Dziś tzn. 2011-07-27 na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie odbył się pogrzeb Andrzeja Zalewskiego - człowieka legendy, wieloletniego współpracownika Polskiego Radia Programu Pierwszego. Andrzej Zalewski zaczął współpracę z Radiem zaraz po wojnie i znany był jako twórca i dziennikarz EkoRadia, gdzie mówił nie tylko prognozę pogody, ale również opowiadał o wielu zakątkach Polski i zawsze mówił z miłością. Obok zamieszczam zdjęcie ostatniej jego drogi na cmentarzu. Na mszy pogrzebowej jeden z księży przeczytał jego wywiad, w którym opowiada o swoim życiu. Pozwalam sobie przytoczyć ten wywiad wraz z linkiem do tego wywiadu na jego stronie www.niezapominajki.pl. Oto on:
Co z tą Polską Panie Andrzeju?!
Podsumowaniem opowieści o redaktorze Andrzeju Zalewskim niech będą jego osobiste refleksje opublikowane na łamach „Salonu Polskiego”: Mój głęboki patriotyzm nie wynika w pełni z pochodzenia, skoro w moich żyłach oprócz krwi polskiej płynie krew angielska, rosyjska i niemiecka. Mogę też uważać się za potomka zarówno chłopów polskich, wieśniaków z Podlasia, jak i szlachty spod Gór Świętokrzyskich. Nie martwi mnie to, owszem, to mi pochlebia, ponieważ nobilituje mnie do miana Europejczyka. Przodkowie moi spędzali życie bez większych wstrząsów i załamań, choć nie zawsze było sielsko i anielsko w kraju rozdartym zaborami. Natomiast moje życie było pełne bolesnych przeżyć, ponieważ tylko wczesne dzieciństwo przypadło w okresie wolnej Polski. Czasem żałuję, że nie żyłem za Kazimierza Wielkiego, wspaniałego organizatora państwa polskiego. Kiedy indziej marzą mi się czasy Jagiellonów albo też ostatniego króla wolnych Polaków – Jana III Sobieskiego, kiedy to prowadzono mądrą i niezależną politykę zagraniczną. Nie wybierałem swoich rodziców ani miejsca urodzenia, ale nie żałuję przeżytych kilku epok w jednym życiu, w jednym kraju. Patrzyłem na niesłychane kontrasty i dynamiczne zmiany. Niewielu rodaków z bliższego i dalszego otoczenia wierzy mi, że byłem goszczony przy wspólnej misce w kurnych chatach polskiego chłopa dopiero co wyzwolonego z pańszczyzny i biesiadowałem w uroczych dworkach ziemiaństwa i magnaterii. Widziałem kobiety wiejskie, które przed kościołem wkładały buty, by godnie stanąć przed ołtarzem. Mieszkałem również w Warszawie przedwojennej, tętniącej życiem rozlicznych kawiarenek. Na moich oczach dokonał się niebywały wzrost dobrobytu na wsi; dzisiejsi wieśniacy jeżdżą już nie końmi, ale samochodami najprzedniejszych marek po wiejskich, asfaltowych drogach.
Bywało, że zasiadałem przy „pańskim stole”, gdzie lokaj w białych rękawiczkach podawał przysmaki na saskiej porcelanie. Pamiętam też jednoosobowe kuchnie w gomułkowskich blokowiskach, bez okien, do dzisiaj zresztą istniejące. W mojej Polsce widziałem wiele kontrastów z czasów szlacheckiej samowoli i bolesnej pańszczyzny, przetrwałych aż do dnia dzisiejszego: wspaniałe pałace obok ubóstwa chłopskich ulicówek. Obecnie jednak martwi mnie, że za wielkim rozwojem materialnym nie podąża rozwój kulturalny i rozwój społeczny, a kontrasty są coraz większe. Mało tego, z dnia na dzień czujemy się coraz bardziej zagrożeni w tym naszym „wolnym domu” i nikogo już nie dziwią słowa legendarnego kuriera Podziemnego Państwa Polskiego – pana Nowaka-Jezioranskiego nawołujące w 2000 roku do tworzenia obrony terytorialnej na wzór „pospolitego ruszenia”. Historia zatoczyła koło. Moje dzieciństwo zakończyło się nagle w pierwszych dniach września 1939 roku. Miałem wtedy już przeczytanych wiele książek, także i tych trudnych np. „Ziemia gromadzi prochy” czy „Od białego do czerwonego caratu”. Za pierwszą książkę gestapo rozstrzeliwało, natomiast, za tą drugą NKWD wywoziło na Sybir jeszcze po 1945 roku. Mówiło się wówczas wiele o cudach polskich. Był cud odzyskania wolności w 1918 roku i cud nad Wisłą. Trzeci cud – upadek komunizmu i muru berlińskiego – oglądałem już sam, zachwycony spontanicznym zrywem „Solidarności”! Ale czy dożyję czwartego cudu – cudu praworządności i zgody w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej w imię zasady – „Salus Rei Publicae – suprema lex esto” („Dobro Rzeczypospolitej - najwyższym prawem”)? – Nie wiem!..Najbardziej lękam się o ducha polskości. Nie pamiętam, komu przypisuje się słowa: „Ci z Zachodu zabiorą nam niepodległość, ci ze Wschodu zabiją nam duszę!”. Może powiedział to Józef Beck, a może Rydz-Śmigły?Paradoksalnie – ci ze Wschodu oddali nam wolność, bez wystrzału, ale czasy wielkiego ducha polskości jeszcze nie wróciły. A co spływa do nas z Zachodu?O tym myślę, kiedy codziennie mówię w radiu o pogodzie i nie tylko o niej! Przypominam stale rodakom słuchającym radia za granicą, że ziemia wiosną w kraju pachnie jak nigdzie na świecie, podobnie jak lipa kwitnąca w czerwcowe południe.Wróćmy do polskiego krajobrazu i jego zagrożonej równowagi ekologicznej, która nie zmniejsza swych katastrofalnych rozmiarów. Ekologiczne myślenie i działanie nie mieści się w żadnej kategorii politycznej i prognostycznej państwa. Dzisiaj patrzę na zniszczone jodły, buki Chełmowej Góry wraz z moimi przyjaciółmi i kompanami z pamiętnych dni świętokrzyskiej partyzantki, szukam śladów bujnego mchu, który był zawsze barometrem czystości powietrza i lasu.Byłem dziennikarzem radiowym i telewizyjnym, ale i rolnikiem specjalizującym się w upowszechnianiu wiedzy, zwłaszcza wiedzy rolniczej i ekologicznej, co pozwoliło mi objechać wzdłuż i wszerz cały kraj i znam go dość dokładnie od morza po góry. Fascynowali mnie zawsze osobliwi ludzie, lubiłem obserwować ich zwyczaje, domy, kulturę. Poznałem setki rodzin, tysiące ludzi z różnych środowisk miejskich i wiejskich o bardzo bogatych tradycjach rodzinnych i regionalnych.W podróżach tych i na spotkaniach nabrałem bardzo osobistego stosunku do piękna naszej Ojczyzny. Miałem swoje ulubione trasy, okolice, zaścianki czy miasteczka, a także puszcze i jeziora, a dostała pszenica w żniwa najlepiej pachniała mi pod Sandomierzem i Opatowem, żyto zaś na wysrebrzonych łanach Mazowsza i Podlasia. Wszędzie napotkani ludzie mieli zalety i wady, ale ubolewam nad tym, że minione dwie okupacje niesłychanie skutecznie umocniły w rodakach ich wady. Zwycięska selekcja negatywna odnosi nadal sukcesy, chociaż wspaniałych ludzi w Polsce nie brakuje. Są oni jednak często niedowartościowani, zmęczeni niemożnością rozwoju i działania, często nadal emigrują, zasilając dziesiątki uniwersytetów na świecie, w roli wykładowców i współtwórców epokowych odkryć i wynalazków. Liczą się w dziedzinie fizyki, matematyki, elektroniki, genetyki, astronomii, medycyny... Polski marynarz buduje marynarkę wojenną w Pakistanie, byli powstańcy warszawscy z 1944 roku sięgają po laury w strategicznych sztabach USA czy Kanady. Dlaczego nie w Polsce? Wielka manipulacja trwa nadal, wszak wmawia się ludziom, że patriotyzm to tyle co nacjonalizm. Zastanawiające jest, że dzisiaj przemilczamy fakt, iż w krajach Unii Europejskiej podejmuje się wielkie starania o zachowanie tożsamości narodowej poszczególnych krajów członkowskich czy regionów. Polskich widzów, słuchaczy, czytelników karmi się natomiast opisami globalnej wioski. Młodzież kształci się na obywateli świata, już nawet nie Europy. Znikają polskie nazwy, nie ma już kupców, są dealerzy, nie ma hal targowych, są supermarkety i shopy, nikt nie mówi o gospodarzach, często lepszych od holenderskich, są za to farmerzy.Nie ma już kina „Jutrzenka”, ale jest „Silver Screen”! Jak tu przepowiadać pogodę dla Polaków?Co będzie z tą Polską właśnie, w której dla Ojca św. Jana Pawła II nawet ptaki śpiewały po polsku?!