Antka poznałem u Andrzeja, chyba były jakieś imieniny, czy coś. Potem okazało się, że Antek ma szpiczaka. Poszedłem do biblioteki i zasiadłem przy komputerze. Uf, nieciekawy rodzaj raka! Chociaż nowotwory nie są dla mnie nowością, w końcu jestem doktorem biochemii i kiedyś miałem propozycję zostania kierownikiem Zakładu Endokrynologii w Instytucie Onkologii, ale pomimo to, przeorałem całą najnowszą literaturę na ten temat. Cała współczesna medycyna konwencjonalna mówi: szpiczak jest nieuleczalny. Ale medycyna konwencjonalna bardzo wolno adoptuje osiągnięcia nauki.
Przykładem może tu być odkrycie Warburga z 1930 roku, za które dostał on nagrodę Nobla, odkrycie głoszące, że komórki nowotworowe oddychają inaczej niż normalne. W większości nowotworów do dziś nie znalazło to zastosowania w medycynie, chociaż wykorzystanie tego odkrycia prowadzi do wysokiej selektywności w terapii raka. Wyjątkiem jest terapia białaczki, w
której medycyna Zachodu bynajmniej nie zastosowała odkrycia Warburga, a raczej przejęła metodą terapii opracowaną w Chinach (!).
Stąd, aby pomóc Antkowi, moje poszukiwania bardziej specyficznego podejścia. Początkowo Antek był pod opieką Instytutu Hematologii i Transfuzjologii (IHiT). Podali mu VAD (Vinciristinum, Adriamycinum, Dexamethasonum). Niestety, ten przypadek szpiczaka okazał się oporny na tę terapię. Pamiętam dałem mu najnowszy artykuł na temat współczesnych metod leczenia szpiczaka, w którym jako podstawowy lek osłaniający kości sugerowano podawanie bifosfonianu. Wprawdzie Antek nie zna angielskiego, ale poszedł z tym artykułem do lekarza prowadzącego, w wyniku czego otrzymał bifosfonian (Pamifos), wprawdzie nie ten sugerowany przez artykuł, ale zawsze była to jakaś osłona kości. Pamiętam również, kiedyś odwiedziłem go w szpitalu. Już miałem wychodzić, kiedy przyszedł do niego lekarz i z rozbrajającą szczerością wyznał mu, że pacjenci tutaj to po prostu przeszkadzają w pracy naukowej. Powiedział to Antkowi, czyli pracodawcy (jako podatnikowi). Mnie zatkało, ale ze względu na Antka nie chciałem robić awantury.
Poprosiłem go o zrobienie analizy pierwiastkowej włosa i analizę krwi. Z analizy krwi wynikało, że poziom DHEA-S jest stosunkowo niski (217 mcg/dl), a poziom kortyzolu stosunkowo wysoki (624 nmol/l). Być może dlatego terapia VAD nie odnosiła skutku. Z analizy pierwiastkowej wynikało, że szlak insulinowy, odpowiedzialny z przeżycie komórek raka jest nadzwyczaj aktywny, co m.in. powoduje, że rak ma się dobrze (być może uszkodzony jest antyonkogen PTEN). Prócz tego szlak stanu zapalnego jest również konstytutywnie aktywny (CRP) i (OB 170), co powoduje aktywację m.in. interleukiny-6 (IL-6), zwanej niekiedy OAF (osteoclasts activating factor), czyli czynnik aktywacji komórek żernych kości. Stąd następuje rozpuszczanie kości (osteoliza). Prawdopodobnie (wynika to z doniesień literaturowych) również zaktywowany jest szlak kinaz MAP. Ponadto z analizy krwi wynika, że poziom całkowitego cholesterolu (489) przekracza wszelkie normy (200), a także LDLi (431,8) przy max. normie 135. Nic więc dziwnego, że u Antka pojawiły się pod oczami xanthoma, czyli takie żółte, nieco wypukłe plamki, będące depozytem nadmiernego cholesterolu. Niepokojący wszakże był poziom homocysteiny (15,3; przy maksymalnym poziomie referencyjnym wynoszącym 12), a także fibrynogenu (506,1, przy maksymalnej normie 350).
Po obejrzeniu wyników powiedziałem mu, że wyniki wskazują na wysokie ryzyko wystąpienia zakrzepicy żył głębokich i zaproponowałem mu terapię obniżającą tak wysoki poziom fibrynogenu i cholesterolu. Niestety Antek zignorował to i za dwa-trzy miesiące dostał zakrzepicy i wylądował w IHiT-cie. Po telefonie od niego, spytałem, czy w ciągu 6 godzin podali mu distreptazę. Niestety nie podano mu tego leku we wspomnianym okienku czasowym i skończyło się na Acenokumarolu. Spytałem, więc Antka, czy jest gotowy na wymianę zastawek sercowych, które będzie musiał wymienić po długotrwałym stosowaniu Acenokumarolu i pokazałem mu stosowny artykuł. Niestety czytanie bieżącej literatury w IHiT-cie nie jest popularne, a ostatnia praca w PUBMEDzie z tego oddziału była datowana na 1974 rok (no bo, jak się ma tylu pacjentów, to nie można przecież robić badań).
Na kolejną wizytę w IHiT-cie Antek nie poszedł, bo dostał jakiejś infekcji. Od tego czasu przestał chodzić do IHiT-u. Czas mijał, a żona Antka już wtedy wspomniała mi o niepokojącym zachowaniu Antka: Antek nie bierze leków. Mniej więcej po czterech miesiącach od podania Pamifosu w IHiT-cie wspomniałem Antkowi, że powinien powtórzyć kroplówkę z Pamifosu. Niestety moja uwaga pozostała bez echa. Nie chciałem być zrzędą, więc nie naciskałem zbytnio, ale podzieliłem się tym ze Stefanem, a on zmobilizował jeszcze Ewę i Henia i wszyscy zaczęli się modlić w intencji, żeby Antek zaczął brać leki. Prócz tego Lidka, moja siostra również zmobilizowała męża i jeszcze parę osób i po tamtej stronie oceanu również zaczęli się modlić w tej samej intencji. I stał się cud. Antek przez jakieś półtora miesiąca zaczął zażywać leki. Prawie wszystkie sugerowane przeze mnie z wyjątkiem Pamifosu. Nawet zrobił kontrolne badanie krwi i o dziwo wyniki znacznie się poprawiły, cholesterol spadł nieznacznie ale jakby wspomniane xanthomy zaczęły znikać (nawet Antek przyznał ten fakt), natomiast fibrynogen spadł z 506 do 365 (!) (norma 350), a nawet wskaźniki stanu zapalnego obniżyły się. Jednak Antek zaczął bagatelizować to, gdyż jakiś czas już znowu nie zażywał leków i zaczął wskazywać na to, że ta poprawa, to po prostu samo się goi. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, co oznaczają jego słowa. Na szczęście żona jego przypomniała mu, że nie tak dawno zażywał leki całymi garściami.
W pewnym momencie, to było jakoś na początku listopada, Antek zakasłał i pękł mu mostek. W Hospicjum, w którym jestem wolontariuszem, mieliśmy jubileusz 10-lecia. Przyszło mnóstwo VIP-ów, ale również stawił się cały zespół. Podszedłem do Jacka i mówię mu, że Antek ma szpiczaka i zakasłał i pękł mu mostek, że chodzi mi o Pamifos. Jacek, naczelny lekarz Hospicjum, zareagował natychmiast. Poczekaj tu na chwilę - mówi – po czym pojawił się za parę minut z receptą na Pamifos i radą, „wiesz trzeba zbadać poziom wapnia we krwi, ja teraz jestem bardzo zajęty, więc zwróć się do Marty, ale jak ona nie będzie mogła, to ja stanę na głowie i przyjdę”. Wspaniały chłopak, z tego Jacka, pomyślałem, łzy stanęły mi w oczach, a „klucha” pojawiła się w gardle. Poleciałem do Apteki i już po południu miałem lek w garści. Już miałem zgodę Ani pielęgniarki, aby mu podać kroplówkę. Przychodzę do Antka, a on: NIE, przecież ja zdrowieję mówi. Już wtedy leżał w łóżku, ale jeszcze wstawał do ubikacji. Tłumaczę mu, że to było poważne ostrzeżenie, że pękł mu mostek, bo niech sobie wyobrazi, co by było jeśli by mu pękł krąg w kręgosłupie. Ale on był głuchy na moją uwagę. Za parę dni runął na podłogę w ubikacji, stracił czucie w nogach. Pomimo to poprosił mnie, abym przeczytał broszurkę Nowej Germańskiej Medycyny, wg której bez leków, a zwłaszcza Pamifosu, szpiczak sam się wyleczy. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, o co chodzi, ale obiecałem mu, że przeczytam wywody Ryke Geerda Hamera. Czytając tę lekturę miałem nieodparte wrażenie, że mam do czynienia z sektą, co też następnego dnia szczerze Antkowi wyznałem. Okazało się jednak, że Krystyna, pielęgniarka, która do niego przychodzi jest wyznawcą tej sekty. Wszystko dla mnie stało się jasne. Antek jednak chciał konfrontacji jej ze mną. Kiedy przyszedłem i ona mi powtórzyła te brednie, że choroba sama się wyleczy bez leków, to spytałem ją grzecznie, czy ona choremu na cukrzycę podałaby insulinę, czy nie? Na co ona odpowiedziała, że z cukrzycy ona się nie przygotowała. Nie muszę dodawać, że kiedy się zorientowałem, kto tu steruje Antkiem, to mną zatrzęsło. A oto list, który posłałem do Antka, kiedy dla mnie stało się jasne o co chodzi. List ten zatytułowałem:
"Czy dopuszczasz molżliwość, że się mylisz?"
Kochany Antku,
Ja zawsze dopuszczam możliwość, że się mylę i dlatego sprawdzam. A Ty, czy Ty dopuszczasz taką możliwość, że się mylisz?
Nawiązując do książki „Walka duchowa” (którą pożyczyłem od Stefana, a którą pożyczyłem Tobie), wydaje mi się, że jesteś targany sprzecznym uczuciem: komu uwierzyć. Z tego, jak myślę, względu chciałeś konfrontacji pielęgniarki Krystyny ze mną. Jak widzisz nie unikałem takiej konfrontacji i jak może pamiętasz co najmniej trzy razy wykazałem jej ignorancję. Przypomnę:
przykład cukrzycy, problem witaminy B12 u wegetarian, a także czytanie ulotki z leku, w którym ona nie orientowała się jak się nazywają receptory serotoninowe (5-HT) (które ona przeczytała SHT) i co one robią, tzn. co to znaczy je zablokować (chciałbym Ci tu powiedzieć, że niedawne badania wykazały, że depresja powoduje, że mózg umiera). Nie wiem, czy pamiętasz, że pielęgniarka ta powiedziała, że np. problem leczenia cukrzycy ona sprawdzi. No i spotkałem się z nią drugi raz i czy ona nawiązała do tego problemu? Ja nie stosuję metody ścigania, zawsze daję człowiekowi możliwość wyjścia z twarzą, ale to po jej stronie jest udowodnienie, że podejście Hamera jest właściwe. Przyznam, że dla mnie nie jest przyjemne rozmawianie z „ignorantem, który wie lepiej”, ale nawet w tej broszurce, którą prosiłeś mnie abym przeczytał, jest napisane we wstępie, że:
"Niektórzy terapeuci po zaliczenie I-go stopnia seminarium zaczynają leczyć według GNM! Takie postępowanie jest po prostu nieodpowiedzialne, czy jest wręcz przestępstwem!"
Pozostawię Twojej ocenie postępowanie pielęgniarki Krystyny, nawet w świetle tej broszurki. Ale dlaczego w mojej ocenie jest to sekta. Ja znam, co najmniej jeszcze dwie podobne sekty: jedna to Świadkowie Jechowy, którzy zabraniają swoim wyznawcom przetaczania krwi, a druga to
amerykańscy Zielonopiątkowcy (nie myl z Zielonoświątkowcami), którzy zabraniają używnia wszelkich leków.
Ale wrócę do lektury broszury Hamera. Moja postawa jest taka, że ja nie kreuję się na Boga, wróżbitę, czy cudotwórcę. W miarę moich skromnych możliwości umysłowych, staram się poznać wiedzę i doświadczenie całej ludzkości, począwszy od Ayurvedy sprzed 5000 lat, aż po najnowsze osiągnięcia i jak może zauważyłeś, za każdym razem powołuję się na odpowiednie źródła. I pomimo, że wiem, że Ty perfekcyjnie nie znasz angielskiego, czy też biochemii, wielokrotnie dawałem Ci odpowiednie artykuły, a przez to dawałem Ci możliwość argumentacji w Instytucie Hematologii, w dyskusji z innymi lekarzami, czy nawet z Twoim kuzynem z Chicago. Wydaje mi się, że tak powinno się postępować, tzn. dawać kredyt każdemu, kto wniósł jakiś wkład w rozwój naszej wiedzy. Wydaje mi się, że oddanie kredytu odkrywcom, naszym „poprzednikom”, jest przejawem skromności, i przyznaniem, że się jest cząstką całej ludzkości, że moja wiedza składa się z tych niezliczonych odkryć całej ludzkości. Jeśli więc ktoś ignoruje „poprzedników”, to znaczy sam się kreuje na Wielki Początek Nauki, Wiedzę Objawioną, Guru, Boga, etc. i dlatego uważam to za sektę. Dla mnie jest to pycha, bez względu na poprawność, czy fałszywość danego stwierdzenia. A w wypadku „przejęcia” cudzego odkrycia i promowanie go jako własne, dla mnie jest po prostu kradzieżą.
Jeśli więc dany człowiek da się złapać w takie sidła Wielkiego Początku Nauki, łatwiej jest mu wmówić inne rzeczy, wszak Guru się nie myli. Tak zawłaszczony człowiek jest zniewolony, jest uprzedmiotowiony, lekceważony. Ot chociażby takie zachowanie pielęgniarki Krystyny z masłem Ghee. Może ja nie zauważyłem, ale czy ona spytała mnie lub Ciebie, czy może skosztować to masło, które ja przyniosłem? Oczywiście, że nie, bo po co pytać człowieka zniewolonego. Przyznam, że ja jestem bardzo wrażliwy na takie zachowanie i choć nie zareagowałem (być może powinienem), to poczułam się dotknięty. Poczułem od niej idącą w moją stronę negatywną energię, której wynikiem następnego dnia była indukcja „zimna” (opryszczki) na mojej wardze. Na szczęście, wiem jak reagować na takie zimno, więc szybko go zlikwidowałem. Niemniej jednak, ze względu na fakt, że szkodzi mi obcowanie z takimi ludźmi, chciałbym Cię prosić, abym nie musiał jej więcej spotykać. A jeśli byś doszedł do podobnego wniosku odnośnie samego siebie, to
pamiętaj:
jedno Twoje słowo i masz najlepszą opiekę pielęgniarską i lekarską w Warszawie.
Chciałbym Ci pomóc, ale widzę, że walka nie przebiega w sferze medycyny, biologii, wiedzy, czy logiki. Walka przebiega w sferze duchowej i widzę, że przegrywam tę walkę. Stąd być może w
okresach nasilenia się wsparcia i modlitw ze strony ludzi dobrej woli, takich jak Stefan, Ewa (chora na raka) i Henio (również chorego na raka), a także ludzi zza Oceanu, takich jak moja siostra, i innych ludzi, których o takąż prosiła moja siostra, czasami udaje mi się walkę tą przechylić na moją (a raczej na Twoją) stronę, ale jest to tylko czasami. Myślę również, że walka ta przebiega również w Tobie. Po prostu nie wiedziałeś komu zaufać, w co uwierzyć i dlatego prosiłeś mnie o konfrontację. Ale jak może zauważyłeś ze mną nie jest łatwo wygrać na polu wiedzy, nauki. Inaczej wygląda sprawa na polu walki duchowej. Ja miałem kolegę w pracy, którego sekta zmusiła do scedowania domu na rzecz tej sekty i po prostu wyrzuciła go z własnego domu! Został bezdomnym z dwoma walizkami rzeczy osobistych.
Przepraszam Cię za ten list, być może gorzki, ale musiałem to wyrazić, aby się uwolnić, aby wybaczyć Krystynie, i choć jest to dla mnie bardzo trudne, aby zaakceptować, pomimo, że się nie zgadzam.
Pozdrawiam i życzę powrotu do
zdrowia.
Twój przyjaciel,
PS. Negowanie stosowania morfiny w celach paliatywnych uważam za zbrodnię.
Jeszcze dwa słowa o Hamer'ze, które znalazłem w Internecie:
Germańska Nowa Medycyna„Spisek żydowski ukrywał przed ludzkością metodę »naturalnego« leczenia nowotworów” – twierdzi niemiecki lekarz Ryke Geerd Hamer. Metodę nazwał Germańską Nową Medycyną i zarabia na niej krocie. Namawia pacjentów do rezygnacji z normalnego leczenia i do terapii siłą ducha. Według najnowszych danych, liczba ofiar śmiertelnych sięga już prawie 150. Szczęście miała sześcioletnia Austriaczka Olivia Pilhar, chora na raka nerki. W 1995 r. jej rodzice, fanatycy metody, zostali pozbawieni praw rodzicielskich za odmowę leczenia dziecka. Wówczas porwali córkę do Hiszpanii, by tam kontynuować „germańską terapię”. Tymczasem guz nowotworowy urósł do wagi kilku kilogramów. Po interwencji samego prezydenta Austrii, dziewczynkę sprowadzono do kraju i uratowano.
Germańska Nowa Medycyna jest reklamowana również w Polsce. Ilu ciężko chorych pacjentów dało się oszukać? W kwietniu 2007 r. entuzjastyczny artykuł o metodzie wydrukował „Miesięcznik Politechniki Warszawskiej”, a autorem był... Jędrzej Fijałkowski, redaktor sensacyjnego pisma „Nieznany Świat”.
[edit]
Biography
Ryke Geerd Hamer was born in Düsseldorf-Mettmann (Germany) in 1935. He received his high school diploma at age 18 and started medical and theological studies in Tübingen, where he met
Sigrid Oldenburg, a medical student who later became his wife. At age 20, he passed the preliminary examination in medicine, married a year later, and completed his theological examinations at 22. A daughter was born to the young family and a son, Dirk. In April 1962 Hamer passed his medical state examination in Marburg and he was granted a professional license as a doctor of medicine in 1963. According to Hamer himself, there followed a number of years at the University Clinics of Tübingen and Heidelberg. In 1972, Hamer completed his specialization in internal medicine. He also worked in several practices with his wife. He patented several inventions[2].
In 1978 the loss of his son Dirk led Hamer to develop his "Germanic New Medicine" (GNM) which led to legal complications. Hamer's license to practice medicine was revoked in 1986 by a court judgment in Germany and this reconfirmed in 2003. As he continued to treat patients, Hamer was investigated several times on allegations of malpractice and the death of patients.[3] He was jailed for 12 months in Germany from 1997 to 1998, and served a prison term from September 2004 to February 2006 in Fleury Merogis, France on counts of fraud and illegal practicing. He subsequently lived in exile in Spain until March 2007, when he allegedly moved to Norway[2][4]. The Swiss Cancer League of Swiss Society for Oncology, Swiss Society for Medical
Oncology and Swiss Institute for Applied Cancer Research observe that no case of a cancer cure has been published in medical literature nor any studies in specialised journals. Reports in his books "lack the additional data that are essential for medical assessment" and investigation presentations at medical conferences "are scientifically unconvincing".[1]
Christian Science, a religious sect originating in the United States which believes disease is a sign of a spiritual problem, and has been similarly accused of causing deaths by withholding traditional medical treatment.
Scientology, a religious movement established in 1954, that recommends thorough sychotherapeutic measures that shall locate psychological traumas in order to avoid cataclysmic damage
Pozdrawiam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz