Pomimo politycznie gorących dni (wybory, najazd Arabów na Europę) przyroda nie próżnuje i po rekordowej suszy w sierpniu i następujących po niej niewielkich opadach kasztany uznały, że to już wiosna i postanowiły zakwitnąć (na załączonych fotografiach), przez co na jednym drzewie mamy zarówno owoce, jak i nowe kwiaty.
piątek, 25 września 2015
wtorek, 28 lipca 2015
Wielki Brat patrzy
Mikroczipy
RFID w banknotach euro i dolarach
amerykańskich…
Data
publikacji: 26.07.2015 r.
Szpiegowskie mikrochipy
znajdują się obecnie w prawie każdym banknocie euro i dolarze
drukowanym po 2005 roku. Małe mikroukłady do europejskiej waluty
dostarcza grupa Hitachi. Po co?
W 2005 roku w dzienniku
EETimes pojawił się artykuł o planach Europejskiego Banku
Centralnego dotyczących wprowadzenia do banknotów euro mikrochipów
RFID, które miały zostać upowszechnione już w 2005 roku. Obecnie
jest to technologia stosowana powszechnie, co ciekawe – bez wiedzy
użytkowników.
Mikrochip Hitachi o
wdzięcznej nazwie „Mu-chip” jest tak mały, że może być
wbudowany w papier. Dzięki zastosowaniu najnowszej generacji
technologii półprzewodnikowych, Mu-chip zapewnia mikro-wielkości
obszar pamięci, który może unikalnie
identyfikować, śledzić i uwierzytelniać obiekty o dowolnej
wielkości. Mu-chip wymaga zewnętrznej anteny i jest tagiem
pasywnym, nie wymagającym zasilania, dzięki czemu ma bardzo długą
żywotność. Mu-chip posiada 128 bitów pamięci ROM, umożliwiającej
przechowywanie 1038 unikalnych numerów identyfikacyjnych (ID) i
pracuje na częstotliwości 2.45 Ghz.
Chip stosowany w
banknotach euro jest natomiast bardzo specyficzny. Ma o wiele
pojemniejszą pamięć… oraz umożliwia szersze spektrum kontroli
niż mogłoby się wydawać – w tym najprawdopodobniej aktywną
możliwość komunikacji z czytnikami (wyższe nominały). Mamy więc
morze możliwości.
Odczyt i zapis danych
odbywać się może z odległości nawet kilku metrów… (oficjalnie
do ok. 40 cm), zaś implementacja nowych technologii dowodów
biometrycznych da możliwość pełnej, choć także nieoficjalnej,
kontroli posiadanych przez „obiekt” banknotów. Co ciekawe, zęby
ostrzą już instytucje skarbowe, którym łatwiej kontrolować
będzie szarą strefę…
Zapłaciłeś za towar
po „dogadaniu” się z kontrahentem? Super. Ale „my” już
wiemy, u kogo najpierw było to 1000 euro… prosimy o wyjaśnienie
faktu znalezienia się tej sumy u wykonawcy… – nieprawdaż, że
miło?:) Nie wkraczajmy już w sferę prostytucji bo zrobi
się jeszcze cieplej…:)
Niestety, dokładne
informacje dotyczące parametrów chipów używanych w środkach
płatniczych są strzeżone tajemnicą tak samo jak unikalne
zabezpieczenia.
Erik B. z serwisu
eurobilltracker.com, którego strona umożliwia śledzenie drogi
banknotów Euro po numerach serii tłumaczy nam, że nowa technologia
umożliwi bezproblemowe śledzenie ruchu jednostki bez jej wiedzy i
to po całym świecie. Nie ulega więc wątpliwości, że oczy
Wielkiego Brata to coś więcej niż opowiadania domorosłych fanów
teorii spiskowych.
Mikrochip jest tak
mały, że potocznie zdarza się go nazywać „pudrem RFID”.
Grubość jego wynosi 60 mikronów co sprawia, że idealnie kamufluje
się z papierowym banknotem. Rozszerzeniem mikrochipa jest antena,
która umożliwia dwukierunkową komunikację. Po umieszczeniu w
mikrofalówce, mikrochip wskutek wzbudzenia elektronów eksploduje.
Zaletą stosowania tak
nowoczesnych technologii jest prawie pełne zabezpieczenie przed
fałszerstwem. Jak czytamy na stronie Die Bank-u, tylko taka
technologia pozwala na niemal stuprocentową pewność. Stosowane
dotychczas mikroszkiełka czy znakowanie chemikaliami było dla
„ekspertów” czarnego rynku całkowicie do przeskoczenia.
Niestety, fakt
znakowania radiowego banknotów jest dziś ukrywany. Należy to po
części rozumieć, zwłaszcza w dobie powszechnej mody na
fałszerstwa. Dlaczego jednak technologia, która w znacznym stopniu
wkracza w naszą prywatność, została użyta bez naszej wiedzy?
Źródło:
NWO
poniedziałek, 27 lipca 2015
Ciekawostki z Internetu - El Niño
Najsilniejszy w historii El Niño może doprowadzić do chaosu pogodowego w Europie
pon., 2015-07-27
Najsilniejszy
w historii El Niño wytworzył się na Oceanie Spokojnym. Eksperci
ostrzegają, że oznacza to nie tylko problemy dla krajów w basenie
Pacyfiku, ale też dla całego świata. Synoptycy już teraz
zauważają, że jeśli El Nino będzie zyskiwać na sile do poziomu
tego z 1997 roku to w ciągu następnych kilku miesięcy może dojść
do całej serii potężnych burz na Atlantyku, które mogą
regularnie pustoszyć Wielką Brytanię.
Klimatolodzy
ostrzegają, że w ciągu ostatnich tygodni, kiedy wiatry morskie są
słabe, temperatura na Pacyfiku wzrosła o trzy stopnie Celsjusza.
Efekt zwany El Nino ma ogromny wpływ na pogodę na świecie.
Wcześniej zarejestrowano tylko dwa bardziej silne zjawiska tego
typu. Ostatni raz w 1997 roku, kiedy seria destrukcyjnych burz z
huraganowym wiatrem wiejącym ponad 150 km/h uderzała raz za razem w
Wielką Brytanię, która jest najbardziej narażona na taką pogodę.
Eksperci
twierdzą, że tegoroczny El Nino nadal się wzmacnia i wkrótce może
dojść do okresu ekstremalnych warunków pogodowych, który potrwa
aż do następnej wiosny. Oznacza to, że Wielką Brytanię może
spotkać jeden z najgorszych sezonów burzowych w historii.
Meteorolog
Leon Brown, z The Weather Channel UK, stwierdził, że supersilny El
Niño może nawet wpłynąć na prądy strumieniowe w atmosferze
(ang. Jetstream). Co w istotny sposób zaburzy przepływ powietrza
wysoko nad Ziemią. To z kolei doprowadzi do bardziej niestabilnej
pogody w Europie, a szczególnie w Wielkiej Brytanii i to już
jesienią tego roku.
Im
więcej będzie podobieństw między El Nino z 1997 a tym z 2015 tym
większe będzie prawdopodobieństwo, że Europejczyków, a
przynajmniej Brytyjczyków, czeka długotrwały sezon burzowy.
Tradycyjnie już największy wpływ El Niño będzie wywierało w
regionach tropikalnych, gdzie i teraz nie brakuje burz tropikalnych.
środa, 6 maja 2015
Agape a dobro wspólne
Przed wyborami prezydenta słyszę wciąż te same argumenty przeciw Jednomandatowym Okręgom Wyborczym (JOW). Już pomijam fakt, że wybory na urząd prezydenta są wyborami typu "zwycięzca bierze wszystko", czyli zasady ordynacji JOW, to wiele osób argumentuje, że w takiej ordynacji (JOW) marnują się głosy. Wydaje mi się, że ludzie, którzy są ogólnie przeciw tej ordynacji nie rozumieją i nigdy się nie zastanawiali na temat podziału lewica-prawica. Co to jest np. prawica, czy lewica?
Na te i podobne pytania odpowiadam w poniższym opracowaniu, będącym swojego rodzaju doprecyzowaniem pewnych koncepcji zawartych w mojej książce "W poszukiwaniu miłości".
Oczywiście istnieją cele, które nie mogą być osiągnięte przez dwóch ludzi, a osiągnięcie ich wymaga zaangażowania większej ilości ludzi. W ten sposób powstaje sieć oparta o agape wyższego rzędu i tak dalej (Rysunek obok). Niemniej jednak należy rozpocząć od celu większego ode mnie, wtedy poszukać do tego partnera (a nie odwrotnie) rozwinąć agape itd. Jednym z takich przykładów jest marketing sieciowy.
Z kim, z wyżej wymienionych, chciałbyś współpracować?
Powyższy rysunek przedstawia różne patologie, z których najbardziej znany i rozumiany, jako oczywisty, jest alkoholizm. Jednak i w tym wypadku mało kto wie, że równie chora jest (typowo) żona alkoholika. Najmniej wie to sama zainteresowana, wzdychając, żeby tylko on przestał pić, to wszystko będzie dobrze. Ale jak praktyka wskazuje, jeśli on przestanie pić, to dopiero zaczynają się problemy i często słyszy się, że już wolałam, kiedy on pił. Dopiero przyznanie się, że i ko-alkoholik (współ-uzależniony) ma problem ze sobą i nie jest w stanie kierować swoim życiem (krok pierwszy wspólnot 12-krokowych) zaczyna stawać na progu nadziei.
Wydarzenia opisane w tym liście zdarzyły się w czasie Drugiej Wojny Światowej, ale list został napisany i umieszczony w Internecie niedawno. Krzywdy wyrządzone w przeszłości, mszczą się na sprawcy do dziś. Jak widać Karma działa i nie ma znaczenia, że sąd nie osądził sprawcy, rachunek zostanie wyrównany, czy tak, czy tak.
Dlaczego uważam ten przykład za bardzo ważny? Otóż wskazuje on na nową organizację społeczną, która jest nową koncepcją państwa. W wielu wypadkach organizację państwa można porównać do organizmu człowieka. Chciałbym w tym miejscu zacytować definicję organizmu podaną przez Ludwika Von Bertalanfy:
Na te i podobne pytania odpowiadam w poniższym opracowaniu, będącym swojego rodzaju doprecyzowaniem pewnych koncepcji zawartych w mojej książce "W poszukiwaniu miłości".
Jeśli w relacjach z bliźnimi
unikasz głębi, uważaj, bo możesz utknąć na mieliźnie.
Hierarchia
ważności
Co jest ważne dla Ciebie? Często
zdarza mi się słyszeć takie wyznanie wiary: „Ja nie wiem, co
jest dla mnie ważne?” - pamiętam kiedyś na spotkaniu DDA jeden
mężczyzna ni to stwierdził, ni to zapytał. I – pamiętam - jako
pewnego rodzaju odpowiedź - opowiedziałem swoją historię z Hanką.
W podobnych okolicznościach nasza rozmowa wyglądała mniej więcej
tak:
- Mądra jesteś, to nie ulega
wątpliwości, ukończyłaś studia, masz tytuł magistra, a przede
wszystkim dzięki swojej pracy masz niekwestionowany autorytet w
środowisku. Zabieram Ci to wszystko i powiedz mi, co robisz w tej
sytuacji?
- No wiesz, mam jeszcze szkołę
średnią, umiem po angielsku, mogę uczyć angielskiego.
- To prawda – mówię –
zabieram Ci to wszystko, została Ci tylko szkoła podstawowa, co
robisz?
- No wiesz, może bym zapisała
się na jakiś kurs.., umiem dziergać sweterki, mogę tym zarabiać.
- Zabieram Ci to, nie umiesz
pisać, co robisz?.. etc..
JA NAZYWAM SIĘ BIOLOGIA –
powiedziałem na koniec.
Na kursie wolontariuszy
hospicyjnych opowiadali nam historię, że bardzo mądra kobieta,
wzięta w swoim zawodzie i majętna, nie przewidziała, że w pewnym
momencie nie będzie potrafiła się podpisać na książeczce
czekowej. Jako Biologia mogę Ci zabrać wszystko, z jednym
wyjątkiem: nie mogę Ci zabrać miłości.
„Człowiek umiera, miłość
pozostaje” – przeczytałem kiedyś na jednym grobie. I w ten
sposób doszliśmy, co jest najważniejsze w życiu. Nie daj się
zwieźć i nie pomyl drogi, miłość jest najważniejsza!
List
A co to jest miłość? Mówisz
są różne miłości, oczywiści, ale czy potrafisz zdefiniować
miłość, która obejmie wszystkie rodzaje, czy poziomy miłości?
Czy rozwijanie bliskości może
określać każdy poziom miłość? No tak, ale ja jeszcze dodaję w
oparciu o akceptację, wolność i zaufanie (albo wiarę). I to jest
to. Zabierz cokolwiek z tego i miłość znika, pozostaje
uzależnienie lub nienawiść.
Wzięłaś ślub kościelny, więc
mam prawo się domyślać, choć nigdy mi tego nie powiedziałaś,
ani też napisałaś, że jesteś osobą wierzącą. Być może nawet
chodzisz do kościoła i się modlisz. Wobec tego, w co Ty wierzysz?
W czarnego kota?, w 13-go piątek?, w emeryturę?..
Kim dla Ciebie jest Bóg? Jeśli
się modlisz: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie..” to do kogo
mówisz te słowa? Czy dla Ciebie, to jest taki starszy pan z brodą
w chmurkach, który karze za grzechy?
A czy pamiętasz, co powiedział
o Bogu papież Jan Paweł II, a Benedykt XVI napisał całą
encyklikę „Deus Caritas est” (Bóg jest miłością) na
ten temat? A co to znaczy „Deus Caritas est”?
Czy uważasz, że taki temat jest
dla Ciebie bezpieczny do dyskusji ze mną i może stanowić
płaszczyznę porozumienia między nami? Czy go odrzucisz?
Kiedyś z kolegami przy śniadaniu
czytaliśmy Biblię i dyskutowaliśmy na te tematy w gronie osób
wierzących i niewierzących. Cały rok tak robiliśmy. I nikt nie
protestował. Co więcej, nie było żadnego tabu. Żadnego...
„Chory szuka dla siebie
przestrzeni, w której mógłby się porozumieć z otoczeniem. Tej
przestrzeni nie tworzy żadna instytucja, ale ludzie, którzy
umieliby czytać gesty i słowa tych chorych.”
Ks.
Eugeniusz Dudkiewicz,
Założyciel
pierwszego
hospicjum
w Polsce
AGAPE
A SPOŁECZEŃSTWO
W książce „W poszukiwaniu
miłości” podaję definicję agape, szóstego poziomu miłości.
Agape to miłość, w której rozwój i bezpieczeństwo partnera
traktuję na równi z własnym. Jest ona prawie tożsama z biblijnym
miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Wynika z niej, że jeśli
nie kocham siebie, nie mogę pokochać również mojej
rzeczywistości, w tym drugiej osoby, a także nie mogę pokochać
mojego osiedla, miasta, państwa. Jeśli nie kocham, to mogę
śmiecić, brudzić, niszczyć. Jeszcze jedno, jeśli zadaję
cierpienie swojemu ciału (tatuaż, kolczykowanie), to czy mogę
powiedzieć, że ja je akceptuję, że kocham siebie?
Nie chcę tutaj rozwijać tego
tematu, a zainteresowanego czytelnika odsyłam do mojej książki,
„W poszukiwaniu miłości”, niemniej jednak ważne jest zauważyć,
że agape również implikuje partnerstwo w realizacji wspólnego,
wartościowego celu.
„Nasz wspólny cel większy od
nas samych” znaczy, że ja nie mogę go osiągnąć sam. Ażeby go
osiągnąć potrzebuję partnera. W programie Dwunastu Kroków używa
się sformułowania „Siła większa od nas samych”. Według
Antonie de Saint-Exupéry, autora znanej książki „Mały książę”,
kochać, to nie znaczy patrzeć na siebie, lecz patrzeć razem w tym
samym kierunku.
Oczywiście, w partnerstwie
istnieją trzy cele: Mój, Twój i Nasz. Cel wspólny jest czynnikiem
wiążącym partnerstwo, podczas gdy cele indywidualne wnoszą
do
związku różnorodność. W związku, oczywiście, cel wspólny
powinien być dominujący, jednak cele indywidualne wnoszą do
związku różnorodność i nie powinny być sprzeczne z celem
wspólnym. Harmonia między tymi celami przynosi szczęście i
stabilność związku.
CEL
Co to jest cel? Weźmy na
przykład bieg na 600 m. Jest start i meta. Pada strzał i zawodnicy
biegną.
Ty jesteś wśród nich. W pewnym momencie zbliżasz się do mety i już ją widzisz.
Co robisz? Jesteś zmęczony, ale wydobywasz z siebie resztki energii i adrenaliny, i przyspieszasz. Wszak widzisz metę. Osiągasz metę pierwszy.
Co się dzieje teraz? Zdobywasz nagrodę. Bierzesz puchar i wreszcie odpoczywasz. W skrócie: Praca, Przyśpieszenie, Nagroda i Odpoczynek.
Ty jesteś wśród nich. W pewnym momencie zbliżasz się do mety i już ją widzisz.
Co robisz? Jesteś zmęczony, ale wydobywasz z siebie resztki energii i adrenaliny, i przyspieszasz. Wszak widzisz metę. Osiągasz metę pierwszy.
Co się dzieje teraz? Zdobywasz nagrodę. Bierzesz puchar i wreszcie odpoczywasz. W skrócie: Praca, Przyśpieszenie, Nagroda i Odpoczynek.
A co robi alkoholik? Sięga po
nagrodę bez pracy, bez wysiłku. Często wśród anonimowych
alkoholików pojawia się problem nawrotu. Rozpatrując to w
kategoriach biegu z metą, jeśli nie ma nawyku stawiania sobie celu,
i jego osiągania, nawrót jest bardzo prawdopodobny. Oczywiście
pojęcie alkoholik należy rozumieć ogólnie, tzn.
(współ)-uzależniony.
Celem nie może to być praca na
etacie, na posadzie. Wyobraź sobie twój rozkład zajęć:
poniedziałek:
wstajesz, jesz śniadanie, idziesz do pracy, wracasz, obiad,
odpoczywasz, idziesz spać.
Wtorek:
wstajesz, jesz śniadanie, idziesz do pracy, wracasz, obiad,
odpoczywasz, idziesz spać.
Środa:
wstajesz, jesz śniadanie, idziesz do pracy, wracasz, obiad,
odpoczywasz, idziesz spać...
I tak cały tydzień, miesiąc,
rok...
Po prostu rura pokarmowa, albo
przetwórnia nawozu.
Jest zasadnicza różnica między
słowem „praca” i „bieg”. Pracować możesz do końca życia
i nic nie osiągniesz (uczestniczysz jedynie w tzw. wyścigu
szczurów), ale jeśli wyznaczysz cel i biegniesz do niego, to go
osiągniesz. W słowie bieg zawarta jest meta. Praca nie ma mety.
Bieg zakłada również maksymalny wysiłek i co więcej stopniowo
wzrastający (akceleracja), zwłaszcza kiedy zbliża się meta, na
finiszu. Ale powiedzmy, po 400 metrach sprintu, jak wykrzesać z
siebie te dodatkowe możliwości, ten dodatkowy wysiłek, jeśli nie
ma mety (celu)? Czy wtedy zapytasz o ogólne wyniki finansowe?
Finansową niezależność w ciągu 10 lat? Zastanów się, czy to
byłoby mobilizujące, czy wykrzeszesz ten dodatkowy wysiłek, jeśli
by nie było mety? W słowie bieg zawarta jest również przerwa,
odpoczynek i co najważniejsze nagroda!!! Zawsze może przyjść
kryzys np. jeśli biegniesz na 5 kilometrów, zadajesz sobie czasami
pytanie, czy warto, czy tam istnieje coś, co się nazywa meta?
Nagroda? W takich momentach potrzebny jest partner, który nie udaje,
nie mówi z pozycji wyspanego i wyperfumowanego kibica, ale również
ocieka potem i krwią. Tylko taki partner jest przekonujący. Co
więcej, ty widzisz, że on nie tylko biegnie, nie tylko ocieka potem
i krwią, ale pcha wasz wspólny wóz. W takich momentach nikt się
nie zastanawia, czy ten drugi śmierdzi potem. Ten smród staje się
pięknym zapachem, świadectwem poświęcenia i prawdy.
Czy wobec tego np. niezależność
finansowa, czy dochód pasywny mogą być celami? Oczywiście, że
nie. Wszak w tak pojmowanych „celach” nie ma mety.
Co więcej, właściwy cel
powinien mieć jeszcze dwie cechy, powinien zawierać element
tworzenia, a także w tle powinno się znajdować społeczeństwo np.
podczas ewaluacji pracy podczas sprzedaży.
Marzenie to jest to, co zmienia
świat, to musi być żywe, mieć zapach, wymiar, to jest to, co
pozwala wytrzymać ból, cierpienie i niewygodę. Weźmy np. Edisona.
On miał swoje marzenie w głowie, ale ono było bardzo konkretne, to
była żarówka, elektrownia, guma kauczukowa i setki innych
wynalazków. I pomimo 5000 prób zakończonych niepowodzeniem, nie
zrezygnował i osiągnął swój cel, i wynalazł żarówkę.
Co więcej, wspólny cel daje
płaszczyznę porozumienia z partnerem. Dużo więcej jestem w stanie
zrozumieć, jeśli w dyskusji przyświeca nasz wspólny cel, jeśli
oboje dążymy do wspólnego celu. Wiele jestem w stanie również
wybaczyć. Jeśli nie mam celu, przysłowiowy papierek staje się
problemem, prowadzącym do kłótni, a nawet rozwodu.
Cel nie tylko daje radość w
momencie osiągnięcia, nie tylko łączy ludzi, jeśli zdecydowali
się oni wspólnie realizować ten cel, ale ponadto ma jeszcze jedną
bardzo ważną, bodajże najważniejszą właściwość: jest
terapią. Tak, jest terapią. Znaczy to, że jeśli przeczytasz
ogromną ilość książek np. na temat wewnętrznego dziecka, bólu
pierwotnego, czy toksycznego wstydu, to wszystko to jest funta kłaków
warte, jeśli nie masz celu, do którego biegniesz. Czytając książki
pakujesz informację do innej półkuli mózgowej niż ta, która
rządzi twoim postępowaniem, dlatego to nie bardzo ma sens. Owszem,
jeśli idziesz do celu i napotkasz problemy, to zaczynasz się
zastanawiać i wtedy, jeśli przeczytasz książkę, to ma to
zupełnie inne znaczenie, inny wymiar. Wtedy mądrość książki
możesz zastosować natychmiast, wypróbować i obciążyć emocją
(pragnienia, porażki, zwycięstwa), a więc mądrość ta ma szanse
przejść do tej innej półkuli. Stajesz się lepszy, bardziej
doświadczony. Ale stało się to przez ból porażki, przez
cierpienie, przez pot i krew.
Trochę jest to podobne do dwóch
alpinistów, którzy są przywiązani do tej samej liny i przez to
zdani są na siebie. Lina, która łączy alpinistów jest wyrazem
zaufania i wzajemnej pomocy w realizacji wyznaczonego celu.
Jeśli ci sami alpiniści
przywiążą się nawzajem liną, ale nie będą się wspinać na
szczyt, nie będą mieć wspólnego celu, a tylko będą chodzić po
ulicy, to będzie to rodzaj niewolnictwa, czy nawet kalectwa. W
sytuacji braku celu, ta sama lina, jest wyrazem zniewolenia. Będzie
to współ-uzależnienie, lub inaczej mówiąc - omotanie.
Zatrzymajmy się na chwilę na
przykładzie alpinistów. Wyobraźmy sobie, że jeden z partnerów
stale narzeka i jest jak worek piasku, który to worek drugi partner
musi wtaszczyć na szczyt. Jakie szanse ma ta para na osiągnięcie
celu? A teraz wyobraźmy sobie, że ten sam partner ma inicjatywę i
sam rwie się na szczyt, wynajdując najlepsze rozwiązania, aby
osiągnąć cel. Która z tych relacji jest lepsza w wyprawie
prowadzącej do zdobycia szczytu? Która z tych par ma większe
szanse na osiągnięcie celu?
Oczywiście istnieją cele, które nie mogą być osiągnięte przez dwóch ludzi, a osiągnięcie ich wymaga zaangażowania większej ilości ludzi. W ten sposób powstaje sieć oparta o agape wyższego rzędu i tak dalej (Rysunek obok). Niemniej jednak należy rozpocząć od celu większego ode mnie, wtedy poszukać do tego partnera (a nie odwrotnie) rozwinąć agape itd. Jednym z takich przykładów jest marketing sieciowy.
Mając wspólny cel nie jesteśmy
uzależnieni, ale zdani na siebie w realizacji tego celu, a
jednocześnie realizacja tego celu zbliża nas do siebie. Taką
wspólną i stopniową drogę do intymności realizowaną w
partnerstwie osiągania celu można przeciwstawić postawie „skoku
na kasę”, gwałtownego przeskoczenia z pozycji obcych sobie ludzi
do intymności, osób uzależnionych od seksu ze wspólnoty SLAA (Sex
and Love Addiction Anonynomous).
Mój kolega postanowił znaleźć
sobie partnerkę na życie i zapisał się na jeden z portali
randkowych. Jakież było moje zaskoczenie, że zamiast wyznaczyć
sobie cel większy od siebie i partnerki, i przedstawić go już na
pierwszym spotkaniu, całą uwagę skupił na wyglądzie swoim i
partnerki, a także na zachowaniu podczas spotkania. Ja nie chcę tu
powiedzieć, że wygląd jest nieważny, oczywiście jest, podobnie
jak zachowanie. Ale wydaje się, że już podczas pierwszego
spotkania powinien być jasno sformułowany wspólny cel i oczy
obojga powinny być skierowane głównie na ten cel, a nie na siebie
nawzajem, czy powierzchowność drugiej osoby. Jeśli nie ma celu
wspólnego, to wszystko może przeszkadzać, a jeśli nawet nie na
pierwszym spotkaniu, to i tak wkrótce pustka zajrzy do takiego
związku. Wyobraźmy sobie, że jeden alpinista planuje zdobyć np.
K-2 i wie, że góra ta jest trudna i przydałby mu się towarzysz
wspinaczki. Dał więc ogłoszenie na specjalistycznym portalu i
zgłosił się do niego drugi entuzjasta takiego projektu. Jak
myślisz, o czym oni będą rozmawiać na pierwszym spotkaniu. O
pogniecionym kołnierzyku u koszuli?, modnych butach?, czy fryzurze?
Nie sądzę. Myślę, że już na pierwszym spotkaniu będą
rozmawiać na temat trasy, ew. swoim doświadczeniu, które może być
przydatne w zdobyciu tak trudnego szczytu.
Często się zdarza, że ludzie,
którzy nie mają wyznaczonego celu, w relacjach z innymi ludźmi
starają się uzależnić od innych. Przykładem może być
pożyczanie książek, pieniędzy etc. Następnym krokiem jest
„uganianie się” właściciela za osobą pożyczającą, a więc
uzależnienie się. Ta sama czynność w sytuacji posiadania
wspólnego celu nie jest uzależnieniem, gdyż następnym krokiem
jest np. zdobycie szczytu i użycie wiedzy z książki służy
realizacji tego celu.
Kto to jest ten drugi?
Spotykając się z jakimś
wielkim osiągnięciem, często zadaję sobie pytanie, a kto jest ten
drugi? I zawsze znajduję go. Np. Robert Kiyosaki, kiedy przyjechał
na kontynent amerykański spał w samochodzie, bo nie miał pieniędzy
na wynajęcie mieszkania. Dziś jest miliarderem. Zadałem sobie
pytanie, kto jest ten drugi? I znalazłem tę osobę, którą okazała
się jego żona. Dziś obie te osoby podpisały się na moim
egzemplarzu książki Roberta Kiyosaki „Bogaty ojciec, biedny
ojciec”. Takie samo pytanie można zadać w stosunku do autorów
wielu innych wielkich osiągnięć jak np. Steva Jobsa, założyciela
firmy „Apple Inc.”, czy piosenkarki Ewy Demarczyk.
Jeśli twój partner chce
podnieść ciężar, lub planuje jakiś inny projekt:
- Czy pouczasz i robisz uwagi, co on robi źle?
-
Czy wyszydzasz, że on łapie się za coś, czego nie potrafi?
Z kim, z wyżej wymienionych, chciałbyś współpracować?
Dobrze jest mieć kogoś, kto
wierzy w ciebie.
Pamiętam na jednym ze spotkań,
mówca opowiadał o swoich perypetiach biznesowych. Zajmował się
handlem samochodami i nawet dorobił się jakiegoś majątku. Jednak
w pewnym momencie został okradziony przez swojego przyjaciela i to
tak dokładnie, że nie zostało mu literalnie nic. Nie wiedział, że
ten jego przyjaciel był powiązany z mafią. Po paru latach ów
mówca startując od zera nie tylko odrobił wszystkie straty
powstałe po kradzieży, ale jeszcze zbudował biznes oparty o
marketing sieciowy, którego praktycznie nie można zniszczyć. Czy w
marketingu sieciowym można wskazać tę druga osobę? Niewątpliwie
tak. I jeśli to nie jest żona lub mąż, to na pewno będzie to
partner biznesowy.
Jeśli w np. w rodzinie
pochodzenia nie ma celu wspólnego tzn. agape, np. dziecko wychowuje
samotna matka (np. wg tygodnika Polska, The Times, w 2008 roku w
Polsce było 110 tys. euro-sierot; przynajmniej jedno z rodziców
wyemigrowało do innego państwa Unii Europejskiej), jedyną miłość
jaką otrzymuje dziecko jest miłość rodzicielska. W dorosłym
życiu dziecko takie próbuje obdarzyć partnera miłością, którą
wyniosło z domu, to znaczy miłością rodzicielską, a więc
zaczyna traktować partnera jak dziecko, co w sumie jest patologią i
nie wróży dobrze dla trwałości związku.
Czasami zdarza się, że jeden z
partnerów posiada wyraźnie zdefiniowany cel i próbuje go narzucić
drugiemu partnerowi, co z kolei często spotyka się z oporem, gdyż
partner boi się zatracenia w związku swojej indywidualności.
Często dochodzi do tzw. przeciągania liny. Dlaczego mamy realizować
twój pomysł, a nie mój? Często jednak partner spytany o swój
pomysł po prostu go nie ma, niemniej jednak opiera się w realizacji
propozycji partnera. Kiedy w końcu się zgodzi, staje się
hamulcowym realizacji, obciążeniem, albo workiem do taszczenia dla
pomysłodawcy, a nie partnerem, czy uczestnikiem projektu. Ideałem
więc, jest najpierw wyznaczenie celu większego ode mnie i
poszukanie partnera do realizacji tego celu, a nie odwrotnie. Jeśli
chcę zbudować stół, to jako partnera poszukam sobie stolarza, a
nie tancerza. Jakie mam szanse wyznaczenia np. stołu, jako wspólnego
celu, jeśli najpierw wybrałem tancerza jako partnera?
Interakcje międzyludzkie
dojrzałych osób przedstawia rysunek obok. Jak widać, oprócz
relacji typu agape, rysunek ten pokazuje interakcje, które nie są
oparte o wspólny cel większy od partnerów. Wśród tych relacji
można wyróżnić handel, w którym przekazywane dobro z jednej
strony jest równo-ważone przez drugą stronę w postaci pieniędzy
lub inne dobra (barter). W zawiązkach nie posiadających wspólnego
celu często pojawia się właśnie taka postawa, której przejawem
jest kontrola, tak aby „przypadkiem” jeden z partnerów (Ja) nie
zrobił więcej niż drugi, a przez to nie został „wykorzystany”.
Jest to rodzaj handlu.
Pozostałe interakcje stanowią
relacje patologiczne, w których nie występuje równowaga, a więc
mamy tu do czynienia z nadużyciem siebie lub drugiej osoby.
Czy miłość jest wewnątrz nas, czy płynie z zewnątrz?
Skąd się bierze miłość?
Kiedyś spytałem o to Ewę Woydyłło. Jeśli mam np. ołówek, to
mogę ten ołówek dać komuś. Jeśli przyznam, że nie mam w sobie
miłości (nie kocham siebie) to nie mogę dać miłości drugiej
osobie. Skąd wobec tego wziąć miłość? Odpowiedź Ewy Woydyłło
zacytowałem w mojej książce „W poszukiwaniu miłości”. Otóż
wg niej, jeśli nie dostaliśmy miłości od rodziców, to jako
dorośli możemy dostać ją od Boga, jeśli jesteśmy osobami
wierzącymi, albo jeśli nie jesteśmy wierzącymi, to możemy dostać
ją od drugiej osoby dorosłej.
No i oczywiście tu zaczyna się
problem, który polega na tym, gdzie jest miłość, w nas, czy poza
nami? Czy miłość jest wewnątrz nas, czy przychodzi do nas z
zewnątrz?
Przeciętny ko-alkoholik (AlAnon) szuka tego na zewnątrz, ponieważ zaprzecza, że sam istnieje, we własnym obrazie świata. Niemniej jednak wg wszelkich „obiektywnych” danych miłość jest w nas, wszelkich „obiektywnych” danych miłość jest w nas, bo jeśli by jej nie było, to my byśmy nie istnieli. Piotr Pawlukiewicz twierdzi, że ten „biały kamyk” (czyli miłość) istnieje w nas, ale przywalony jakimś szlamem, błotem etc. Muszę przyznać, że koncepcja Pawlukiewicza jest mi najbliższa, ale..
Przeciętny ko-alkoholik (AlAnon) szuka tego na zewnątrz, ponieważ zaprzecza, że sam istnieje, we własnym obrazie świata. Niemniej jednak wg wszelkich „obiektywnych” danych miłość jest w nas, wszelkich „obiektywnych” danych miłość jest w nas, bo jeśli by jej nie było, to my byśmy nie istnieli. Piotr Pawlukiewicz twierdzi, że ten „biały kamyk” (czyli miłość) istnieje w nas, ale przywalony jakimś szlamem, błotem etc. Muszę przyznać, że koncepcja Pawlukiewicza jest mi najbliższa, ale..
W wyniku wielu własnych
przemyśleń doszedłem jednak do wniosku, że miłość istnieje w
nas i poza nami jednocześnie. Problem jest jedynie w proporcji i
tzw. harmonii. Inaczej mówiąc jeśli ko-alkoholik (AlAnon) szuka
jej poza sobą, zaprzeczając istnienie jej w niej samej, to jest to
patologia, ale patologią jest również sytuacja, kiedy ja
zaprzeczam istnienia fali miłości idącej do mnie z zewnątrz. I
znowu dotarliśmy do wspomnianej proporcji, umiaru i harmonii,
koniecznej do istnienia życia. Wszelkie ekstrema są letalne.
Jak tak się dobrze zastanowić,
to jest to pochodna koncepcji, że człowiek jest istotą społeczną,
a więc jest równocześnie jednostką i zbiorowością.
Przy okazji, w książce "Dzień
po dniu", pod datą 23 lipca, znalazłem interesującą
refleksję, jak mi się wydaje, skierowaną do ko-alkoholika
(AlAnon):
Nie
baw się w niańkę
Nasza odpowiedzialność wobec ludzi, którzy zwracają się do nas o pomoc, też ma swoje granice, nie popadajmy więc w przesadę i nadgorliwość. Niańczenie kogoś, kto wciąż oddaje się nałogowi, i matkowanie mu mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Podobnie bez sensu jest uganianie się po ulicach za czynnymi alkoholikami czy narkomanami z żądaniem by natychmiast przyjęli naszą pomoc. Jednak wobec tych, którzy naprawdę chcą przestać, mamy obowiązek zrobić wszystko, co w naszej mocy.
Jesteśmy w stanie intuicyjnie wyczuć, czy dana osoba rzeczywiście chce zacząć się leczyć, czy też pragnie się tylko wypłakać i podeprzeć na naszym ramieniu. Winniśmy zawsze nieść z ochotą posłanie, ale nie musimy całymi godzinami przesiadywać z tymi, którzy nie dojrzeli jeszcze do tego, by rozstać się z nałogiem.
Czy umiem „wychwycić w tłumie” tych, którzy naprawdę szukają pomocy?
Nasza odpowiedzialność wobec ludzi, którzy zwracają się do nas o pomoc, też ma swoje granice, nie popadajmy więc w przesadę i nadgorliwość. Niańczenie kogoś, kto wciąż oddaje się nałogowi, i matkowanie mu mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Podobnie bez sensu jest uganianie się po ulicach za czynnymi alkoholikami czy narkomanami z żądaniem by natychmiast przyjęli naszą pomoc. Jednak wobec tych, którzy naprawdę chcą przestać, mamy obowiązek zrobić wszystko, co w naszej mocy.
Jesteśmy w stanie intuicyjnie wyczuć, czy dana osoba rzeczywiście chce zacząć się leczyć, czy też pragnie się tylko wypłakać i podeprzeć na naszym ramieniu. Winniśmy zawsze nieść z ochotą posłanie, ale nie musimy całymi godzinami przesiadywać z tymi, którzy nie dojrzeli jeszcze do tego, by rozstać się z nałogiem.
Czy umiem „wychwycić w tłumie” tych, którzy naprawdę szukają pomocy?
DOBRO WSPÓLNE
Tak naprawdę w związkach bez
celu wspólnego rozważanie na temat dobra wspólnego jest co
najmniej problematyczne. W zasadzie wspólny cel definiuje dobro
wspólne, gdyż osiągnięcie tego celu jest uwarunkowane od zdrowia
poszczególnych partnerów, a także od zdrowia ich związku. To
oczywiście przenosi się na wyższe poziomy zaangażowania, czy też
organizacji społecznej.
Jak może dla niektórych jest to
widoczne i oczywiste dziś - to jest w 2014 roku – że w Polsce
mamy Rzeczpospolitą Mafijną. Znaczy to, że dobro wspólne jest
rozumiane jako dobro partii, korporacji, mafii, sekty, etc.
Przykładów można znaleźć wiele Internecie np.
Mafia
profesorska
http://www.nowakonfederacja.pl/wp-content/uploads/2014/10/NK-52-2-OKOK.pdf#!
Niektóre są również opisane w
książkach np. Bertolda Kittela „System. Jak mafia zarabia na
śmieciach”, czy Wojciecha Sumlińskiego „Z mocy bezprawia.
Thriller, który napisało życie”, w której autor opisuje jak
służba bezpieczeństwa próbuje zniszczyć autora, dziennikarza
śledczego. Na kanwie prawdziwej historii powstał również film
„Układ zamknięty”, opisujący mafię prokuratorów, niszczącą
przedsiębiorczych ludzi.
Weźmy na przykład w Sejmie
nawet najlepszy projekt ustawy zgłaszany przez opozycję, czy tzw.
projekt obywatelski jest odrzucany i nawet nie dyskutowany przez
ugrupowanie rządzące. Dlaczego tak jest? Odpowiedź brzmi: winna
jest proporcjonalna ordynacja wyborcza. Poseł w ordynacji
proporcjonalnej jest odpowiedzialny przed wodzem, a więc szefem
partii i liczy się tylko dobro partii, a nie dobro wspólne. Poseł
nie jest odpowiedzialny przed wyborcą, przed elektoratem. A przecież
mamy gospodarką wolnorynkową, gdzie powinien się liczyć rynek.
Rynkiem jest elektorat.
Produktem Sejmu jest ustawa,
którą dany poseł powinien sprzedać w swoim okręgu wyborczym, to
znaczy przekonać wyborców o konieczności takiej ustawy. Tak jest
np. w Kanadzie, gdzie uchwalenie ustawy nie jest końcem procesu
legislacyjnego, jak to ma miejsce w Polsce, a jego początkiem. Każdy
poseł bierze pod pachę ustawę i w swoim okręgu musi ją sprzedać,
czyli przekonać wyborców do jej słuszności. I na odwrót w okręgu
wyborczym poseł zbiera postulaty i musi je sprzedać najpierw w
partii (czyli przekonać członków swojej partii o słuszności tych
postulatów) i dalej w Parlamencie.
Niestety w Polsce dziś
implementacją ustawy zajmują się organy siłowe, takie jak
policja, prokuratura, etc. a więc mamy państwo policyjne, a nie
obywatelskie. Do czego więc służy podział na partie polityczne?
Otóż podział ten wyznacza różnice między interesem jednostkowym, a państwowym
(grupowym) i służy wyborcy do szybkiego
zorientowania się jakiej orientacji sprzyjać będzie dany kandydat
na posła.
Warto tu jednak zwrócić uwagę
na konieczność równowagi i harmonii dobra wspólnego (państwowego)
i jednostkowego. Sprzeczność tych dwóch interesów tkwi w każdym
z nas i wynika z faktu, że człowiek jest istotą społeczną. Na
początku przedstawiłem przykład takiej harmonii w odróżnieniu
od współ-uzależnienia.
W wypadku społeczeństwa wspólny
cel jest wspólnym dobrem, które ja, jako jednostka, nie jestem w
stanie zrealizować, np. bezpieczeństwo państwa.
Podejmując decyzję każdy
człowiek musi opowiedzieć się za interesem zbiorowym (wspólnym)
lub interesem jednostkowym. I to za każdym razem od nowa podejmuje
tę decyzję. Interes jednostkowy to podejście prawicowe, interes
zbiorowy to podejście lewicowe. I nie da się tego raz na zawsze
ustalić, że np. ja będę zawsze reprezentował interes prawicowy,
czy lewicowy.
Przy czym obie skrajności są
letalne. Jeśli na przykład dominuje interes zbiorowości to mamy do
czynienia z eksterminacją jednostek i jako przykład możemy wskazać
reżim w Kambodży za czasów Pol Pota. Jeśli przeważa interes
jednostkowy, to następuje śmierć państwa i państwo znika z mapy
politycznej, jak to miało miejsce w trakcie rozbiorów Polski. Tak
więc jedynie harmonia i równowaga między tymi sprzecznymi
interesami umożliwia rozwój jednostkowy i zbiorowy. Oczywiście
sprzeczność ta występuje również na wyższym poziomie, a
mianowicie poziomie państwa i poziomie grupy interesów (w tym
partii, korporacji, czy samorządów). Jeśli przeważy interes np.
samorządowy, to z historii wiemy, czym to się skończyło w wypadku
Polski Dzielnicowej i znowu upadek Państwa.
Z mojego doświadczenia wynika,
że bardzo niewiele osób czytało Konstytucję 3-Maja i tak naprawdę
się nad nią zastanawiało. Jak to się skończyło uchwalenie
konstytucji wszyscy wiemy, rozbiorami, a więc zniknięciem Polski z
mapy politycznej.
Przed Konstytucją 3-Maja
mieliśmy liberum veto, czyli kwitł interes jednostkowy. Jaką
więc zaproponowano ordynację wyborczą w Konstytucji 3-maja? Czy
ktoś może odpowiedzieć na to pytanie? Mało kto zna odpowiedź na
to pytanie, pomimo oficjalnego święta i „akademii na cześć”.
Nawet studenci, którzy mieli tę konstytucję w curriculum
studiów nie potrafili mi odpowiedzieć na podstawowe pytanie, jaka
jest ordynacja w tej konstytucji? W Konstytucji 3 Maja zapisano
ordynację proporcjonalną, a więc zniesiono interes indywidualny i
zastąpiono go interesem grupowym. Tak więc z jednej skrajności
(patologii) liberum veto autorzy poszli w drugą skrajność
(patologię) ordynację proporcjonalną. Tak więc, zaproponowano
prymat interesu partii/mafii np. Targowicy, a nie dobra wspólnego
państwa. W wyniku tego nastąpiły rozbiory.
Powyższy rysunek przedstawia różne patologie, z których najbardziej znany i rozumiany, jako oczywisty, jest alkoholizm. Jednak i w tym wypadku mało kto wie, że równie chora jest (typowo) żona alkoholika. Najmniej wie to sama zainteresowana, wzdychając, żeby tylko on przestał pić, to wszystko będzie dobrze. Ale jak praktyka wskazuje, jeśli on przestanie pić, to dopiero zaczynają się problemy i często słyszy się, że już wolałam, kiedy on pił. Dopiero przyznanie się, że i ko-alkoholik (współ-uzależniony) ma problem ze sobą i nie jest w stanie kierować swoim życiem (krok pierwszy wspólnot 12-krokowych) zaczyna stawać na progu nadziei.
Na rysunku tym pokazano również
liberum veto i ordynację proporcjonalną jako patologiczną
organizację państwa, gdzie brak jest odpowiedzialności za Dobro
Wspólne (rozumiane jako Dobro Państwowe), organizację, prowadzącą
do zaniku struktury Państwa.
Ale wróćmy do dobra wspólnego.
Podobnie do czasów Konstytucji 3-maja jest teraz w Polsce. Mamy
ordynację proporcjonalną i Polska pomału znika z mapy politycznej
Europy, gdyż rządzą ludzie niekompetentni, dla których
najważniejszym celem jest interes partii/mafii, ew. mój jako
wodza. Znana jest typowa definicja członka mafii: mierny, bierny,
ale wierny. Już z tej definicji wynika, że członkiem mafii nie
może być człowiek wybitny, a nawet mądry. Na stanowiska powołuje
się kandydata nie na podstawie kryterium merytorycznego, a na
podstawie przynależności do układu/partii.
Nie ma rzeczowej dyskusji, a
tylko dyktatura i nie tylko wodza partii, ale również dyktatura
grup nacisku, np. mafii hazardowej, farmaceutycznej, bankierów,
górników, rolników, prokuratorów, profesorów, służb
mundurowych etc.
TOTALITARYZM A LEWICOWOŚĆ
Jak wspomniałem, człowiek jest
istotą społeczną i z tego wynika, że jest jednocześnie jednostką
i zbiorowością. Ponieważ często interes jednostkowy i zbiorowy są
sprzeczne, wewnątrz każdego z nas istnieje permanentny konflikt
wynikający z faktu, że przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji
musimy podjąć decyzję, który interes będziemy teraz
reprezentować. Co więcej, nie da się raz na zawsze ustalić jakimi
interesami będziemy się kierować w podejmowaniu decyzji: jednostki
czy zbiorowości.
Przyjmijmy,
że
orientacja
pro-jednostkowa jest opcją prawicową, a pro-grupowa jest opcją
lewicową.
Jak
łatwo zauważyć obie skrajności są letalne tzn. prowadzą do
śmierci.
Przykładami takich
skrajności, jeśli chodzi o skrajną orientacją pro-grupową
zaprzeczającą istnieniu jednostki i prowadzącą do śmierci
jednostki jest przykład kamikaze, czy fanatyczni fundamentaliści z
bliskiego wschodu. W skrajnych przypadkach np. Hitlera, czy w
Kambodży reżim Pol-Pota następowała eksterminacja narodu. Jeśli
chodzi o zaprzeczenie wartości grupy, to jeśli taka opcja będzie
dość powszechna i będziemy mieli do czynienia z powszechną
prywatą, to następuje śmierć państwa, co w przypadku Polski
skończyło się rozbiorami, a i teraz idziemy równo w tym kierunku.
Ale potrzeba miłości, aby
zaakceptować obie postawy wewnątrz każdego z nas. Tak! Powtórzę
to, aby zaakceptować obie postawy potrzebna jest miłość własna.
Człowiek, który nie kocha siebie, nie istnieje we własnym obrazie
świata i będzie widział jedynie potrzeby zbiorowości i nie
uwzględnia swoich potrzeb, jako jednostki. Jednak wyparcie swoich
potrzeb nie powoduje, że przestają one istnieć. Jeśli jednak ja
wypieram swoje potrzeby, to jednocześnie nie daję prawa posiadania
takich potrzeb drugiemu człowiekowi. Postawa taka jest również
przyczyną niskiej samooceny. Pozbawiona miłości własnej, postawa
taka, nie uwzględniająca potrzeb jednostki, jest postawą
jednostronną, albo postawą totalitarną.
Jeśli człowiek szanuje siebie,
jeśli kocha siebie, to akceptuje obie postawy, które istnieją w
nim samym i od których nie może uciec. Człowiek, który kocha
siebie, znaczy akceptuje obie postawy w nim obecne tzn. lewicową i
prawicową, a także akceptuje za-równo same decyzje podejmowane
zgodnie z jedną, czy drugą opcją, jak i odpowiedzialność za
podjęcie tych decyzji. Postawa taka pozwala zobaczyć również i
drugą możliwość zgodną z przeciwną postawą (np. lewicową),
a także pozwala znacznie łatwiej zobaczyć etapy pośrednie.
Akceptacja samego siebie umożliwia znalezienie złotego środka
między sprzecznym interesem konfliktu jednostki ze zbiorowością.
Jednocześnie akceptacja ta pozwala na rozróżnienie między
wolnością i co za tym idzie odpowiedzialnością, a samowolą,
czyli zachowaniem nieodpowiedzialnym. Tak więc postawa lewicowa
to oparta o miłość postawa kładąca nacisk na interes
zbiorowości.
A miłość to rozwijanie
bliskości w oparciu o akceptację, wolność i zaufanie. Jednak
akceptacja musi być bezwarunkowa, zaufanie ograniczone, a
wolność musi łączyć się z odpowiedzialnością.
Przekładając to na język
polityki, ordynacja wyborcza oparta na miłości własnej niesie
odpowiedzialność posła przed wyborcą, a z drugiej strony pozwala
na akceptację posła przez wyborcę; akceptację posła, który
wygrał wybory, bez względu na to, który obóz reprezentuje
(lewicowy lub prawicowy). Taką ordynacją jest ordynacja
większościowa, w której jeden poseł reprezentuje dany okręg
wyborczy. Ordynacja taka niesie odpowiedzialność posła przed
wyborcami. Wprowadza pojęcie odpowiedzialności politycznej, a więc
ogranicza pieniactwo, gdyż sędziami są wyborcy. Jednocześnie
ordynacja ta wymusza pojęcie dobra wspólnego i w imię tego dobra
konieczność dogadywania się i kompromisu wewnątrz parlamentu.
W państwie, gdzie istnieje
większościowa ordynacja wyborcza, rola posła polega na przełożeniu
interesu jednostkowego na zbiorowy w parlamencie i na odwrót, w
okręgach wyborczych - na edukacji elektoratu i przekonywanie go do
danej ustawy,
czyli tłumaczeniu interesu
zbiorowego indywidualnym wyborcom. Innymi słowy rola posła w okręgu
wyborczym polega na sprzedaży danej ustawy elektoratowi. Ale
żeby
móc sprzedać, to poseł musi mieć zaufanie, a więc musi być znany w swoim okręgu wyborczym. A kto w Polsce zna swojego posła-reprezentanta? Do kogo ma się udać wyborca, żeby zgłosić swoje problemy, wątpliwości? Po tylu latach od Okrągłego Stołu, znowu mamy podział na „my i oni”, tak samo jak w PRL-u, a nawet jeszcze gorzej, bo nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny np. za ustawę opodatkowującą polskie komputery, a zwalniające z podatków komputery importowane.
móc sprzedać, to poseł musi mieć zaufanie, a więc musi być znany w swoim okręgu wyborczym. A kto w Polsce zna swojego posła-reprezentanta? Do kogo ma się udać wyborca, żeby zgłosić swoje problemy, wątpliwości? Po tylu latach od Okrągłego Stołu, znowu mamy podział na „my i oni”, tak samo jak w PRL-u, a nawet jeszcze gorzej, bo nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny np. za ustawę opodatkowującą polskie komputery, a zwalniające z podatków komputery importowane.
Człowiek kierujący się
nienawiścią, widzi tylko jedną opcję i podejmuje ‘jedynie
słuszne decyzje’, widzi tylko w kategoriach czarno-białe, a więc
w kategoriach skrajnych, prowadzących do śmierci. Jest to postawa
typu: „dobry Indianin (komunista, kapitalista, etc.), to martwy
Indianin”. Postawa lewicowa oparta na nienawiści, która nie widzi
człowieka, jako podmiotu i jego interesu jednostkowego, jest postawą
totalitarną. Ludzie reprezentujący postawę totalitarną, w imię
solidarności społecznej, starają się zorganizować życie każdej
jednostki społeczeństwa, kiedy człowiek ma wstawać z łóżka, co
ma jeść, jakie zażywać lekarstwa itd.
Przykładem takiej postawy
totalitarnej może być refundacja lekarstw, a więc do-finansowanie
przedmiotu (leku), a nie podmiotu, czyli człowieka. W podejściu
zindywidualizowanym (prawicowym) wszystkie leki powinny kosztować
100%, a refundacja odbywać się przy rozliczaniu PITu (wzgl. przez
Pomoc Społeczną). W obecnym systemie refundacji leków podatnicy
dofinansują np. p. Nowaka, który jest prezesem Banku, i który
zarabia 400 tys. miesięcznie, na równi z p. Kowalską, której
renta wynosi 400 zł. Co więcej, obecny system decyduje za p.
Kowalską, a więc niejako zmusza ją pod groźbą niedofinansowania,
do zażywania np. leku przeciwzapalnego za 100 zł zamiast za 3 zł.
Tak naprawdę jednak dofinansowanie nie jest skierowane do
Kowalskiej, a do firmy farmaceutycznej.
Oto parę innych przykładów z
dziedziny podatków:
Wypełnianie corocznych
formularzy podatkowych jest podejściem zindywidualizowanym, a więc
prawicowym. Podejściem totalitarnym jest np. podatek pogłowny, za
propozycję którego pani premier UK przegrała kolejne wybory. Inne
podatki o charakterze totalitarnym i stanowiące reminiscencję
podatku pogłownego to:
- Składka ZUS, wprowadzona przez rząd Buzka-Balcerowicza, która spowodowała trzy-milionowe bezrobocie i masową emigrację
- VAT,
- akcyza,
- abonament radiowo-telewizyjny,
- podatek od odsetek kapitałowych płacony przez banki (tzw. podatek Belki), a nie rozliczany indywidualnie z całym podatkiem dochodowym.
Jak widać w Polsce pojęcie
prawicy w ogóle nie istnieje, a kolejne totalitarne i lękli-we
rządy, pozbawione jakiejkolwiek wizji państwa, a więc
reprezentujące postawę opartą na nienawiści, wraz Sejmem, próbują
możliwie dokładnie zorganizować życie obywatela, a efektem tego
jest Rzeczpospolita Mafijna, trzy milionowe bezrobocie i masowa
emigracja za chlebem, a pojęcie dobra wspólnego, polskiej racji
stanu przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
Kartki
na cukier, wódkę, witaminy...
Szczytowym osiągnięciem systemu
totalitarnego w PRL był wynalazek kartek na cukier, wódkę, mięso,
mydło, proszek do prania itd. System ów zmuszał również do
alkoholizmu, jako że wśród kartek, był również przydział na
wódkę. Obecny, chory system totalitarnej służby zdrowia doszedł
już do podobnego absurdu i wymyślił kartki (recepty) do apteki,
również na witaminy i co ciekawe, witaminy (B6, D3) jednej firmy są
na receptę a innej – nie. Wprawdzie absurd ten, ewidentnie
wskazujący na korupcję, został zlikwidowany odnośnie witaminy B6
(ale nie w odniesieniu do witaminy D3), ale za to wymyślono
wpisywanie numeru PESEL na recepcie, łudząc się, że zaoszczędzi
się na tym pieniądze, że zapobiegnie wyciekowi pieniędzy na
witaminy, czy Viagrę. Z doświadczeń PRL wynika, że wprawdzie to
nie działa i musi upaść, ale na wszelki wypadek chory system
wymyślił podwyższenie kosztów kontroli przez wpisywanie numeru
PESEL. No tego, to już by nie wymyślili nawet najlepsi autorzy
teatru absurdu. Co za finezja!, jaki High-Tech!
Mam nadzieję, że te wszystkie programy komputerowe staną się
hitem na międzynarodowym rynku i trzeba będzie zaangażować
specjalny sztab do ochrony przed piractwem tego cudeńka. Po prostu
duma mnie rozpiera, że tu nad Wisłą takie mądre rzeczy wymyślono.
Musimy nauczyć tych troglodytów, ten motłoch z Hiszpanii,
Paragwaju, czy nawet z pobliskiej Ukrainy, gdzie nie ma kartek do
apteki, jak prawidłowo należy zorganizować ochronę zdrowia. Wszak
tam śmiertelność spowodowana nadużywaniem leków jest
zatrważająca i trzeba im pomóc.
Taki był mój komentarz zaraz po
zaproponowaniu takiego rozwiązania. A teraz na poważnie. Warto tu
zacytować Benjamina Franklina:
Ludzie, którzy w imię
bezpieczeństwa rezygnują z podstawowej wolności, nie zasługują
ani na bezpieczeństwo, ani na wolność.
Strach
Ile można załatwić stosując
metodę zastraszenia? Myślę, że dużo, zwłaszcza wśród
niewolników. Metoda zastraszania od dawna była stosowana do
kontroli imperium carów Rosji, a także przez Stalina do kontroli
Związku Radzieckiego i post-jałtańskich państw zależnych. Jakie
to ma znaczenie we współczesnej koncepcji wojny? Jak widać po
aneksji Krymu, ma to znaczenie ogromne. Nie miało znaczenia
stosowanie broni jądrowej, czy innych środków masowego rażenia,
ale bardziej miało tu zastosowanie straszenie użyciem tych środków,
a nawet mityczną potęgą militarną Rosji. Podobnie zresztą się
działo podczas II-giej Wojny Światowej, gdzie wszyscy obawiali się
gazów bojowych, a których jednak nie zastosowano. Jak wynika z
napaści Rosji na Krym, nawet nie użyto broni palnej (nie licząc
paru incydentów, podczas których zginął jeden żołnierz). Krym
zajęto w zasadzie tylko przy pomocy siły strachu.
Podobnie było podczas II-giej
Wojny Światowej, czy wcześniej w czasie Wojny Bolszewickiej 1920
roku, kiedy kilkunastu żołnierzy było w stanie sterroryzować
tysiące żołnierzy przeciwnika. Jeśli by ci ludzie się nie bali,
to samą ilością pokonaliby wroga.
Powstaje pytanie, jakiego wojska
dziś potrzeba Polsce? Wyposażonego w broń masowego rażenia,
karabiny, czy żołnierzy-komandosów znających wschodnie sztuki
walki typu karate? Jak widać Putin na Krymie wygrał w zasadzie
pięściami.
Jak
walczyć ze strachem? I jak się pozbyć strachu? To są
najważniejsze pytania, na które powinniśmy znaleźć odpowiedź i
wyciągnąć wnioski z lekcji napaści Putina na Ukrainę.
Jak wiadomo, hormon oksytocyna,
której bardzo wysoki poziom występuje u karmiącej matki, daje jej
odwagę, aby rzucić się na dużo większego i silniejszego
agresora. Co więcej, rzucić się i zwyciężyć! Pamiętam, w
Kanadzie głośna była historia, kiedy kobieta rzuciła się na
niedźwiedzia, który porwał jej dziecko z wózka na parkingu. Ona
nie miała cienia wątpliwości, rzuciła się na niedźwiedzia i
wyrwała mu dziecko z łap. W normalnych warunkach ona nie miałaby
szans, a jednak poziom oksytocyny u niej pozwolił na ten wyczyn.
Niestety w europejskiej
cywilizacji, gdzie przeważa dieta zawierająca gluten, występuje
problem z prawidłowym działaniem oksytocyny. Przeciwciała
powstające u ludzi spożywających produkty zawierające gluten
(pszenicę, żyto i jęczmień) powodują blokowanie receptora
oksytocyny, przez co mamy problem z coraz powszechniejszymi stanami
lękowymi (a także osteoporozą i autyzmem, w tym zespołem
Aspergera). Atomizacja społeczeństwa to również skutek blokowania
receptorów oksytocyny. To niestety nie wróży nic dobrego dla
ludności Europy w konfliktach zbrojnych, a ogólnie dla Zachodniej
Cywilizacji. Strach jest paraliżującym czynnikiem, który
umiejętnie wykorzystuje Putin (podobnie jak w przeszłości czynił
to Stalin) w swoich imperialnych zachowaniach. Imperium Rzymskie też
upadło, z powodu toksycznego działania ołowiu, wszak akwedukty
budowano z ołowiu, podobnie naczynia kryształowe zawierają 20%
ołowiu.
Oczywiście gluten wpływa nie
tylko na oksytocynę. Również przekazywanie sygnałów przez inne
hormony, takie jak adrenalina, tromboksan i FSH, jest blokowane przez
przeciwciała powstałe w wyniku spożywania glutenu. Cierpi na tym
wiele procesów w organizmie, w tym regulacja poziomu cukru we krwi,
a to z kolei powoduje wzrost agresji. Upośledzone funkcjonowanie
niektórych receptorów adrenaliny (receptora alfa 1B i alfa 1D)
powoduje dysfunkcyjne działanie układu immunologicznego, co z kolei
przekłada się na wzrost zachorowań na choroby autoimmunizacyjne, a
także na raka. Również przyczynę depresji, drugiej choroby świata
(a także dwubiegunowych chorób afektywnych), można upatrywać w
blokowaniu receptorów adrenaliny i oksytocyny. Podobnie, wiele
chorób, w tym bóle migrenowe, są wynikiem upośledzonego działania
tromboksanu i FSH. Jeśli do tego dodamy, że fragmenty glutenu
działają na receptory endorfin (podobnie jak morfina), a więc
uzależniają, to mamy pełniejszy obraz tego, co powoduje gluten. I
osiągnięto to, nie przez tak „znienawidzoną” technologię GMO,
a przez zwykłe krzyżówki (wręcz przeciwnie, przy pomocy GMO
można by usunąć toksyczne właściwości glutenu; tylko kto na to
pozwoli).
Jak
widać nie potrzebna jest bomba jądrowa, do zniewolenia
społeczeństwa wystarczy gluten.
W szponach nienawiści
Poniżej cytuję list pewnego
Niemca znaleziony w Internecie, który został wydrukowany w książce
Wojciecha Pestki „Powiedzcie swoim” (pisownia oryginalna):
„Urodziłem się
w Polsce, chodziłem do szkoły w Radomiu przy ul. Żeromskiego 30.
Ojciec pracował w fabryce broni w Radomiu, zarabiał bardzo dobrze,
tak, że nam nic nie brakowało. Rodzice wpajali od młodych lat
nienawiść do polaków. Gdy nasze wojska wkroczyły do Polski, to
rodzina nasza przeprowadziła się do Godowa pod Radomiem. W Godowie
mieszkały sami niemcy. W wiosce tej przed wojną zebrania, na tych
zebraniach uczono nas dywersji, jak również obsługiwania się z
bronią, broń otrzymywaliśmy z Łodzi i Bydgoszczy.
W 1939 roku w
grudniu wstąpiłem do S.D. (gestapo) w Radomiu, miałem okazje
wyżycia się na polakach, ponieważ brałem udział w aresztowaniach
oraz w wykonywaniu wyroków śmierci. Ponieważ znałem dobrze
okolice, zlecono mi, żebym obrał teren nadający się do masowych
rozstrzeliwań. Wyjechałem z kolegami za miasto, gdzie teren jak
najbardziej do tego odpowiadał, miejscowość piaszczysta, nazywała
się Firlej. Wkrótce zaczęło się częściej odwiedzać tą
miejscowość. Wywoziliśmy skazanych powiązanych, wrzucaliśmy do
rowów, żywcem zakopywali, widziałem przerażone twarze skazanych,
gdy sypaliśmy na nich piach.
Śledztwo
przeprowadzaliśmy w więzieniu i na Plantach, egzekucje na Firleju,
gdy była ładna pogoda, to wtedy mieliśmy okazje wyżycia się,
wydłubywaliśmy bagnetami oczy, rozpruwali brzuchy wkładając
karbid, cieszył nas ten widok konających ludzi w męczarniach, na
zakończenie zabawy wrzucaliśmy granat do rowu, zasypując, nie
zwracając, czy wszyscy są zabici.
Razu pewnego, gdy
wieźliśmy ludzi z więzienia na skazanie, a ponieważ droga była
piaszczysta, a samochód nam zatrząsł w piachu, nie mogliśmy
wyjechać, wzięliśmy pięciu skazanych związanymi rękami i
nogami, żywych podłożyli pod koła samochodu, żeby wyjechać…
My gestapowcy na ten widok byliśmy obojętni, nawet nas bawiło, bo
co się nie robiło dla fühlera. Ale były też tacy, którzy
śpiewali Jeszcze Polska nie Zginęła, jednego śmiałka przerżnęli
piłą na dwie części.
Razu pewnego, gdy
przywieźliśmy skazańców na miejsce, a jeszcze nie były wykopane
doły, wybraliśmy kilku silnych, rozwiązali ręce i nogi, dostały
łopaty do kopania dołu, ponieważ padał deszcz. Krzyczeliśmy by
szybciej kopali dla siebie wspólną mogiłę, wykorzystał jeden
moment i uderzył ostrzem łopaty mego kolegę w kark odcinając mu
głowę, strzeliłem do niego, niektórzy wykorzystali
moment, porzucali łopaty, zaczęli uciekać, zostali postrzelane jak
kaczki, był to częzki dzień, bo sami musieliśmy wykopać dół.
Od tego czasu nie kazaliśmy kopać dołu, baliśmy się.
Dziś jestem
człowiekiem starszym i sumienie mnie dręczy, że tylu ludzi mam na
sumieniu, boję się komu przyznać, żebym nie odpowiadał za te
morderstwa. Jestem niemcem, lecz mam bardzo dużo kolegów polaków,
którzy są dla mnie bardzo życzliwi, jak też jestem dla nich
życzliwy, lecz boję się przyznać, o tym co robiłem w Polsce.
Piszę ten list, dlatego może mi się trochę ulży na sumieniu.
Proszę mi wierzyć
jestem tu w niemczech od 1945 r., ale nie mogę się tu przyzwyczaić
do tych ludzi żałuje teraz bardzo to, co robiłem, lecz jest
zapuzno, sumienie mnie do końca życia będzie dręczyło i na pewno
nie będę mógł za te krzywdy, które ludzią wyżądziłem
skonać.”
Wydarzenia opisane w tym liście zdarzyły się w czasie Drugiej Wojny Światowej, ale list został napisany i umieszczony w Internecie niedawno. Krzywdy wyrządzone w przeszłości, mszczą się na sprawcy do dziś. Jak widać Karma działa i nie ma znaczenia, że sąd nie osądził sprawcy, rachunek zostanie wyrównany, czy tak, czy tak.
Dziś, to znaczy w 2014 roku Miron
Sycz, poseł w polskim Sejmie, w ramach opowiadań o strzelcu
Aleksandrze, swoim ojcu, członku Organizacji Ukraińskich
Nacjonalistów od 1938 oraz strzelcu w kureniu „Mesnyky”
Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), skazanego w 1947 przez polski
sąd na karę śmierci za działalność w UPA, złagodzoną w tym
samym roku na karę 15 lat pozbawienia wolności, przyznał
publicznie, że był chowany w nienawiści do Polaków, co wprawiło
wielu w osłupienie.
Jak widać sytuacja się powtarza
i to nie jest jedyny przypadek Ukraińców żyjących w Polsce, i
żywiących nienawiść do Polaków. Myślę, że to dotyczy również
innych narodowości i religii.
Opór przed zmianą
ordynacji wyborczej
Wydaje się, że opór przed
zmianą ordynacji wyborczej wśród szefów partii, grup nacisku,
korporacji, mafii, etc. w Polsce wynika ze strachu, przed
elektoratem, z konieczności obrony dobra wspólnego przed grupami
nacisku. Strach, jako alternatywa miłości, to motywacja, która nie
pozwala również oprzeć się naciskom zewnętrznym, choćby w
przedstawieniu zastrzeżeń do raportu MAKu w sprawie przyczyn
katastrofy samolotu z prezydentem Polski pod Smoleńskiem. Do czego
może dojść państwo oparte na strachu nie trzeba nikogo
przekonywać, bo upadek ZSRR jest najlepszym tego przykładem.
Myślę, że warto o tym pamiętać
mówiąc o dobru wspólnym, rozumianym jako dobro państwowe.
Jednomandatowe
Okręgi Wyborcze (JOW) a system referendalny
Dlaczego w takich państwach jak
Szwajcaria, Węgry, czy Estonia jest lepiej niż w takich krajach jak
Polska czy Francja? Wydaje się, że w małych państwach trudniej
ukryć przekręty. Wszyscy wszystkim patrzą na ręce. W dużych
państwach przy ordynacji proporcjonalnej zanika dobro wspólne i
bezkarnie można stosować intrygi, przekupstwo, nepotyzm, jak w
mętnej wodzie łatwiej jest łowić.
W książce Malcolma Gladwella
„Punkt przełomowy” autor cytuje badania brytyjskiego antropologa
Robina Dunbara. Wg teorii Robina Dunbara, rozwój mózgu u ludzi
umożliwił utrzymywanie skomplikowanych stosunków społecznych w
dużych grupach. Z badań biologii molekularnej wynika, że stało
się to możliwe dzięki mutacji genu FOXP2, która umożliwiła
rozwój mózgu i - kluczowej dla relacji w grupie – mowy i języka
(Vargha-Khadem
et al. 2005. FOXP2
and the neuroanatomy of speech and language.
Nature Reviews Neuroscience 6,
131-138). Żyjąc w grupie złożonej
z pięciu osób, śledzimy dziesięć odrębnych relacji: swoje
relacje z czterema członkami grupy oraz sześć dwustronnych relacji
między tymi osobami, istota wspólnoty polega bowiem na dobrej
znajomości wszystkich członków. (...). Krótko mówiąc, w
następstwie stosunkowo niewielkiego wzrostu liczebności grupy
ogromnie wzrasta obciążenie społeczne i intelektualne jej
członków.
Okazuje się, że maksymalna
liczba osób, z którymi jesteśmy w stanie nawiązać kontakty o
autentycznie społecznym charakterze, relacje oparte na osobistej,
dobrej znajomości każdego członka grupy oraz wzajemnych
zależności, wynosi 150. Taką właśnie liczbę przysposobili w
swojej organizacji niektóre firmy - spółki pracownicze, jak np.
Gore Associates (znanej z tkaniny Gore-Tex), a także religijne gminy
anabaptystów.
Stu pięćdziesięciu członków
to optymalna liczba; taką liczbą łatwiej kierować i łatwiej w
niej żyć – przyznaje Bill Gross, jeden z liderów kolonii
huterowców
(religijna gmina anabaptystów) spod Spokane. - Kiedy jest nas więcej, ludzie zaczynają się od siebie odsuwać.
(religijna gmina anabaptystów) spod Spokane. - Kiedy jest nas więcej, ludzie zaczynają się od siebie odsuwać.
Podsumowując, przy obecnym
rozmiarze naszego mózgu, człowiek jest w stanie objąć grupę
społeczną równą 150 osób, to znaczy objąć relacje z tyloma
ludźmi, a także rozumieć relacje między tymi ludźmi.
Przypuszczalnie jeden człowiek może objąć relacje z grupą o
większej ilości ludzi, ale powyżej tej liczby już nie może objąć
i rozumieć relacje pomiędzy wszystkimi członkami tej grupy.
Powyżej tej liczby zaczynamy się gubić i możemy popełniać błędy
zwracając się do kogoś w jakiejś sprawie, którą reprezentują
dwaj wzajemnie skłóceni członkowie tej grupy. Ich pogląd nie
wynika z logicznego myślenia, ale z faktu, że ten pogląd jest
przedstawiany przez osobę, której nie lubią. Nie uwzględniając
tego nie jesteśmy w stanie sprawnie poruszać się wewnątrz tej
grupy.
Jeszcze gorzej mają ludzie o
osobowości typu Aspie, którzy mają trudności w rozpoznawaniu
twarzy i nazwisk. Przypomnę tutaj, że Aspie to ludzie z zespołem
Aspergera, albo HF-ASD (High-Functioning Autism Spectrum
Disorder), będącym upośledzeniem funkcjonowania hormonu
oksytocyny, które prawdopodobnie jest spowodowane przeciwciałami
powstałymi wskutek diety bogatej w gluten. Niewątpliwie ludzie tacy
mogą objąć dużo mniejszą grupę ludzi i przez to są bardziej
upośledzeni, a w relacjach się gubią. Brak przynależności do
grupy staje się przyczyną wykluczenia, co często ma miejsce w
starszym wieku.
Niemniej jednak z istnienia grup
Dunbara, grup o ograniczonej ilości ludzi, wynika ważny wniosek w
organizacji społeczeństwa i ordynacji wyborczej. Dlatego w
mniejszych państwach wgląd obywateli w sprawy wspólne jest dużo
większy niż w dużych i z tego względu w mniejszych
społecznościach system referendalny może sprawnie funkcjonować,
podczas gdy w większych, takich jak Polska, bardziej adekwatny jest
system przedstawicielski. Posłowie do parlamentu jednak mają
reprezentować interes okręgu wyborczego, godzić interes okręgu z
interesem państwa i
być odpowiedzialnym przed
elektoratem, a nie partią. Przynależność partyjna powinna być
jedynie wskazówką dla elektoratu, jaki program polityczny będzie
reprezentował dany poseł, a więc czy to będzie program bardziej
pro-jednostkowy (prawicowy), czy pro-społeczny, czyli lewicowy. W
większych państwach system referendalny może spełniać jedynie
uzupełnienie dla jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW).
System JOW nie tylko dostarcza
przedstawiciela, ale również edukatora, który jest jednocześnie
odpowiedzialny przed wyborcami. Inaczej mówiąc edukacyjna rola
posła wyraża się nie tylko w akademickim wykładzie, ale słuszność
danych poglądów jest weryfikowana przez życie i w tym wyraża się
również jego odpowiedzialność przed wyborcami - odpowiedzialność
polityczna.
Inaczej mówiąc w swoim okręgu
poseł powinien tłumaczyć wyborcom interes państwa, który nie
zawsze musi być spójny z interesem danej grupy. Odpowiedzialność
posła w systemie JOW polega również na tym, że jest on
jednocześnie wyrazicielem w parlamencie interesu elektoratu danego
okręgu wyborczego. W systemie referendalnym nie ma tej
odpowiedzialności, gdyż nawet gdyby grupa inicjatywna referendum
zaczęła tłumaczyć istotę danego pytania referendalnego ze
względu na liczebność państwa odpowiedzialność się rozmywa. A
prócz tego, kto ma być tą grupą inicjatywną i jaka jest jej
odpowiedzialność i przed kim?
Problem decyzji i
odpowiedzialności
Oczywiście wraz ze zwiększaniem
się ilości ludzi i stopni organizacji zbiorowości maleje sprawność
podejmowania decyzji, niekiedy konieczna do obrony państwa. W
związku z pojawieniem się Internetu wielokrotnie wzrosła możliwość
szybkiej komunikacji. Pomimo to, w bardzo dużych organizacjach
państwowych pojawia się konieczność integracji decyzji (i
odpowiedzialności) w jednym ręku (prezydent, monarcha, etc.).
Pieniądz alternatywny
Jednym z przejawów dobra
wspólnego w państwie jest waluta. W książce „W poszukiwaniu
miłości” wspomniałem, że pieniądz jest wyrazem interakcji
międzyludzkich, a nawet substytutem agape. Jeśli jednak spojrzymy
na systemy walutowe to można zaobserwować dwie sprzeczne tendencje:
(i) jedna to tworzenie waluty globalnej (wymienialnej), (ii) z
drugiej strony wiele państw wprowadza walutę niewymienialną,
której przykładem mogą być dawne Kraje Demokracji Ludowej.
Problem z obecnym systemem
bankowym tzw. „odsetkowym” polega na tym, że wpisany jest w
niego kryzys finansowy. Dzieje się tak dlatego, że jeśli ja
pożyczam 100 zł od banku, to muszę oddać 100 zł plus odsetki np.
10%, czyli razem 110 zł. Ale w systemie jest tylko sto złotych, a
więc brakuje 10 zł. Po kolejnych pożyczkach w systemie zaczyna
brakować pieniędzy, przez co gospodarka spowalnia, aż w końcu
pojawia się kryzys. Stąd długu państwa np. Polski, nie da się
oddać, ponieważ tych pieniędzy po prostu nie ma.
W miasteczku wszystko było: byli ludzie,
którzy chcieli kupować towary i usługi. A z drugiej strony byli
ludzie, którzy chcieli dostarczyć te towary i usługi. Jednego
czego nie było, to pieniądze. Po szerokich konsultacjach, 31 lipca
1932 postanowiono wydać „Certyfikowane Banknoty Kompensacyjne”,
formę waluty powszechnie znanej jako
Znaczki, lub Freigeld (Wolne Pieniądze). Interesującą właściwością
tej waluty była jej stała utrata wartości (znaczki demurrage),
stąd nie opłacało się jej trzymać, a wręcz przeciwnie, opłacało
się ją wydawać jak najszybciej, żeby nie utraciła wartości. Wyłom w tzw. „odsetkowym”
systemie bankowym pierwszy zrobił Michael Unterguggenberger, który
był burmistrzem miasta Wörgl w Austrii. W czasach Wielkiej Depresji
austriacke miasto Wörgl było miejscem tzw. „Cudu Wörgla”.
W 1932 roku, widząc skutki szalejącego kryzysu finansowego,
rosnącego bezrobocia, wzrostu przestępczości i zapaści
ekonomicznej, Michael Unterguggenberger postanowił wprowadzić w
życie koncepcję wybitnego ekonomisty Sylwio Gesella, to znaczy
pieniądz lokalny.
Po szerokiej dyskusji z
przedstawicielami miejscowych grup interesu miasto wyemitowało
własną, ujemnie oprocentowaną, walutę: wörgl schilling.
Eksperyment ten spowodował szybki wzrost zatrudnienia, dobrobytu i
oznaczało to również, że mogły być zrealizowane projekty
lokalnego rządu, takie jak nowe domy, most, rezerwuar na wodę,
skocznia narciarska. Wszystko to działo się w sytuacji, kiedy w
pozostałej części kraju szalała depresja.
Wbrew ogólnemu zainteresowaniu,
nawet ze strony francuskiego premiera Edouarda Daladiera,
„eksperyment” został zakończony 1 września 1933 roku przez
Austriacki Bank Narodowy, który poczuł się zagrożony w swoim
monopolu. Pomimo to, w późniejszych latach lokalne waluty
wprowadzono w wielu krajach, w tym USA, Japonii i Wielkiej Brytanii i
dziś napędzają lokalne gospodarki wielu krajów. Eksperyment ten
również stawia nowe pytania odnośnie roli pieniądza we
współczesnym świecie.
Po szczegóły odsyłam
czytelnika do specjalistycznych opracowań, w tym do wykładu
Dariusza Brzozowca na temat alternatywnego pieniądza:
Dariusz Brzozowiec "Realny kryzys i alternatywny pieniądz", Kielce
Dlaczego uważam ten przykład za bardzo ważny? Otóż wskazuje on na nową organizację społeczną, która jest nową koncepcją państwa. W wielu wypadkach organizację państwa można porównać do organizmu człowieka. Chciałbym w tym miejscu zacytować definicję organizmu podaną przez Ludwika Von Bertalanfy:
Organizm
jest to hierarchiczna organizacja układów otwartych będących w
stałym kontakcie/wymianie z otoczeniem.
Człowiek
jest zbudowany z komórek. Komórki mają błonę komórkową.
Wyobraźmy sobie sytuację, że w pewnym momencie likwidujemy błonę
komórkową. Co się dzieje? Znika organizm, jakim go znamy i być
może z kałuży żelu na ziemi będzie wystawał szkielet kości.
Żeby istniał sprawny organizm muszą istnieć błony komórkowe,
które służą do komunikacji z otoczeniem i koordynacji tkanek.
Podobnie jest w organizacji państwa. Jeśli zlikwidujemy granice, to
zniknie organizm państwowy i powstanie kałuża żelu.
Podobnie
jest z wymienialnym, globalnym pieniądzem typu dolar, czy euro.
Wymienialny pieniądz służy do komunikacji między państwami, na
duże odległości. Natomiast pieniądz lokalny podtrzymuje
komunikację lokalną: osiedlową, miejską, a nawet mniejszych
państw i jest niewymienialny. Możemy uznać, że wymienialny
pieniądz jest rodzajem krwiobiegu globalnego, podczas gdy lokalny
jest krwiobiegiem lokalnym. Poniższy rysunek przedstawia różne
koncepcje walutowe realizowane na przestrzeni wieków i w różnych
państwach.
Walutę niewymienialną posiadały dawne Kraje Demokracji
Ludowej. Wadą tego systemu był fakt niewymienialności tego
pieniądza, a więc połączenia z resztą świata, a także problem
z brakiem waluty lokalnej (biały obszar wewnętrzny). Również
zastąpienie takiej waluty przez walutę globalną nie prowadzi do
stabilizacji państwa, a przykładem może tu być Grecja po
wprowadzeniu Euro, czy Islandia. Również bankowy system „odsetkowy”
prowadzi do nieuniknionego kryzysu finansowego, a więc i państwa,
które jest odpowiedzialne za walutę danego kraju. Dopiero
wprowadzenie, obok waluty wymienialnej, krajowej, również waluty
lokalnej, prowadzi do stabilizacji gospodarczej państwa. Wiele
sieci handlowych, czy supermarketów wprowadza swoją walutę w
postaci znaczków lojalnościowych, które stanowią dodatkową
walutę na mikroskalę. W podsumowaniu tego rysunku widać, że
najważniejszą walutą jest sam człowiek wraz z jego relacjami i
umiejętnością komunikacji.
Podsumowanie
Z faktu, że człowiek jest
istotą społeczną wynika konieczność wypracowania relacji
jednostki z otaczającym go światem, a zwłaszcza pozostałymi
członkami społeczeństwa. Ważne jest również zauważyć, że
naczelnym zadaniem jednostki jest utrzymanie gatunku. Siła człowieka
polega na organizowaniem się w społeczeństwo. Poziom zaangażowania
danej jednostki w zbiorowości powinien odzwierciedlać harmonię i
umiar na wszystkich poziomach zaangażowania. Brak zaangażowania na
którymkolwiek poziomie, jak również nadmierne zaangażowanie na
wyższych poziomach zaniedbując niższe jest patologią. Stąd każda
władza prowadzi do patologii. Brak wartościowego celu, zarówno
mojego, jak i większego ode mnie, a także brak harmonii tych celów
i zaangażowania w ich realizacji jest zaprzeczeniem człowieczeństwa
i redukcją samego siebie do roli zwierzęcia, czy też przetwórni
nawozu. Do utrzymania relacji jednostki z pozostałymi członkami
zbiorowości, również tymi z przeszłości, służy język.
Biologiczne ograniczenie wielkości mózgu powoduje, że możemy
nawiązać kontakt z 150 osobami i wobec tego w takiej grupie czujemy
się najlepiej. Do kontaktu z pozostałymi członkami społeczeństwa
służą m. in. pieniądze. Aby spełnić swoją rolę kontaktu
pomiędzy członkami społeczeństwa powinna istnieć waluta na
każdym poziomie zaangażowania jednostki. Brak waluty na którymś z
poziomów również prowadzi do patologii i kryzysu. Również
„odsetkowy” system bankowy jest patologiczny i prowadzi do
nieuniknionego kryzysu finansowego i całego państwa.
Etykiety:
Agape,
DDA/DDD,
Dobro Wspólne,
JOW,
Liberum veto,
Miłość,
Ordynacja proporcjonalna,
Waluta lokalna,
wybory
Subskrybuj:
Posty (Atom)