Poniżej cytuję zebrane informację z różnych źródeł na temat katastrofy nuklearnej Fukushima w Japonii i potencjalnego, globalnego zagrożenia.
Co do zagrożenia: stos atomowy jest chłodzony płynnym cezem, bo ten metal ma najniższe ciepło właściwe ze wszystkich i najszybciej się nagrzewa i najszybciej schładza oddając ciepło w trzecim obiegu, gdzie wytwarza się para. Przy trzęsieniu ziemi obluzowały się uszczelki i trochę wyciekło do wody dając reakcję jak ze sodem- powstał wodorotlenek cezu i wodór, który wybuchnął "ze zdziwienia" jak mówią energetycy rosyjscy, wyciekło go niezbyt wiele - około 150 kg, co po rozpyleniu daje ślady promieniowania.
Wprawdzie nie jestem specem od reaktorów atomowych, ale wydaje mi się, że wybór cezu jako substancji chłodzącej, podyktowany był również faktem że ma on stosunkowo duży przekrój czynny, inaczej mówiąc ma bardzo ciężkie jądro, które lepiej może zatrzymać promieniowanie jonizujące.
W Centrum Medycyny Pracy we Wrocławiu mówią że czernobylskachmura nie spowodowała widocznego zwiększenia chorób, była niewyczuwalna, dla miasta przez które płyną radiacyjne strumyki. Warszawska solanka wiślana też już ma ślady bo pompowana jest z głębokości 1000m w Brzeszczu i wpuszczana prosto do Wisły .
http://www.weatheronline.pl/weather/news/fukushima?LANG=pl&VAR=eurad5000 Według obserwacji tej symulacji przez kolegę, radioaktywny CEZ pojawi się nad Polską ok dn.26.03.2011, na wysokosci 5000 m., promieniowanie 0,5 do 1 (Bq/m3) Ale, co z tego spadnie nam na głowę, chyba nikt nie wie...
Aby zabezpieczyć się przed radioaktywnością należy zwiększyć dawkę jodu i potasu (potas zabezpiecza przed radioaktywnym cezem). W Polsce jodek potasu jest na receptę, podobnie płyn Lugola, ale narkotyki takie jak kodeina są bez recepty (tak działa mafia, no bo kto skontroluje mafię?, niech spróbuje!).
Tak więc pozostała jodyna (na spodeczek koło łóżka) i potas, które osobno są dostępne.
Jednak z potasem to ostrożnie. Dobowa dawka potasu dla dorosłego wynosi 2,5 grama. Dla dziecka należy podzielić wagę dziecka przez 70 kg i proporcjonalnie mniejsza dawka jest dla dziecka. Niemniej jednak, przekroczenie w górę potasu może spowodować, że serce zatrzyma się w skurczu, natomiast niedobór potasu może spowodować, że serce stanie w rozkurczu. Niedobór potasu może wystąpić przy podawaniu diuretyków np. Furosemidu. Sam potas jest moczopędny. Np. liście brzozy mają sporo potasu i wchodzą w skład Urosanu, mieszanki na choroby układu moczowego. Wydaje mi się, że bezpieczną formą potasu są wody mineralne. Ja pamiętam Galicjanka miała tego sporo i przez to była bardzo moczopędna, ale teraz nie mogłem kupić. Poza tym wszystkie owoce i ziemniaki mają potas. W aptece potas bez recepty można kupić jako Potas w 1 tabletce jest 80 mg potasu. Poza tym Kalipoz (podobno również bez recepty), ale ten preparat ma chyba dużo więcej potasu, gdyż używa się go dla podniesienia tegoż w wypadku stosowania np. Furosemidu, więc z tym ostrożnie.
Dla znających język angielski:
Thom Hartmann: It's a bigger nuclear disaster then you think!
Już sama wieść na temat debaty była dla mnie bardzo frustrująca i nie spodziewałem się jakichkolwiek pozytywnych rezultatów, czy merytorycznej dyskusji. Dla mnie postawa Balcerowicza broniąca koncepcji reformy ZUSu, wprowadzająca PRZYMUS ekstremalnie wysokiej składki na ZUS, inaczej mówiąc podatek pogłowny, dla mnie jest czystą hipokryzją. Dlaczego? Otóż należałoby się zastanowić, jakie cele przyświecały tej reformie, i po latach, czy którykolwiek z tych celów został osiągnięty. Np. jeśli celem było oddzielenie ZUSu od budżetu państwa, czy zostało to osiągnięte?
Wartość tej reformy można poznać po po owocach.
Jak widać reformatorzy Marek Góra - Leszek Balcerowicz - Jerzy Buzek nie zauważyli, że PRL upadł i każdy obywatel ma paszport w szufladzie, a nie na ulicy Kruczej i nie zdawali sobie sprawy wynikającej z tego faktu. Polska z chwilą upadku ustroju totalitarnego przestała być szczelną, zamkniętą wyspą i każda reforma musi to uwzględniać. Reformatorskie trio wraz z całym Zgromadzeniem Narodowym z ul. Wiejskiej wprowadzając PRZYMUS wysokiej składki na ZUS nie zauważyli tego drobiazgu, że ludzie myślą i nie zauważyli, że Polska stała się częścią rodziny państw otwartych!
Kiedy dane państwo straci parę milionów ludzi (np. Wielki Głód na Ukrainie) mówi się o zagładzie, ludobójstwie. W wyniku reformy ZUSu Polska straciła 2 milionów ludzi i nikt nie chce wziąć za to odpowiedzialności. A przecież z Polski nie wyjechali emeryci, tylko ludzie najbardziej przedsiębiorczy. I teraz nie ma komu płacić składki ZUSu. Podobnie się dzieje z biznesem, który przenosi się za granicę. Ale reformatorzy zapatrzeni w ideały totalitaryzmu, wierzą, odwrotnie od gospodarek kapitalistycznych, że gospodarka jest oparta o gigantów przemysłowych, takich jak Huta Katowice, stocznie etc., a nie o tzw. mały biznes. A ja się pytam gdzie jest ta babcia, co to na rogu smażyła placki? Czy ona, smażąc placki, może zapłacić 950 złotych składki na ZUS? Oczywiście, że nie, więc ja nie mogę kupić placków. Albo rozwój takich wspaniałych instytucji, protez chorej gospodarki jakim są inkubatory przedsiębiorczości. W jakim to normalnym kraju istniej coś tak absurdalnego? I to wszystko jest sponsorowane przez Unię Europejską pod nazwą kapitał ludzki!!! W normalnym kraju nie sypie się piachu w tryby gospodarki, a zachęca się przez przejrzysty system podatkowy, a nie przez inkubatory.
Co więcej, jeden z autorów tej reformy, zaślepiony w swoją wielkość, z uporem maniaka broni tez tej reformy!!! Dla mnie jest to nie tylko hipokryzja, ale perfidia. Ale najgorsza dla mnie jest reakcja i przyzwolenie ludzi, większość których (wg radiowych doniesień 51%), jest zaślepionych w wielkość Balcerowicza, którego idee już raz zbankrutowały (25% dewaluacja złotego), a teraz to on (wraz z kolegami) przez tę reformę, jedną ustawą i w ciągu jednego roku, spowodował 3 milionowe bezrobocie!!! Co więcej, nie chce wziąć odpowiedzialności za to!!! A gdzie jest Trybunał Stanu?
Podsumowując, debata miała raczej charakter populistyczno-przyczynkarski, a nie merytoryczny.
W prognozie pogody na niedzielę w radiu podali że będzie deszcz, więc to nas trochę zdeprymowało i postanowiliśmy pojechać do Leszna, mając na względzie, że nie będzie można przejść przez mostek na żółtym szlaku na Kanale Zaborowskim i w ten sposób będziemy zmuszenie pójść do Roztoki. Ja niewtajemniczonym wspomnę, że ja mam układ z tymi na górze, że jak ja idę na wycieczkę, to Oni tam na górze zabierają się za miotłę i zamiatają chmury. Luciano może to potwierdzić, bo kiedyś kiedy jechaliśmy to mżyło i było duże zachmurzenie, ale kiedy wysiedliśmy z busika, to przestało mżyć, a wkrótce wyszło słońce. Tak było i teraz, pomimo radiowych prognoz pogoda była super, słoneczna, więc ciepło, ale dzięki wiaterkowi grunt był jeszcze zmarznięty, więc ucieszyliśmy się, że będziemy mogli pójść żółtym szlakiem przez mostek. Po drodze bajeczny widok zamarzniętego bagna Debły i to w pięknym skrzącym się słońcu. Coś pięknego!! Jak może niektórzy wiedzą mostek jest drewniany, ale podczas niedawnych deszczów woda nie tylko dotknęła mostka, ale najwyraźniej się przez niego przelała (!!!). To nieprawdopodobne, ale na wierzchu mostka utworzyło się jeziorko, które zamarzło. Jak może niektórzy się orientują, kiedy kanał zamarza to jednak pod kanałem woda wsiąka i poziom lodu trochę się obniża, aż w pewnym momencie ciężar lodu na kanale był tak duży że się załamał. Skutkiem tego było to, że pod mostkiem była przerwa do poziomu lodu, a na wierzchu mostku zamarznięte jezioro :), po którym spokojnie przeszliśmy. Ale najgorsze jest za mostkiem i to od lat!! Parę osób dzwoniło do KPNu, żeby tam wsypać wywrotkę gruzu, albo zrobić kładkę (taką, jak jest na Cygance), bo normalnie nie da się przejść. Woda po kolana, a po bokach bagno. Kiedyś z Larką straciliśmy jakieś 1,5 godziny, żeby zbudować przeprawę. Larka zdecydowanie odmawia zakupu kaloszy (a ostatnio się pojawiły po 15 zł, na Wileńskim). Tym razem przeszliśmy po lodzie górą, jak w Biblii po Morzu Czerwonym :). Potem to już z górki.. Ale mieliśmy w planie zaliczyć tego dnia (w ramach terapii) jeszcze dwie imprezy: Targi Wiatr i Woda oraz Targi Mieszkań i Domów, więc włączyliśmy trzecią Bieszczadzką i do przodu. Do Szalonki przyszliśmy w rekordowym tempie już o godz. 10:30. Do Chaty SKT jest jeszcze jakieś 0,5 godzniny, a od Chaty do Zaborowa jest ok. 45 minut. A autobus z Zaborowa do Warszawy odjeżdża co godzinę o 11:37. Ja patrzę na zegarek.. słabo.. brakuje około 15 minut...marne szanse.. :(, więc albo spokojnie na 12:37, albo śruba i do przodu. Wybraliśmy ten drugi wariant. Do Chaty przeszliśmy w 15 minut ! a na przystanku byliśmy 10 minut przed odjazdem autobusu !. Ale to było możliwe tylko dlatego, że grunt był zmarznięty i nie było upału :). Latem by się tak nie dało, chociaż spotkaliśmy kiedyś Witka, który z Zaborowa do Roztoki i z powrotem pokonuje trasę biegiem. Ja go obserwowałem parę razy, czy nie zmienia biegu na marsz, ale nigdy go nie widziałem, aby szedł. Zawsze biegł! No więc autobusem do Warszawy, a tu Larka jest "zdechła", a ja jej mówię, że na Targi.. trochę marudziła, ale końcu uległa i poszliśmy. Najpierw Wiatr i Woda, a potem Mieszkanie i Dom. Obok stadionu Legii, na którym były Derby Legia-Polonia, na Torwarze Larkę puścił strach i zahamowania i zaczęła naprawdę się bawić i było wspaniale. Poznaliśmy wiele sympatycznych ludzi, z którymi wymieniliśmy maile. Od jednej młodej osoby usłyszałem najwspanialszy komplement, jaki udało mi się usłyszeć kiedykolwiek. Otóż ona powiedziała, że ja jestem pierwszą osobą, która potraktowała ją, jak osobę (ja zrozumiałem: podmiot)! Ludzie czy to nie piękne, kiedy obca osoba mówi Ci w twarz taki tekst. To znaczy do tej pory, każdy traktował ją jak rzecz. To bardzo smutne, jak ludzie traktują ludzi. Przypomniał mi się taki „łańcuszek”, który dostałem parę dni temu, w którym profesor na studiach, na teście pisemnym spytał studentów: Jak miała na imię sprzątaczka w waszej szkole?
Resztę w oryginale znajdziecie poniżej w załączonym łańcuszku.
Ale wracając do tego komplementu, który dostałem od 20 letniej studentki, dorabiającej sobie na Targach, to najwyraźniej jest to owoc programu 12-kroków i wolontariatu w Hospicjum.
Kiedy przyszliśmy około 17:00 do domu to Larka sam przyznała, że dobrze zrobiliśmy, że pomimo zmęczenia (żeby nie powiedzieć totalnego wyczerpania) poszliśmy na Targi. Śniadanie jedliśmy o 6:00, ale mi się nie chciało jeść ani w Puszczy, ani na Targach, ale Larka miała takie wysokokaloryczne batoniki, które zjadła, a ja miałem tylko małą (jakieś 200 mL) buteleczkę Muszynianki, którą wypiłem na Targach. Ale w domu czekały na nas klopsy z indyka i pierogi z kapustą i grzybami.
To tyle raportu z Puszczy i Targów :),
PS. Dla niewtajemniczonych dodaję również link do YouTube, żeby lepiej zrozumieć resztę :).