wtorek, 14 listopada 2017

Nauka alternatywna - darmowa energia



Wiele badań i odkryć w zasadzie występuje jako nauka alternatywna, sekowana przez oficjalną naukę. Przykładów można mnożyć i to z dziedziny fizyki, biomedycyny i innych; o niektórych wspomniałem w tym blogu. Przypomnę tu zaledwie kilka:
  • Neurofon (Neurophone),
  • EM Drive,
  • Jack Andraka (diagnoza raka trzustki),
  • Evangelos Michelakis (DCA, lek przeciwrakowy),
  • Denis Faustman (regenreacja wysp Langerhansa i wyleczenie cukrzycy),
  • William Kelly (leczenie raka).

Poniżej zacytuję ciekawy artykuł na temat energii:

Jak to jest z darmową energią?

23 kwiecień 2017
Istnieje wiele rozwiązań technicznych pozwalających czerpać bez ograniczeń energię z naszego otoczenia, jednak wszystkie te wynalazki są skutecznie blokowane przez sektor finansowy i energetyczny, oraz rządy państw bojące się utraty kontroli nad społeczeństwami.
Nie jestem przesadnym zwolennikiem teorii spiskowych – ani w nauce i zastosowaniu badań w przemyśle, ani w polityce. Każdy czytelnik po przeczytaniu tego zdania pomyśli zapewne: „Twierdzi, że nie wierzy w spiski, ale coś jest na rzeczy, bo inaczej by o tym nie pisał..." – i w zasadzie będzie miał rację! Bo choć nie należy mnożyć bytów ponad miarę i potrzebę (teoria rzecze Williama z Ockham, angielskiego franciszkanina żyjącego w latach 1300–1349, która w większości przypadków się sprawdza), to jednak trudno nie zadać sobie prostego pytania:
Dlaczego do dziś korzystamy ze sposobów wytwarzania (i przetwarzania) energii, które należą właściwie do
XIX wieku i wcześniejszych (z jednym niechlubnym wyjątkiem – energetyką jądrową)?
Pytanie jest proste i odpowiedź dla osób w miarę uważnie obserwujących środowisko obecnego homo sapiens w jest zasadzie również prosta: bo ludzie są chciwi, a im bardziej są bogaci, oraz im większą dzierżą władzę, tym bardziej są boją się jej utraty.
Przy czym ta konstatacja wymaga rozwinięcia.

WYTWARZANIE ENERGII DZISIAJ
Może to się wydać dziwne, a nawet zabawne — w zasadzie nie odeszliśmy daleko od ogniska wędrownego łowcy – energię uzyskujemy w większości ze spalania różnych materiałów. Od tego schematu odbiega trochę wykorzystanie energii wody (elektrownie wodne) i wiatru.
Niewątpliwie nieco dalej od naszego ogniska plasuje się energetyka jądrowa. Ale trudno ją nazwać wielkim osiągnięciem, bo w rachunku ciągnionym nie jest taka tania, a po drugie niesie ze sobą trudne do oszacowania zagrożenie ekologiczne. Wystarczy jakiś duży, aczkolwiek z punktu widzenia przetrwania naszego gatunku niegroźny, kataklizm, który w przypadku uszkodzenia kilku elektrowni atomowych może zmienić się w kataklizm ostatecznie kładący kres panowaniu człowieka na Ziemi. Być może dla tej ostatniej wyszłoby
to na dobre. Na przykład solidne trzęsienie ziemi w terenie „sejsmicznie bezpiecznym" i bum... nawet strach myśleć o konsekwencjach. W końcu wystarczyła jedna Fukushima, aby zagrozić życiu wszystkich stworzeń morskich w Oceanie Spokojnym (na razie).
W rzeczy samej wszystkich wielbicieli energetyki jądrowej należałoby moim zdaniem przymusowo kwaterować w osiedlach mieszkalnych gdzieś w pobliżu składów zużytego paliwa. Choć nie, nawet najgorszemu wrogowi nie należy tego życzyć, W końcu oni mają jedynie ograniczoną wyobraźnię. Cóż, za taki defekt psychiczny nie wypada znęcać się nad mądrymi inaczej.
Inne metody (wykorzystujące energię wiatru, słońca) stanowią mniejszość. Oczywiście nie można nie doceniać postępu w poszczególnych segmentach (na przykład spalanie fluidalne), oraz innych znakomitych rozwiązań, takich jak pompy ciepła lub pompy kawitacyjne, jednak należy zwrócić uwagę na to, że wszystkie te metody wymagają pośredniego lub bezpośredniego zasilania paliwami (surowce!) lub energią elektryczną (w większości surowce!).
Niewątpliwie krokiem w dobrym kierunku jest poszukiwanie energii z tak zwanych źródeł odtwarzalnych (metan uzyskiwany z odpadów organicznych, rośliny szybko rosnące przeznaczone do opalania, wykorzystywanie słomy zbóż), lecz są to metody mające ścisłe powiązanie z konkretnym miejscem i nie zawsze możliwe do zaadaptowania w innych.
A co więcej, każda z nich może być reglamentowana bądź koncesjonowana przez państwo i...radośnie przez to państwo opodatkowana. Może zmienić się nastawienie polityczne — ot, np. obecny rząd jakoś nie kocha turbin wiatrowych.

GDZIE TEN POSTĘP?
Prawdziwy postęp w jakiejkolwiek dziedzinie związany z odkryciami nowych zjawisk tworzony przez jednostki (Tesla, Marconi) bądź zespoły badawcze tworzone przez te jednostki (Edison) zostaje wtłoczony w ramy badań finansowanych przez państwo bądź prywatne i bogate firmy (korporacje). To jest już „postęp sterowany i ukierunkowany", w którym nie ma miejsca dla osób negujących obowiązujące teorie, nie mówiąc o „podstawowych prawach nauki". Przynajmniej w sferze jawnej.
Wszyscy indywidualnie i nieszablonowo myślący odszczepieńcy mogą co najwyżej zejść do piwnicy, a niektórym pozwoli się, ewentualnie, podziałać piętro wyżej, czyli w garażu. Takie mechanizmy obecnej nauki – może w trochę innej dziedzinie –pięknie pokazuje książka Zakazana archeologia Michaela Cremo i Richarda Thompsona.

KRÓTKA WYCIECZKA OBJAZDOWA PO GARAŻACH
Zajrzyjmy do tych garaży i zobaczmy, jakie to bezeceństwa tam się wyprawia. Pierwszy etap podróży to Australia.
To właśnie tam garażowy wynalazca zbudował silnik napędzający kosiarkę, który działał na... wodę.(1) Któregoś dnia wrócił do domu, rzucił rodzinie na stół milion dolarów, czy coś koło tego, a potem stwierdził, że nie chce już więcej gadać ani słyszeć o swoich maszynkach. Jakiś czas później ktoś odstrzelił mu głowę z dubeltówki w drzwiach wejściowych jego własnego domu. Podejrzewa się, że kupiec rozwiązania na wszelki wypadek zlikwidował potencjalne źródło „przecieku informacji”.
Pozostańmy w kraju z Krzyżem Południa na fladze. W czasopiśmie Melbourne Age z 13 lipca 1993 roku na 5 stronie opisano „system bezpiecznej produkcji ozonu" – małe czarne pudełeczko zmniejszało spalanie paliwa w samochodach o dwie trzecie. Pracownicy Agencji Ochrony Środowiska wspólnie z naukowcami z Uniwersytetu Swinburn potwierdzili w prywatnych (sic!) rozmowach z wynalazcą, że jest to najlepsze rozwiązanie tego typu, z jakim się spotkali. Wynalazcą był niejaki Mike Holland, który założył firmę „Oz Smart
Technologies". Chwalił się, że jego rozwiązaniem zainteresowani byli wojskowi, a Nissan dawał mu pięć milionów dolarów.
Mamy rok 2017. I co? Było dość czasu, aby wykorzystać to dość skuteczne rozwiązanie oszczędzające paliwo. Czy mamy jakiś przewrót technologiczny? Czy poprawił się stan naszych kieszeni (dla tych, którzy jeszcze nie załapali, wyjaśniam, że użytkownicy samochodów płaciliby mnie więcej o 100 zł mniej przy napełnianiu baku)? Czy ma to wpływ na ekonomię kraju? Odpowiedź wpisuje się wspaniale w tradycję odpowiedzi ekspedientek sklepów mięsnych z czasów stanu wojennego: NIE MA. Zresztą nie oszukujmy się — państwu zależy na tym, aby paliwa były jak najdroższe, a samochody paliły dużo — w końcu kasuje 50% ceny w formie akcyzy i podatku. Skarb Państwa ma duże potrzeby i stale za mało pieniędzy.
„Oz Smart Technologies" nie istnieje, a Mike Holland rozpłynął się w upalnym, falującym powietrzu australijskich pustkowi.(2)
Przenieśmy się teraz na inny kontynent, cofając się kilkadziesiąt lat wstecz. Najpierw frustrujący przykład mieszanki niekompetencji i thrillera. W latach trzydziestych ubiegłego stulecia niejakiemu Henry'emu T. Morayowi odmówiono udzielenia patentu na “zimną katodę półprzewodnikową", ponieważ urzędnik udzielający patentu nie potrafi! zrozumieć (sic!), w jaki sposób może ona emitować elektrony (to była niekompetencja). Wynalezienie dwadzieścia lat później tranzystora udowodniło, że urządzenie Moraya mogło działać.
Naiwny i prostoduszny wynalazca nie poddał się i w roku 1940 zaprezentował przed członkami Komisji ds. Użyteczności Publicznej (Public Utilities Commission) generator „darmowej" energii, który wytwarzał na wyjściu napięcie 250 000 V (dwieście pięćdziesiąt tysięcy V). Ot, taka energia z niczego. Następnego dnia ktoś go zastrzelił w laboratorium i zabrał wszystkie notatki oraz rzeczony generator (a to był właśnie wspomniany thriller).(3)
Powędrujemy w czasie nieco do przodu. Chemik John Andrews zaprezentował w roku 1974 przedstawicielom marynarki wojennej USA dodatek do wody, który zamieniał ją w paliwo. Zarzucano mu nawet oszustwo, ale obronił się na zamkniętym posiedzeniu sądu. Według jego szacunków pozwoliłby on na obniżenie ceny 1 litra benzyny do pół centa (½ ¢). Kiedy przedstawiciele marynarki wojennej wybrali się do niego w celu wynegocjowania zakupu technologii i receptury, zastali w laboratorium ogromny bałagan, zaś sam chemik „zaginął”. O tym wynalazku Nexus wspominał parę lat temu.
W lipcu tego samego roku prokurator okręgowy z Los Angeles. działając na „polecenie z góry”, najechał warsztat Eda Graya i skonfiskował prototyp generatora wytwarzającego darmową energię (free energy) wraz z całą dokumentacją. Wysunął przy okazji różne bezpodstawne zarzuty przeciw Grayowi i skutecznie utrącał wszelkie usiłowania jego adwokatów dążących do odzyskania skonfiskowanych rzeczy. W wyniku tych działań Ed Gray został w końcu zmuszony do ogłoszenia bankructwa.
Właściwie można by tak bez końca… ot, choćby Howard Johnson (USA) walczył sześć lat z Urzędem Patentowym o przyznanie patentu na silnik oparty na stałych magnesach(4). Kohei Minato (Japonia), który opracował silnik działający na podobnych zasadach, musiał wprowadzić zmiany w swoim patencie dodając elektromagnesy zasilane niewielkim prądem, bo przecież silnik bez zasilania, to nie silnik!(5)
Długo by opowiadać o urządzeniach zmniejszających znacznie zużycia paliwa, o generatorach darmowej energii tworzonych w garażach i innych fascynujących rozwiązaniach, których twórcy boją się je ujawniać, a jeśli już to zrobią, to są zastraszani, doprowadzani do bankructwa, pomieszania zmysłów bądź wymazywani z naszej rzeczywistości przy pomocy lupary (sycylijska nazwa „obrzyna”).
Można by wiele o wynalazkach mogących zmienić nasze życie na łatwiejsze i spowodować, że energia byłaby dostępna w każdym miejscu i w każdej ilości, bez potrzeby przesyłania jej na znaczne odległości.
Nasuwa mi się tu również na myśl patent Josepha Pappa, Węgra, uciekiniera z komunistycznego raju po gwałtownej erupcji uczuć Armii Radzieckiej wobec Węgrów w roku 1956. Ówże Papp skomponował sprytną mieszankę gazów szlachetnych, która po potraktowaniu jej impulsem elektrycznym zmieniała swoją objętość, po czym wracała do stanu wyjściowego. Papp opracował rozwiązanie, w którym pojemniki z tą mieszanką zostały umieszczone w cylindrach silnika samochodowego. Według słów wynalazcy pojemniki z gazem wymagały regeneracji co 90 tysięcy kilometrów.(6) Wyobraźcie sobie samochód, który jeździ bez tankowania! Szacunkowe obliczenia pozwalają sądzić, że w mojej kieszeni pozostałaby niezły zwitek stuzłotówek (starczyłoby na nowy samochód). Jaka szkoda, że Papp już umarł.
Jak zapewne wszyscy już się domyślili, sam fakt, że samochody nie musiałyby podjeżdżać do stacji benzynowych, był wystarczającym powodem, aby rozwiązanie Pappa nie zostało, jak to się teraz ładnie mówi, skomercjalizowane.

TAJNE PATENTY l KNEBLE
Biorąc pod uwagę to, że Stany Zjednoczone przodują, tak w rozwoju przemysłowym, jak i w demokracji, a ostatnio w usilnym dbaniu o bezpieczeństwo obywateli, pozostańmy u nich i rozejrzyjmy się uważnie.
We wszystkich wymienionych tu przykładach można zaobserwować pewien schemat: ktoś wymyśla urządzenie, które może sprawić, że ludziom będzie żyło się taniej, zdrowiej i ogólnie lepiej, i z miejsca pojawiają się jakieś nieczyste siły usiłujące takiego niepoprawnego wynalazcę przywołać do porządku, nierzadko – ostatecznego.
Jak twierdzi Gary Vesperman w swoim artykule Działania na rzecz odtajnienia patentów związanych z energią (7), w Urzędzie Patentowym USA działa dziewięcioosobowy komitet oceniający nadsyłane patenty z punktu widzenia skutków, jakie niosą one dla bezpieczeństwa narodowego. Ponieważ „bezpieczeństwo narodowe" jest pojęciem bardzo pojemnym, wszystkie wynalazki dotyczące metod wytwarzania taniej energii są utajniane, a wynalazcę obowiązuje zakaz dalszej pracy nad wynalazkiem, publikacji oraz rozmów na jego temat pod groźbą kary 20 lat więzienia. Jeśli się nie podporządkujesz, to jesteś wrogiem narodu i idziesz siedzieć. Taki zakaz znany jest pod pojęciem „gag orders", co w wolnym tłumaczeniu znaczy „ordynacja kneblowa".
Dotyczy on zresztą nie tylko wynalazków związanych z energią, ale wszelkich, które mogłyby w jakiś sposób uniezależnić członków społeczeństwa od nadzoru władz. Spotkało to na przykład twórców urządzenia zabezpieczającego przed podsłuchiwaniem rozmów prowadzonych za pomocą radiostacji CB(8) oraz telefonów autorstwa Carla Kicolaia, Williama Raike'a, Carla Quale'a i Davida Millera z Seattle w stanie Washington. Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) utajniła patent po sześciu miesiącach od jego wydania motywując to względami bezpieczeństwa państwa.
Podobne przepisy i działania są na porządku dziennym we wszystkich krajach świata. W Polsce również(9).
Wszędzie na świecie służby specjalne, wywiad wojskowy przejmują prawem kaduka dorobek badawczy, modele i dokumentacje wynalazczą. W Polsce stało się tak z Lucjanem Łągiewką i profesorem Gumułą.
Ta sprawa zresztą ma nieco komiczne zakończenie — oto po kilkutygodniowej wymuszonej współpracy z laboratorium wojskowym oddano modele, a nawet zapłacono p. Łągiewce za pracę. Naukowcy nie doszli do żadnych rozwiązań z pewnej prostej przyczyny — sam twórca nie dysponował jeszcze aparatem obliczeniowym pozwalającym na wykorzystanie odkrytego przez siebie zjawiska. Czy rzeczywiście jest to działanie na korzyść narodu, społeczeństwa? Wydaje się, że nie. Zresztą każdy czytelnik Nexusa ma już zapewne wyrobiony pogląd na ten temat.
Wróćmy na razie do Najwspanialszego Kraju Wzorcowej Demokracji (nie będę używa! akronimu, bo źle się kojarzy), czyli USA. Jak podał jakiś czas temu Don Kelly w Space Energy Journal, ilość utajnionych patentów „energetycznych" można szacować na około trzy tysiące. Z kolei Thomas Valone z Integrity Research Instilute, były rzecznik patentowy, ocenia, że ich liczba przekracza nawet cztery tysiące. Zgłaszający nie otrzymują numeru patentu, a wynalazcy (wynalazca nie koniecznie musi być zgłaszającym aplikację patentową) prawie nigdy nie otrzymują rekompensaty z tytułu używania ich wynalazków. I znów na usta ciśnie się pytanie:
W jakiż to sposób wynalazek pozwalający na domowe wytwarzanie energii elektrycznej może zagrozić bezpieczeństwu państwa?

BENEFICJENCI
A może tu nie chodzi tylko o bezpieczeństwo państwa? Zadajmy więc inne pytanie: „Qui bono?" – kto na tym korzysta? Lub raczej – kto może stracić na rozwoju tego typu nowych technologii indywidualnej produkcji energii? Odpowiedź jest prosta: przede wszystkim producenci energii i surowców energetycznych. No, bo, po cholerę, komu benzyna, jeśli wszyscy będą korzystali z silnika Pappa lub silnika na magnesy stałe? Po co komu okręgowe Zakłady Energetyczne i sieci przesyłowe, jeśli w garażu będzie się kręcić gustowny generator darmowej energii?
A że współpraca polityków i lobby energetycznego jest zjawiskiem trwałym i opartym na szafowaniu publicznym pieniądzem lekką ręką, to przecież wiadomo nie od dzisiaj. Jeśli ktoś myśli, że na Kapitolu siedzą wyłącznie reprezentanci narodu bez skazy na honorze, to jest bardziej naiwny niż przedszkolak. Już pierwsze słowa projektu ustawy energetycznej są wzorcowym przykładem hipokryzji : „Aby zwiększyć oszczędność energii, badania i rozwój..." bla, bla, bla…
Jaka oszczędność, jakie badania? Macie przecież ponad 4000 utajnionych patentów, które pozwalają na dostarczenie całej ludzkości energii za darmo! Cała ta ustawa zresztą to jeden gigantyczny podarunek społecznych środków dla przemysłu energetycznego.
Ta „współpraca" przemysłu energetycznego z politykami jest, nota bene, zawsze bardzo intratna. Zjawisko to jest globalne, a w samych Stanach Zjednoczonych związek między dotacjami na kampanię wyborczą a późniejszymi zwolnieniami podatkowymi i subwencjami jest prosty „jak drzewce dzidy", jak powiada Yarpen Zigrin, bohater powieści Andrzeja Sapkowskiego: oto 69,5 miliona dolarów przeznaczonych na kampanię zaowocowało 36 miliardami dolarów w postaci zwolnień i subwencji. To dopiero interes – ponad 52000 procent zysku. Handel narkotykami przy tym to jak zabawa w piaskownicy. I taka skuteczna ssawka z budżetu do prywatnych kieszeni ma przestać działać tylko dlatego, że ktoś sobie w garażu wymyślił jakiś generator punktu zerowego lub coś innego? Wolne żarty.(10)

A TAK WŁAŚCIWIE, O CO TU CHODZI?
To wszystko nie jesi takie proste i oczywiste, jak by się mogło wydawać. Dlatego proponuję teraz przyjrzenie się tym wzajemnym powiązaniom władzy, kapitału i interesów, które nie pozwalają nam żyć w lepszym, tańszym świecie. Jasno i prostymi słowami wyłożył to Peter Lindeman w swoim artykule The World of Free Energy”(11). Pozwolę sobie teraz na krótkie zaprezentowanie jego poglądów.
Współdziałają razem cztery, potężne siły, które tę niemoc powodują. Twierdzenie, że istnieje jakiś “generalny spisek”, by ukrywać i blokować te wynalazki, prowadzi do powierzchownego rozumienia świata i powoduje, że wcale nie czujemy się za ten stan odpowiedzialni. Nasz brak reakcji i obawa przed zmianami wywołujące pragnienie pozostawania w nieświadomości zawsze były interpretowane przez dwie z tych czterech sił jako „ciche przyzwolenie".
Parę słów wprowadzenia. Podstawy ekonomii wyróżniają trzy klasy przemysłu: kapitał, towary i usługi. Pierwszy, kapitał, ma trzy podklasy. Są to:
– dobra naturalne (wszelkiego rodzaju surowce, np. rudy żelaza, oraz źródła energii, np.energetyka wodna lub szyby naftowe);
– pieniądz (druk pieniędzy papierowych, oraz bicie monet – ta funkcja leży zazwyczaj w
gestii rządu);
– kredyt (pożyczanie pieniędzy na procent oraz wzrost wartości złożonych depozytów).
Wyraźnie z tego widać, że energia funkcjonuje w ekonomii w taki sam sposób, jak złoto, żelazo, drukowanie pieniędzy czy udzielanie kredytów przez bank. W większości krajów istnieje „monopol pieniężny". Wolno mi zarabiać tyle pieniędzy, ile chcę. ale tylko w banknotach emitowanych przez państwo. Nie mogę „mieć życzenia" by być wynagradzanym w złocie, certyfikatach albo innych rodzajach „pieniędzy". Ten „pieniężny monopol" znajduje się w rękach niewielkiej liczby banków, które należą do kilkunastu Najbogatszych Rodzin (np. w USA Rezerwa Federalna, mimo mylącej nazwy, jest bankiem prywatnym). W Polsce tak jeszcze nie jest, ale nie martw się. czytelniku, bowiem, czy rzeczywiście cieszymy się niezależnością NBP?
Owe NR (Najbogatsze Rodziny) mają w swoich planach przejęcie 100 procent zasobów kapitałowych świata, by móc kontrolować każdego poprzez umożliwianie (lub nie) dostępu do dóbr i usług.
Gdyby każdy obywatel Ziemi mógł mieć dostęp do niezależnego źródła bogactwa (w naszym przypadku są to urządzenia do wytwarzania taniej, darmowej energii), to te plany ległyby w gruzach raz na zawsze. Dlaczego? To proste – obecnie przyspieszenie lub zwolnienie gospodarki można wywołać manipulując stopa, procentową i przekrętami różnych bankowych „instrumentów pochodnych”. Jeśli jednak w ekonomii pojawiłoby się niezależne źródło kapitału (tu: energia) i każde przedsiębiorstwo lub osoba prywatna mogłaby zwiększać swój kapitał bez pożyczania go w banku, manipulacje stopami procentowymi nie dawałyby spodziewanych efektów.
Technologie wytwarzania darmowej energii zmieniają wartość pieniądza. Najbogatsi (wraz Kredytodawcami) nie chcą mieć konkurencji. Oni chcą nadal dzierżyć kontrolę nad podażą pieniądza. Dla nich darmowa energia to nie jest coś, co tylko należy tępić lub utajniać – takie coś powinno być zakazane raz na zawsze!
Tak wiec, uogólniając, pierwszą siłą nie dopuszczającą do rozprzestrzeniania się technologii darmowej energii są Najbogatsze Rodziny Świata wraz z swoimi bankami motywowane przez wyimaginowaną „władzę z boskiego nadania", chciwość i pazerną potrzebę kontrolowania wszystkiego (poza sobą, oczywiście). Używają zastraszania, podpaleń, zabójstw. Ośmieszają wynalazki i odkrycia przy pomocy „ekspertów" (sceptycy różnej maści i chowu). Wykupują prawa do technologii w celu jej utajnienia. Stosują szeroką gamę bodźców finansowych w celu manipulowania ewentualnymi zwolennikami nowoczesnych rozwiązań. Wspierają także z całych sił ogólne przekonanie o słuszności teorii naukowej głoszącej, że „darmowa energia" jest niemożliwa (bo prawa prawa termodynamiki itd).
Drugą siłą są rządy państw. W tym wypadku nie tyle chodzi o zagrożenie prawa wyłączności emisji pieniędzy, ile o zapewnienie „bezpieczeństwa narodowego". W stosunkach gospodarczych istnieje Złota Zasada: „Ten, kto ma złoto, ustanawia zasady". Podobnie jest w polityce, tyle że tu ta zasada ma brzmienie bardziej darwinowskie: „Przeżywa najlepiej przystosowany", przy czym „przystosowany" oznacza tu stronę najsilniejszą, która jest gotowa do stosowania najbardziej brutalnych i niegodziwych metod walki. Zastosowany może być absolutnie każdy dostępny środek w celu uzyskania i utrzymania przewagi nad „przeciwnikiem", przy czym „przeciwnikami" są wszyscy, bez względu na to, czy są uważani za przyjaciół, czy wrogów. Żaden rząd nigdy nie zrobi niczego, co mogło by dać rzeczywistą lub urojoną przewagę przeciwnikowi. Nigdy! To byłoby wszak narodowe samobójstwo. Dlatego jakiekolwiek działanie (jednostki, przedsiębiorstwa) na terenie kraju lub za granicą, które może być zinterpretowane jako dające przewagę przeciwnikowi, zawsze będzie uważane za „zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa".
Darmowa energia to najgorszy koszmar dla każdego rządu. Twierdzi się otwarcie, że taka technologia to iskra, która może wywołać nieograniczony wyścig zbrojeń. Swobodny do niej dostęp może zakłócić równowagę sił w obecnej sytuacji międzynarodowej. Każde państwo chciałoby ją mieć na wyłączność i zrobi wszystko, aby inne państwa jej nie miały.Dlatego rząd jest, można by rzec, naturalnym przeciwnikiem takich technologii, a jego działania to typowa „samoobrona" i jest to działanie prowadzone na trzech płaszczyznach. Pierwsza – nie pozwala się na uzyskanie nadmiernej przewagi przez przeciwnika zewnętrznego. Druga – nie pozwala się na „anarchistyczne" działania jednostek uzyskujących zbyt wiele wolności w sferze wewnętrznej. Trzecia – ochrona dochodów z opodatkowania energii pochodzącej z dotychczasowych źródeł, nad którymi, przypomnijmy, państwo sprawuje wyłączną kontrolę.
Państwo używa do tego takich środków jak utrudnianie uzyskiwania patentów, zaś prawne i pozaprawne szykany w stosunku do wynalazców (oskarżenia kryminalne, areszt, kontrole finansowe, podsłuchy, groźby, kradzieże etc.) i cała gama utrudnień powodują, że produkcja i wprowadzanie na rynek urządzeń wytwarzających darmową energię jest w zasadzie niemożliwe.
Trzecia siła to wszelakiej maści nawiedzeni wynalazcy, szarlatani i różnego rodzaju oszuści. Na peryferiach przełomowych osiągnięć naukowych zalega cień nie wyjaśnionych anomalii i marginalnych odkryć, a w nim kryją się działania „niedocenionych" odkrywców oraz machlojki bezczelnych, pozbawionych skrupułów naciągaczy.
Dwie pierwsze siły zawsze wykorzystywały środki masowego przekazu (a właściwie masowej manipulacji) do prezentowania najgorszych przykładów z tej szarej strefy, aby, po pierwsze, odciągać uwagę społeczeństwa od tego typu zagadnień i, po drugie, dyskredytować prawdziwe osiągnięcia poprzez kojarzenie ich z oczywistymi oszustwami.
Czwarta siła to my sarni. Wyraźnie widać, jak ograniczone i podłe są powody działania pozostałych sił, ale te same motywacje tkwią również w nas samych.
Czyż tak samo jak Najbogatsze Rodziny nie pielęgnujemy w sobie fałszywego poczucia wyższości? Czy nie interesuje nas uzyskiwanie władzy nad innymi, zamiast nad sobą? Czy nie bylibyśmy gotowi zaprzedać się komukolwiek, jeśli cena byłaby dostatecznie wysoka? Czy jak nasz rząd nie zrobimy wszystkiego, by zapewnić sobie przetrwanie? Czy ogarnięci paniką w płonącym teatrze będziemy przejmować się losem słabszych, tych, których stratujemy w szaleńczym wyścigu do drzwi?
Czy nie zdarza się nam od czasu do czasu zamienić niewygodny dla nas fakt na miłą iluzję, jak to dzieje się u nawiedzonego wynalazcy? Nie uważamy, że dajemy z siebie więcej niż inni? Czy nie blokuje nas strach przed nowym, nawet jeśli obiecuje ono zmiany na lepsze?
Jak widać, wszystkie te cztery siły to różne aspekty tego samego procesu, który działa na różnych poziomach społecznych. I tak naprawdę istnieje tylko jedna siła ograniczająca wprowadzenie technologii niosących darmową energię – to motywowane najprymitywniejszymi instynktami zachowania zwierzęcej części naszej osobowości.

BOSKA OBFITOŚĆ
Z powyższej analizy wynika, że technologie darmowej energii są niczym innym jak zewnętrznym przejawem „Boskiej Obfitości”. Że jest to silnik ekonomii oświeconego społeczeństwa, którego członkowie dobrowolnie odnoszą się do siebie z szacunkiem, gdzie każdy może mieć tyle, ile mu naprawdę potrzeba, i nie musi z pożądaniem spoglądać na dobra należące do sąsiada. Gdzie wojna i przemoc staja się zachowaniami społecznie nie akceptowalnymi, a różnice między ludźmi są nie tylko tolerowane, ale wręcz pożądane.
Pojawienie się tych technologii jest zwiastunem prawdziwie cywilizowanego wieku. To zdarzenie epokowe w historii tej cywilizacji. By stosować te technologie, nikt nie może się zadłużać, nikt nic może dzięki nim stawać się bogatym i przewodzić światu. To dar, który zmusza nas do wzięcia odpowiedzialności za nasze czyny i wykazania się zdolnością do samoograniczania. kiedy zaistnieje potrzeba. Świat w stanie takim, w jakim znajduje się obecnie, nie może dysponować darmową energią, jeśli się nie przeobrazi.
Nie należy żywić nadziei, że pozbawione pierwiastka duchowego „ludzkie zwierzę" może bezkarnie posiąść taki dar. Będzie bowiem robić to, co czyniło dotychczas – będzie usiłowało uzyskać przewagę w bezlitosny sposób, posuwając się do niszczenia innych i siebie zarazem.
Gdy cofając się wstecz czytamy Raport Rzymski, staje się jasne, że Najbogatsze Rodziny wiedzą o tym od dawna. Życie w świecie darmowej energii jest ich celem, lecz my, reszta społeczności, w nie jesteśmy w nim uwzględniani. To zresztą nic nowego. Władza zawsze miała tendencje do traktowania społeczeństwa jako swojej „własności”.

NADZIEJA?
To co jest nowe w tej sytuacji, to fakt, że możemy teraz porozumiewać się ze sobą w sposób tak łatwy, jak nigdy przedtem. Internet ofiarowuje nam, Czwartej Sile, okazję, aby pokonać usiłowania, których celem jest niedopuszczenie na rynek darmowej energii przez pozostałe Siły.
Możliwości poznawania różnych rozwiązań, możliwości komunikacyjne (mimo różnych Echelonów) są nie do przecenienia i każdy, komu leży na sercu dobro innych ludzi, bez względu na wyznanie, kolor skóry i miejsce zamieszkania, powinien uważnie śledzić doniesienia na temat pojawiających się rozwiązań i wspierać je w każdy możliwy sposób.
Tylko wspólne tego typu działania, na które składają się wszystkie indywidualne inicjatywy, mogą wymusić to, że technologie ofiarowujące tanią/darmową energię znajdą swoje miejsce w naszych domach. Pomóc w tym mogą nawet działania, które wydają się naiwne, jak na przykład zadawanie „głupich" i niewygodnych pytań swoim reprezentantom we władzach, a także uważne obserwowanie poczynań firm będących monopolistami w dostawach energii. Nie zawsze będzie to proste, ale też nie wymaga zbyt wiele wysiłku. Jedynie czasami trochę odwagi.
Jako ciekawostkę podam, że w moim mieście zmieniono gaz na lepszy, „bardziej energetyczny" i, co za tym idzie, droższy.
Wiązało się to z szeroką akcją wymiany dysz w urządzeniach gazowych. Na koszt (he, he) spółki gazowniczej. Miało być pięknie a wyszło jak zawsze. Rachunki płacę większe, a czas zagotowania czajnika wody wydłużył się o jedną czwartą. (Przyznam, że sam jeszcze nic z tym nie zrobiłem. A chyba by należało.)
Prośba na koniec: Czytelniku! obserwuj, oceniaj i nie siedź cicho. Twoją bronią jest podstawowe pytanie: DLACZEGO?
Przemysław Ilukowicz

Przypisy:
1. Christopher Bird. An Invisible Galaxy of Inventions, e–mail na stronie
2. Tamże.
4. Jorma Hyypia, „Silnik napędzany energią stałych magnesów". Nexus, nr 3 (5), maj–czerwiec 1999.
5. John Dodd. Zadziwiający magnetyczny silnik Kohei Minato, Nexus, nr 5 (37). wrzesień–październik
2004.
8. Skrót od Citizen Band – zakres fal przeznaczonych do indywidualnego kontaktu między obywatelami
(np. prawie każda ciężarówka w USA, a u nas także, jest wyposażona w nadajnik CB).
9. Ustawa Prawo Własności Przemysłowej z 30 czerwca 2000 roku. an. 56–62 oraz art. 167–169.
Dziennik Ustaw, nr 108. 17 lipca 2002 roku.
10. Swoją drogą podatnik amerykański jest bardzo cierpliwy. A teraz na to mu przyszło, że nawet jeśli straci cierpliwość, to za wysoko nie podskoczy, bo władze mają swoje ustawy antyterrorystyczne i podskakujących będzie można zamknąć za „zamachiwanie się” na porządek społeczny. Czy coś ci to przypomina, drogi Czytelniku? Zwracam się do urodzonych przed 1975 rokiem.
11. Patrz strona http://www.spiritofmaat.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz