wszystkie te wynalazki są skutecznie blokowane przez sektor
finansowy i energetyczny, oraz rządy państw bojące się utraty
kontroli nad społeczeństwami.
Nie jestem przesadnym zwolennikiem teorii
spiskowych – ani w nauce i zastosowaniu badań w przemyśle, ani w
polityce. Każdy czytelnik po przeczytaniu tego zdania pomyśli
zapewne: „Twierdzi, że nie wierzy w spiski, ale coś jest na
rzeczy, bo inaczej by o tym nie pisał..." – i w zasadzie
będzie miał rację! Bo choć nie należy mnożyć bytów ponad
miarę i potrzebę (teoria rzecze Williama z Ockham, angielskiego
franciszkanina żyjącego w latach 1300–1349, która w większości
przypadków się sprawdza), to jednak trudno nie zadać sobie
prostego pytania:
Dlaczego do dziś korzystamy ze sposobów
wytwarzania (i przetwarzania) energii, które należą właściwie do
XIX wieku i wcześniejszych (z jednym niechlubnym
wyjątkiem – energetyką jądrową)?
Pytanie jest proste i odpowiedź dla osób w miarę
uważnie obserwujących środowisko obecnego homo sapiens w jest
zasadzie również prosta: bo ludzie są chciwi, a im bardziej są
bogaci, oraz im większą dzierżą władzę, tym bardziej są boją
się jej utraty.
Przy czym ta konstatacja wymaga rozwinięcia.
WYTWARZANIE ENERGII DZISIAJ
Może to się wydać dziwne, a nawet zabawne — w
zasadzie nie odeszliśmy daleko od ogniska wędrownego łowcy –
energię uzyskujemy w większości ze spalania różnych materiałów.
Od tego schematu odbiega trochę wykorzystanie energii wody
(elektrownie wodne) i wiatru.
Niewątpliwie nieco dalej od naszego ogniska
plasuje się energetyka jądrowa. Ale trudno ją nazwać wielkim
osiągnięciem, bo w rachunku ciągnionym nie jest taka tania, a po
drugie niesie ze sobą trudne do oszacowania zagrożenie ekologiczne.
Wystarczy jakiś duży, aczkolwiek z punktu widzenia przetrwania
naszego gatunku niegroźny, kataklizm, który w przypadku uszkodzenia
kilku elektrowni atomowych może zmienić się w kataklizm
ostatecznie kładący kres panowaniu człowieka na Ziemi. Być może
dla tej ostatniej wyszłoby
to na dobre. Na przykład solidne trzęsienie
ziemi w terenie „sejsmicznie bezpiecznym" i bum... nawet
strach myśleć o konsekwencjach. W końcu wystarczyła jedna
Fukushima, aby zagrozić życiu wszystkich stworzeń morskich w
Oceanie Spokojnym (na razie).
W rzeczy samej wszystkich wielbicieli energetyki
jądrowej należałoby moim zdaniem przymusowo kwaterować w
osiedlach mieszkalnych gdzieś w pobliżu składów zużytego paliwa.
Choć nie, nawet najgorszemu wrogowi nie należy tego życzyć, W
końcu oni mają jedynie ograniczoną wyobraźnię. Cóż, za taki
defekt psychiczny nie wypada znęcać się nad mądrymi inaczej.
Inne metody (wykorzystujące energię wiatru,
słońca) stanowią mniejszość. Oczywiście nie można nie doceniać
postępu w poszczególnych segmentach (na przykład spalanie
fluidalne), oraz innych znakomitych rozwiązań, takich jak pompy
ciepła lub pompy kawitacyjne, jednak należy zwrócić uwagę na to,
że wszystkie te metody wymagają pośredniego lub bezpośredniego
zasilania paliwami (surowce!) lub energią elektryczną (w większości
surowce!).
Niewątpliwie krokiem w dobrym kierunku jest
poszukiwanie energii z tak zwanych źródeł odtwarzalnych (metan
uzyskiwany z odpadów organicznych, rośliny szybko rosnące
przeznaczone do opalania, wykorzystywanie słomy zbóż), lecz są to
metody mające ścisłe powiązanie z konkretnym miejscem i nie
zawsze możliwe do zaadaptowania w innych.
A co więcej, każda z nich może być
reglamentowana bądź koncesjonowana przez państwo i...radośnie
przez to państwo opodatkowana. Może zmienić się nastawienie
polityczne — ot, np. obecny rząd jakoś nie kocha turbin
wiatrowych.
GDZIE TEN POSTĘP?
Prawdziwy postęp w jakiejkolwiek dziedzinie
związany z odkryciami nowych zjawisk tworzony przez jednostki
(Tesla, Marconi) bądź zespoły badawcze tworzone przez te jednostki
(Edison) zostaje wtłoczony w ramy badań finansowanych przez państwo
bądź prywatne i bogate firmy (korporacje). To jest już „postęp
sterowany i ukierunkowany", w którym nie ma miejsca dla osób
negujących obowiązujące teorie, nie mówiąc o „podstawowych
prawach nauki". Przynajmniej w sferze jawnej.
Wszyscy indywidualnie i nieszablonowo myślący
odszczepieńcy mogą co najwyżej zejść do piwnicy, a niektórym
pozwoli się, ewentualnie, podziałać piętro wyżej, czyli w
garażu. Takie mechanizmy obecnej nauki – może w trochę innej
dziedzinie –pięknie pokazuje książka Zakazana archeologia
Michaela Cremo i Richarda Thompsona.
KRÓTKA WYCIECZKA OBJAZDOWA PO GARAŻACH
Zajrzyjmy do tych garaży i zobaczmy, jakie to
bezeceństwa tam się wyprawia. Pierwszy etap podróży to Australia.
To właśnie tam garażowy wynalazca zbudował
silnik napędzający kosiarkę, który działał na... wodę.(1)
Któregoś dnia wrócił do domu, rzucił rodzinie na stół milion
dolarów, czy coś koło tego, a potem stwierdził, że nie chce już
więcej gadać ani słyszeć o swoich maszynkach. Jakiś czas później
ktoś odstrzelił mu głowę z dubeltówki w drzwiach wejściowych
jego własnego domu. Podejrzewa się, że kupiec rozwiązania na
wszelki wypadek zlikwidował potencjalne źródło „przecieku
informacji”.
Pozostańmy w kraju z Krzyżem Południa na
fladze. W czasopiśmie Melbourne Age z 13 lipca 1993 roku na 5
stronie opisano „system bezpiecznej produkcji ozonu" – małe
czarne pudełeczko zmniejszało spalanie paliwa w samochodach o dwie
trzecie. Pracownicy Agencji Ochrony Środowiska wspólnie z
naukowcami z Uniwersytetu Swinburn potwierdzili w prywatnych (sic!)
rozmowach z wynalazcą, że jest to najlepsze rozwiązanie tego typu,
z jakim się spotkali. Wynalazcą był niejaki Mike Holland, który
założył firmę „Oz Smart
Technologies". Chwalił się, że jego
rozwiązaniem zainteresowani byli wojskowi, a Nissan dawał mu pięć
milionów dolarów.
Mamy rok 2017. I co? Było dość czasu, aby
wykorzystać to dość skuteczne rozwiązanie oszczędzające paliwo.
Czy mamy jakiś przewrót technologiczny? Czy poprawił się stan
naszych kieszeni (dla tych, którzy jeszcze nie załapali, wyjaśniam,
że użytkownicy samochodów płaciliby mnie więcej o 100 zł mniej
przy napełnianiu baku)? Czy ma to wpływ na ekonomię kraju?
Odpowiedź wpisuje się wspaniale w tradycję odpowiedzi ekspedientek
sklepów mięsnych z czasów stanu wojennego: NIE MA. Zresztą nie
oszukujmy się — państwu zależy na tym, aby paliwa były jak
najdroższe, a samochody paliły dużo — w końcu kasuje 50% ceny w
formie akcyzy i podatku. Skarb Państwa ma duże potrzeby i stale za
mało pieniędzy.
„Oz Smart Technologies" nie istnieje, a
Mike Holland rozpłynął się w upalnym, falującym powietrzu
australijskich pustkowi.(2)
Przenieśmy się teraz na inny kontynent, cofając
się kilkadziesiąt lat wstecz. Najpierw frustrujący przykład
mieszanki niekompetencji i thrillera. W latach trzydziestych
ubiegłego stulecia niejakiemu Henry'emu T. Morayowi odmówiono
udzielenia patentu na “zimną katodę półprzewodnikową",
ponieważ urzędnik udzielający patentu nie potrafi! zrozumieć
(sic!), w jaki sposób może ona emitować elektrony (to była
niekompetencja). Wynalezienie dwadzieścia lat później tranzystora
udowodniło, że urządzenie Moraya mogło działać.
Naiwny i prostoduszny wynalazca nie poddał się i
w roku 1940 zaprezentował przed członkami Komisji ds. Użyteczności
Publicznej (Public Utilities Commission) generator „darmowej"
energii, który wytwarzał na wyjściu napięcie 250 000 V (dwieście
pięćdziesiąt tysięcy V). Ot, taka energia z niczego. Następnego
dnia ktoś go zastrzelił w laboratorium i zabrał wszystkie notatki
oraz rzeczony generator (a to był właśnie wspomniany thriller).(3)
Powędrujemy w czasie nieco do przodu. Chemik John
Andrews zaprezentował w roku 1974 przedstawicielom marynarki
wojennej USA dodatek do wody, który zamieniał ją w paliwo.
Zarzucano mu nawet oszustwo, ale obronił się na zamkniętym
posiedzeniu sądu. Według jego szacunków pozwoliłby on na
obniżenie ceny 1 litra benzyny do pół centa (½ ¢). Kiedy
przedstawiciele marynarki wojennej wybrali się do niego w celu
wynegocjowania zakupu technologii i receptury, zastali w laboratorium
ogromny bałagan, zaś sam chemik „zaginął”. O tym wynalazku
Nexus wspominał parę lat temu.
W lipcu tego samego roku prokurator okręgowy z
Los Angeles. działając na „polecenie z góry”, najechał
warsztat Eda Graya i skonfiskował prototyp generatora wytwarzającego
darmową energię (free energy) wraz z całą dokumentacją. Wysunął
przy okazji różne bezpodstawne zarzuty przeciw Grayowi i skutecznie
utrącał wszelkie usiłowania jego adwokatów dążących do
odzyskania skonfiskowanych rzeczy. W wyniku tych działań Ed Gray
został w końcu zmuszony do ogłoszenia bankructwa.
Właściwie można by tak bez końca… ot, choćby
Howard Johnson (USA) walczył sześć lat z Urzędem Patentowym o
przyznanie patentu na silnik oparty na stałych magnesach(4). Kohei
Minato (Japonia), który opracował silnik działający na podobnych
zasadach, musiał wprowadzić zmiany w swoim patencie dodając
elektromagnesy zasilane niewielkim prądem, bo przecież silnik bez
zasilania, to nie silnik!(5)
Długo by opowiadać o urządzeniach
zmniejszających znacznie zużycia paliwa, o generatorach darmowej
energii tworzonych w garażach i innych fascynujących rozwiązaniach,
których twórcy boją się je ujawniać, a jeśli już to zrobią,
to są zastraszani, doprowadzani do bankructwa, pomieszania zmysłów
bądź wymazywani z naszej rzeczywistości przy pomocy lupary
(sycylijska nazwa „obrzyna”).
Można by wiele o wynalazkach mogących zmienić
nasze życie na łatwiejsze i spowodować, że energia byłaby
dostępna w każdym miejscu i w każdej ilości, bez potrzeby
przesyłania jej na znaczne odległości.
Nasuwa mi się tu również na myśl patent
Josepha Pappa, Węgra, uciekiniera z komunistycznego raju po
gwałtownej erupcji uczuć Armii Radzieckiej wobec Węgrów w roku
1956. Ówże Papp skomponował sprytną mieszankę gazów
szlachetnych, która po potraktowaniu jej impulsem elektrycznym
zmieniała swoją objętość, po czym wracała do stanu wyjściowego.
Papp opracował rozwiązanie, w którym pojemniki z tą mieszanką
zostały umieszczone w cylindrach silnika samochodowego. Według słów
wynalazcy pojemniki z gazem wymagały regeneracji co 90 tysięcy
kilometrów.(6) Wyobraźcie sobie samochód, który jeździ bez
tankowania! Szacunkowe obliczenia pozwalają sądzić, że w mojej
kieszeni pozostałaby niezły zwitek stuzłotówek (starczyłoby na
nowy samochód). Jaka szkoda, że Papp już umarł.
Jak zapewne wszyscy już się domyślili, sam
fakt, że samochody nie musiałyby podjeżdżać do stacji
benzynowych, był wystarczającym powodem, aby rozwiązanie Pappa nie
zostało, jak to się teraz ładnie mówi, skomercjalizowane.
TAJNE PATENTY l KNEBLE
Biorąc pod uwagę to, że Stany Zjednoczone
przodują, tak w rozwoju przemysłowym, jak i w demokracji, a
ostatnio w usilnym dbaniu o bezpieczeństwo obywateli, pozostańmy u
nich i rozejrzyjmy się uważnie.
We wszystkich wymienionych tu przykładach można
zaobserwować pewien schemat: ktoś wymyśla urządzenie, które może
sprawić, że ludziom będzie żyło się taniej, zdrowiej i ogólnie
lepiej, i z miejsca pojawiają się jakieś nieczyste siły usiłujące
takiego niepoprawnego wynalazcę przywołać do porządku, nierzadko
– ostatecznego.
Jak twierdzi Gary Vesperman w swoim artykule
Działania na rzecz odtajnienia patentów związanych z energią (7),
w Urzędzie Patentowym USA działa dziewięcioosobowy komitet
oceniający nadsyłane patenty z punktu widzenia skutków, jakie
niosą one dla bezpieczeństwa narodowego. Ponieważ „bezpieczeństwo
narodowe" jest pojęciem bardzo pojemnym, wszystkie wynalazki
dotyczące metod wytwarzania taniej energii są utajniane, a
wynalazcę obowiązuje zakaz dalszej pracy nad wynalazkiem,
publikacji oraz rozmów na jego temat pod groźbą kary 20 lat
więzienia. Jeśli się nie podporządkujesz, to jesteś wrogiem
narodu i idziesz siedzieć. Taki zakaz znany jest pod pojęciem „gag
orders", co w wolnym tłumaczeniu znaczy „ordynacja kneblowa".
Dotyczy on zresztą nie tylko wynalazków
związanych z energią, ale wszelkich, które mogłyby w jakiś
sposób uniezależnić członków społeczeństwa od nadzoru władz.
Spotkało to na przykład twórców urządzenia zabezpieczającego
przed podsłuchiwaniem rozmów prowadzonych za pomocą radiostacji
CB(8) oraz telefonów autorstwa Carla Kicolaia, Williama Raike'a,
Carla Quale'a i Davida Millera z Seattle w stanie Washington. Agencja
Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) utajniła patent po sześciu
miesiącach od jego wydania motywując to względami bezpieczeństwa
państwa.
Podobne przepisy i działania są na porządku
dziennym we wszystkich krajach świata. W Polsce również(9).
Wszędzie na świecie służby specjalne, wywiad
wojskowy przejmują prawem kaduka dorobek badawczy, modele i
dokumentacje wynalazczą. W Polsce stało się tak z Lucjanem
Łągiewką i profesorem Gumułą.
Ta sprawa zresztą ma nieco komiczne zakończenie
— oto po kilkutygodniowej wymuszonej współpracy z laboratorium
wojskowym oddano modele, a nawet zapłacono p. Łągiewce za pracę.
Naukowcy nie doszli do żadnych rozwiązań z pewnej prostej
przyczyny — sam twórca nie dysponował jeszcze aparatem
obliczeniowym pozwalającym na wykorzystanie odkrytego przez siebie
zjawiska. Czy rzeczywiście jest to działanie na korzyść narodu,
społeczeństwa? Wydaje się, że nie. Zresztą każdy czytelnik
Nexusa ma już zapewne wyrobiony pogląd na ten temat.
Wróćmy na razie do Najwspanialszego Kraju
Wzorcowej Demokracji (nie będę używa! akronimu, bo źle się
kojarzy), czyli USA. Jak podał jakiś czas temu Don Kelly w Space
Energy Journal, ilość utajnionych patentów „energetycznych"
można szacować na około trzy tysiące. Z kolei Thomas Valone z
Integrity Research Instilute, były rzecznik patentowy, ocenia, że
ich liczba przekracza nawet cztery tysiące. Zgłaszający nie
otrzymują numeru patentu, a wynalazcy (wynalazca nie koniecznie musi
być zgłaszającym aplikację patentową) prawie nigdy nie otrzymują
rekompensaty z tytułu używania ich wynalazków. I znów na usta
ciśnie się pytanie:
W jakiż to sposób wynalazek pozwalający na
domowe wytwarzanie energii elektrycznej może zagrozić
bezpieczeństwu państwa?
BENEFICJENCI
A może tu nie chodzi tylko o bezpieczeństwo
państwa? Zadajmy więc inne pytanie: „Qui bono?" – kto na
tym korzysta? Lub raczej – kto może stracić na rozwoju tego typu
nowych technologii indywidualnej produkcji energii? Odpowiedź jest
prosta: przede wszystkim producenci energii i surowców
energetycznych. No, bo, po cholerę, komu benzyna, jeśli wszyscy
będą korzystali z silnika Pappa lub silnika na magnesy stałe? Po
co komu okręgowe Zakłady Energetyczne i sieci przesyłowe, jeśli w
garażu będzie się kręcić gustowny generator darmowej energii?
A że współpraca polityków i lobby
energetycznego jest zjawiskiem trwałym i opartym na szafowaniu
publicznym pieniądzem lekką ręką, to przecież wiadomo nie od
dzisiaj. Jeśli ktoś myśli, że na Kapitolu siedzą wyłącznie
reprezentanci narodu bez skazy na honorze, to jest bardziej naiwny
niż przedszkolak. Już pierwsze słowa projektu ustawy energetycznej
są wzorcowym przykładem hipokryzji : „Aby zwiększyć oszczędność
energii, badania i rozwój..." bla, bla, bla…
Jaka oszczędność, jakie badania? Macie przecież
ponad 4000 utajnionych patentów, które pozwalają na dostarczenie
całej ludzkości energii za darmo! Cała ta ustawa zresztą to jeden
gigantyczny podarunek społecznych środków dla przemysłu
energetycznego.
Ta „współpraca" przemysłu energetycznego
z politykami jest, nota bene, zawsze bardzo intratna. Zjawisko to
jest globalne, a w samych Stanach Zjednoczonych związek między
dotacjami na kampanię wyborczą a późniejszymi zwolnieniami
podatkowymi i subwencjami jest prosty „jak drzewce dzidy", jak
powiada Yarpen Zigrin, bohater powieści Andrzeja Sapkowskiego: oto
69,5 miliona dolarów przeznaczonych na kampanię zaowocowało 36
miliardami dolarów w postaci zwolnień i subwencji. To dopiero
interes – ponad 52000 procent zysku. Handel narkotykami przy tym to
jak zabawa w piaskownicy. I taka skuteczna ssawka z budżetu do
prywatnych kieszeni ma przestać działać tylko dlatego, że ktoś
sobie w garażu wymyślił jakiś generator punktu zerowego lub coś
innego? Wolne żarty.(10)
A TAK WŁAŚCIWIE, O CO TU CHODZI?
To wszystko nie jesi takie proste i oczywiste, jak
by się mogło wydawać. Dlatego proponuję teraz przyjrzenie się
tym wzajemnym powiązaniom władzy, kapitału i interesów, które
nie pozwalają nam żyć w lepszym, tańszym świecie. Jasno i
prostymi słowami wyłożył to Peter Lindeman w swoim artykule The
World of Free Energy”(11). Pozwolę sobie teraz na krótkie
zaprezentowanie jego poglądów.
Współdziałają razem cztery, potężne siły,
które tę niemoc powodują. Twierdzenie, że istnieje jakiś
“generalny spisek”, by ukrywać i blokować te wynalazki,
prowadzi do powierzchownego rozumienia świata i powoduje, że wcale
nie czujemy się za ten stan odpowiedzialni. Nasz brak reakcji i
obawa przed zmianami wywołujące pragnienie pozostawania w
nieświadomości zawsze były interpretowane przez dwie z tych
czterech sił jako „ciche przyzwolenie".
Parę słów wprowadzenia. Podstawy ekonomii
wyróżniają trzy klasy przemysłu: kapitał, towary i usługi.
Pierwszy, kapitał, ma trzy podklasy. Są to:
– dobra naturalne (wszelkiego rodzaju surowce,
np. rudy żelaza, oraz źródła energii, np.energetyka wodna lub
szyby naftowe);
– pieniądz (druk pieniędzy papierowych, oraz
bicie monet – ta funkcja leży zazwyczaj w
gestii rządu);
– kredyt (pożyczanie pieniędzy na procent oraz
wzrost wartości złożonych depozytów).
Wyraźnie z tego widać, że energia funkcjonuje w
ekonomii w taki sam sposób, jak złoto, żelazo, drukowanie
pieniędzy czy udzielanie kredytów przez bank. W większości krajów
istnieje „monopol pieniężny". Wolno mi zarabiać tyle
pieniędzy, ile chcę. ale tylko w banknotach emitowanych przez
państwo. Nie mogę „mieć życzenia" by być wynagradzanym w
złocie, certyfikatach albo innych rodzajach „pieniędzy". Ten
„pieniężny monopol" znajduje się w rękach niewielkiej
liczby banków, które należą do kilkunastu Najbogatszych Rodzin
(np. w USA Rezerwa Federalna, mimo mylącej nazwy, jest bankiem
prywatnym). W Polsce tak jeszcze nie jest, ale nie martw się.
czytelniku, bowiem, czy rzeczywiście cieszymy się niezależnością
NBP?
Owe NR (Najbogatsze Rodziny) mają w swoich
planach przejęcie 100 procent zasobów kapitałowych świata, by móc
kontrolować każdego poprzez umożliwianie (lub nie) dostępu do
dóbr i usług.
Gdyby każdy obywatel Ziemi mógł mieć dostęp
do niezależnego źródła bogactwa (w naszym przypadku są to
urządzenia do wytwarzania taniej, darmowej energii), to te plany
ległyby w gruzach raz na zawsze. Dlaczego? To proste – obecnie
przyspieszenie lub zwolnienie gospodarki można wywołać manipulując
stopa, procentową i przekrętami różnych bankowych „instrumentów
pochodnych”. Jeśli jednak w ekonomii pojawiłoby się niezależne
źródło kapitału (tu: energia) i każde przedsiębiorstwo lub
osoba prywatna mogłaby zwiększać swój kapitał bez pożyczania go
w banku, manipulacje stopami procentowymi nie dawałyby spodziewanych
efektów.
Technologie wytwarzania darmowej energii zmieniają
wartość pieniądza. Najbogatsi (wraz Kredytodawcami) nie chcą mieć
konkurencji. Oni chcą nadal dzierżyć kontrolę nad podażą
pieniądza. Dla nich darmowa energia to nie jest coś, co tylko
należy tępić lub utajniać – takie coś powinno być zakazane
raz na zawsze!
Tak wiec, uogólniając, pierwszą siłą nie
dopuszczającą do rozprzestrzeniania się technologii darmowej
energii są Najbogatsze Rodziny Świata wraz z swoimi bankami
motywowane przez wyimaginowaną „władzę z boskiego nadania",
chciwość i pazerną potrzebę kontrolowania wszystkiego (poza sobą,
oczywiście). Używają zastraszania, podpaleń, zabójstw.
Ośmieszają wynalazki i odkrycia przy pomocy „ekspertów"
(sceptycy różnej maści i chowu). Wykupują prawa do technologii w
celu jej utajnienia. Stosują szeroką gamę bodźców finansowych w
celu manipulowania ewentualnymi zwolennikami nowoczesnych rozwiązań.
Wspierają także z całych sił ogólne przekonanie o słuszności
teorii naukowej głoszącej, że „darmowa energia" jest
niemożliwa (bo prawa prawa termodynamiki itd).
Drugą siłą są rządy państw. W tym wypadku
nie tyle chodzi o zagrożenie prawa wyłączności emisji pieniędzy,
ile o zapewnienie „bezpieczeństwa narodowego". W stosunkach
gospodarczych istnieje Złota Zasada: „Ten, kto ma złoto,
ustanawia zasady". Podobnie jest w polityce, tyle że tu ta
zasada ma brzmienie bardziej darwinowskie: „Przeżywa najlepiej
przystosowany", przy czym „przystosowany" oznacza tu
stronę najsilniejszą, która jest gotowa do stosowania najbardziej
brutalnych i niegodziwych metod walki. Zastosowany może być
absolutnie każdy dostępny środek w celu uzyskania i utrzymania
przewagi nad „przeciwnikiem", przy czym „przeciwnikami"
są wszyscy, bez względu na to, czy są uważani za przyjaciół,
czy wrogów. Żaden rząd nigdy nie zrobi niczego, co mogło by dać
rzeczywistą lub urojoną przewagę przeciwnikowi. Nigdy! To byłoby
wszak narodowe samobójstwo. Dlatego jakiekolwiek działanie
(jednostki, przedsiębiorstwa) na terenie kraju lub za granicą,
które może być zinterpretowane jako dające przewagę
przeciwnikowi, zawsze będzie uważane za „zagrożenie dla
bezpieczeństwa państwa".
Darmowa energia to najgorszy koszmar dla każdego
rządu. Twierdzi się otwarcie, że taka technologia to iskra, która
może wywołać nieograniczony wyścig zbrojeń. Swobodny do niej
dostęp może zakłócić równowagę sił w obecnej sytuacji
międzynarodowej. Każde państwo chciałoby ją mieć na wyłączność
i zrobi wszystko, aby inne państwa jej nie miały.Dlatego rząd
jest, można by rzec, naturalnym przeciwnikiem takich technologii, a
jego działania to typowa „samoobrona" i jest to działanie
prowadzone na trzech płaszczyznach. Pierwsza – nie pozwala się na
uzyskanie nadmiernej przewagi przez przeciwnika zewnętrznego. Druga
– nie pozwala się na „anarchistyczne" działania jednostek
uzyskujących zbyt wiele wolności w sferze wewnętrznej. Trzecia –
ochrona dochodów z opodatkowania energii pochodzącej z
dotychczasowych źródeł, nad którymi, przypomnijmy, państwo
sprawuje wyłączną kontrolę.
Państwo używa do tego takich środków jak
utrudnianie uzyskiwania patentów, zaś prawne i pozaprawne szykany w
stosunku do wynalazców (oskarżenia kryminalne, areszt, kontrole
finansowe, podsłuchy, groźby, kradzieże etc.) i cała gama
utrudnień powodują, że produkcja i wprowadzanie na rynek urządzeń
wytwarzających darmową energię jest w zasadzie niemożliwe.
Trzecia siła to wszelakiej maści nawiedzeni
wynalazcy, szarlatani i różnego rodzaju oszuści. Na peryferiach
przełomowych osiągnięć naukowych zalega cień nie wyjaśnionych
anomalii i marginalnych odkryć, a w nim kryją się działania
„niedocenionych" odkrywców oraz machlojki bezczelnych,
pozbawionych skrupułów naciągaczy.
Dwie pierwsze siły zawsze wykorzystywały środki
masowego przekazu (a właściwie masowej manipulacji) do
prezentowania najgorszych przykładów z tej szarej strefy, aby, po
pierwsze, odciągać uwagę społeczeństwa od tego typu zagadnień
i, po drugie, dyskredytować prawdziwe osiągnięcia poprzez
kojarzenie ich z oczywistymi oszustwami.
Czwarta siła to my sarni. Wyraźnie widać, jak
ograniczone i podłe są powody działania pozostałych sił, ale te
same motywacje tkwią również w nas samych.
Czyż tak samo jak Najbogatsze Rodziny nie
pielęgnujemy w sobie fałszywego poczucia wyższości? Czy nie
interesuje nas uzyskiwanie władzy nad innymi, zamiast nad sobą? Czy
nie bylibyśmy gotowi zaprzedać się komukolwiek, jeśli cena byłaby
dostatecznie wysoka? Czy jak nasz rząd nie zrobimy wszystkiego, by
zapewnić sobie przetrwanie? Czy ogarnięci paniką w płonącym
teatrze będziemy przejmować się losem słabszych, tych, których
stratujemy w szaleńczym wyścigu do drzwi?
Czy nie zdarza się nam od czasu do czasu zamienić
niewygodny dla nas fakt na miłą iluzję, jak to dzieje się u
nawiedzonego wynalazcy? Nie uważamy, że dajemy z siebie więcej niż
inni? Czy nie blokuje nas strach przed nowym, nawet jeśli obiecuje
ono zmiany na lepsze?
Jak widać, wszystkie te cztery siły to różne
aspekty tego samego procesu, który działa na różnych poziomach
społecznych. I tak naprawdę istnieje tylko jedna siła
ograniczająca wprowadzenie technologii niosących darmową energię
– to motywowane najprymitywniejszymi instynktami zachowania
zwierzęcej części naszej osobowości.
BOSKA OBFITOŚĆ
Z powyższej analizy wynika, że technologie
darmowej energii są niczym innym jak zewnętrznym przejawem „Boskiej
Obfitości”. Że jest to silnik ekonomii oświeconego
społeczeństwa, którego członkowie dobrowolnie odnoszą się do
siebie z szacunkiem, gdzie każdy może mieć tyle, ile mu naprawdę
potrzeba, i nie musi z pożądaniem spoglądać na dobra należące
do sąsiada. Gdzie wojna i przemoc staja się zachowaniami społecznie
nie akceptowalnymi, a różnice między ludźmi są nie tylko
tolerowane, ale wręcz pożądane.
Pojawienie się tych technologii jest zwiastunem
prawdziwie cywilizowanego wieku. To zdarzenie epokowe w historii tej
cywilizacji. By stosować te technologie, nikt nie może się
zadłużać, nikt nic może dzięki nim stawać się bogatym i
przewodzić światu. To dar, który zmusza nas do wzięcia
odpowiedzialności za nasze czyny i wykazania się zdolnością do
samoograniczania. kiedy zaistnieje potrzeba. Świat w stanie takim, w
jakim znajduje się obecnie, nie może dysponować darmową energią,
jeśli się nie przeobrazi.
Nie należy żywić nadziei, że pozbawione
pierwiastka duchowego „ludzkie zwierzę" może bezkarnie
posiąść taki dar. Będzie bowiem robić to, co czyniło dotychczas
– będzie usiłowało uzyskać przewagę w bezlitosny sposób,
posuwając się do niszczenia innych i siebie zarazem.
Gdy cofając się wstecz czytamy Raport Rzymski,
staje się jasne, że Najbogatsze Rodziny wiedzą o tym od dawna.
Życie w świecie darmowej energii jest ich celem, lecz my, reszta
społeczności, w nie jesteśmy w nim uwzględniani. To zresztą nic
nowego. Władza zawsze miała tendencje do traktowania społeczeństwa
jako swojej „własności”.
NADZIEJA?
To co jest nowe w tej sytuacji, to fakt, że
możemy teraz porozumiewać się ze sobą w sposób tak łatwy, jak
nigdy przedtem. Internet ofiarowuje nam, Czwartej Sile, okazję, aby
pokonać usiłowania, których celem jest niedopuszczenie na rynek
darmowej energii przez pozostałe Siły.
Możliwości poznawania różnych rozwiązań,
możliwości komunikacyjne (mimo różnych Echelonów) są nie do
przecenienia i każdy, komu leży na sercu dobro innych ludzi, bez
względu na wyznanie, kolor skóry i miejsce zamieszkania, powinien
uważnie śledzić doniesienia na temat pojawiających się rozwiązań
i wspierać je w każdy możliwy sposób.
Tylko wspólne tego typu działania, na które
składają się wszystkie indywidualne inicjatywy, mogą wymusić to,
że technologie ofiarowujące tanią/darmową energię znajdą swoje
miejsce w naszych domach. Pomóc w tym mogą nawet działania, które
wydają się naiwne, jak na przykład zadawanie „głupich" i
niewygodnych pytań swoim reprezentantom we władzach, a także
uważne obserwowanie poczynań firm będących monopolistami w
dostawach energii. Nie zawsze będzie to proste, ale też nie wymaga
zbyt wiele wysiłku. Jedynie czasami trochę odwagi.
Jako ciekawostkę podam, że w moim mieście
zmieniono gaz na lepszy, „bardziej energetyczny" i, co za tym
idzie, droższy.
Wiązało się to z szeroką akcją wymiany dysz w
urządzeniach gazowych. Na koszt (he, he) spółki gazowniczej. Miało
być pięknie a wyszło jak zawsze. Rachunki płacę większe, a czas
zagotowania czajnika wody wydłużył się o jedną czwartą.
(Przyznam, że sam jeszcze nic z tym nie zrobiłem. A chyba by
należało.)
Prośba na koniec: Czytelniku! obserwuj, oceniaj i
nie siedź cicho. Twoją bronią jest podstawowe pytanie: DLACZEGO?
Przemysław Ilukowicz
Przypisy:
1. Christopher Bird. An Invisible Galaxy of
Inventions, e–mail na stronie
2. Tamże.
3. Patrz strona
http://www.spiritofmaat.com/archive/feb2/vesprman.htm
4. Jorma Hyypia, „Silnik napędzany energią
stałych magnesów". Nexus, nr 3 (5), maj–czerwiec 1999.
5. John Dodd. Zadziwiający magnetyczny silnik
Kohei Minato, Nexus, nr 5 (37). wrzesień–październik
2004.
7. Patrz strona
http://www.spiritofmaat.com/archive/feb2/vesprman.htm
8. Skrót od Citizen Band – zakres fal
przeznaczonych do indywidualnego kontaktu między obywatelami
(np. prawie każda ciężarówka w USA, a u nas
także, jest wyposażona w nadajnik CB).
9. Ustawa Prawo Własności Przemysłowej z 30
czerwca 2000 roku. an. 56–62 oraz art. 167–169.
Dziennik Ustaw, nr 108. 17 lipca 2002 roku.
10. Swoją drogą podatnik amerykański jest
bardzo cierpliwy. A teraz na to mu przyszło, że nawet jeśli straci
cierpliwość, to za wysoko nie podskoczy, bo władze mają swoje
ustawy antyterrorystyczne i podskakujących będzie można zamknąć
za „zamachiwanie się” na porządek społeczny. Czy coś ci to
przypomina, drogi Czytelniku? Zwracam się do urodzonych przed 1975
rokiem.
11. Patrz strona
http://www.spiritofmaat.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz