wtorek, 17 lutego 2009

Historia dwóch tygodni cz. IV.

Ale to nie koniec wydarzeń tych dwóch tygodni.

W ten czwartek umarła moja teściowa, o czym poinformował mnie przez Internet mój syn Bartek. Wspomniał, że pogrzeb będzie w następny piątek i że on wraz z moją byłą żoną przyjedzie w następny czwartek. A gwoli ścisłości, ostatni list od Bartka dostałem na dzień ojca, ale poprzednio, to już nawet nie pamiętam, może 10 lat nic do mnie nie pisał, nawet na Boże Narodzenie i Nowy Rok. Zresztą na ostatnie Boże Narodzenie też nie dostałem od niego listu, chociaż ja wysyłałem mu regularnie i zwykłe kartki świąteczne (papierowe) i Internetowe, a nawet w te Święta posłałem książeczkę dla dzieci i dwie nagrane przeze mnie płyty CD ze wszystkimi książkami i wykładami, które do tej pory napisałem.
Tak więc zawiadomienie o śmierci teściowej (którą w końcu lubiłem) miało dla mnie szczególne znaczenie. Wszak miał przyjechać Bartek. Oczywiście zaprosiłem go do siebie. Ale to miało dopiero nastąpić w następny piątek.

We następny wtorek poszedłem do Antka. Całkiem zmieniony, a nawet uśmiechnięty. Po pierwsze od razu dowiedziałem się, że ma być ksiądz, co mnie od razu ucieszyło, bo od razu się zorientowałem, że Antek inaczej zaczął myśleć. Zaraz też chciałem wyjść, ale Antek mnie zatrzymał. Pogadaliśmy trochę. Wspomniał mi, że być może Nowa Germańska Medycyna jest dobra, ale dla zdrowych ludzi. Kiedy kogoś boli, kiedy ktoś cierpi, to zupełnie inaczej myśli. Ja wiedziałem, że w stresie, w bólu zmienia się chemia mózgu i że Antek się zmienił, zmienił swoje myślenie. Okazało się, że Antek nabrał na tyle sił, że przeczytał mój list Internetowy sprzed tygodnia, w którym opisałem moje odczucia w stosunku do Krystyny-pielęgniarki i całej sekty. List ten zatytułowałem:

Czy dopuszczasz możliwość, że się mylisz?

Już nie chciałem mu przypominać, że ilekroć mnie posłuchał, to jego stan zdrowia się poprawiał, a ilekroć posłuchał sekty, to stan jego zdrowia się pogarszał. Jednak wymowa mojego tytułu była oczywista, że jeśli on się myli, to stawką jest jego własne życie. Kiedyś na jego uwagę, że on jest moim pierwszym takim chorym, który nie chce zażywać leków (wtedy jeszcze nie wiedziałem o pielęgniarce i sekcie), wspomniałem mu, że niestety podobną sytuację już przerabiałem z Małgosią. Dodałem również, że to coś jest we mnie, skoro ta sytuacja się powtarza.

W sobotę słuchałem audycji na Sielskich Falach „Poradnia Uzależnień” Jacka hazardzisty. W tamtą sobotę Jacek mówił o syndromie AlAnon (AlAnon jest to współ-uzależniona osoba, której mąż/żona, przyjaciel jest alkoholikiem). Mówił, że cechą AlAnonki jest ciągłe namawianie, naciskanie na męża, aby przestał pić i żeby poszedł na detox. Ale im bardziej taka żona naciska, z tym większym oporem się spotyka ze strony alkoholika. I tu mnie olśniło. Wszak dokładnie to samo ja doświadczam z Antkiem, tyle, że choroba jest nieco inna. Tak więc oprócz tego, że jestem DDD, żarłokiem, pracoholikiem, to okazało się, że jestem AlAnonem. No to już komplet, „full wypas” - jakby powiedziała młodzież.

Jakby było mało, to jeszcze mąż siostry za Wielkim Bajorem właśnie w ten czwartek miał operację prostaty z komplikacjami, bo po operacji dostał jeszcze skrętu kiszek.

No i przyszedł ten piątek. I pogrzeb. Wszystko szło nie tak. Nawet tramwaje stanęły z braku prądu. Na szczęście na mszę się nie spóźniłem. Potem poszedłem na cmentarz. Ja oczywiście na końcu, ale wreszcie podszedłem do byłej mojej żony i jej brata, przywitałem się i złożyłem im kondolencje. Wreszcie szwagier zaprosił wszystkich na konsolację, ale ja, pomimo, że chciałem się spotkać z Bartkiem, nie poczułem się zaproszony i już chciałem iść do autobusu, kiedy była moja żona podeszła do mnie i osobiście zaprosiła mnie na konsolację. Choć praktycznie nikogo tam nie znałem i okoliczność determinowała raczej sztywną atmosferę, to poszedłem na to przyjęcie. na którym na szczęście poznałem starego znajomego, z którym mogłem trochę porozmawiać podczas konsolacji, który podobnie jak ja, prawie nikogo nie znał.
W pewnym momencie jeden z uczestników stwierdził, że pracuje przy biologicznym oczyszczaniu ścieków. Zainteresowałem się tym i wspomniałem, że parę dni temu była międzynarodowa konferencja na ten temat, na której miałem prezentację. Na co on powiedział, że właśnie on był na tej konferencji i teraz już wie skąd zna moją twarz.
Wymieniliśmy się wizytówkami i okazało się, że jest on kuzynem Krystyny (już po wszystkim napisałem do niego maila, ale on nie odpisał; no cóż, niektórzy ludzie, co jest symptomatyczne, nie lubią odpowiadać na listy).

Przy pożegnaniu ponowiłem zaproszenie dla Bartka i jeszcze tego samego dnia, już po moim powrocie do domu Bartek zadzwonił i umówiliśmy się na następny dzień. W sobotę poszliśmy na cmentarz, na grób moich rodziców, pokazałem mu również anonimową figurkę Matki Boskiej Katyńskiej (którą ktoś tak ochrzcił jeszcze w PRL-u), przed którą pierwszego listopada od lat, zwłaszcza w okresie PRL-u, powstawał dywan zniczy. Potem poszliśmy na Starówkę, gdzie Bartek musiał kupić sobie tą tradycyjną zapiekankę, a potem po księgarniach, gdzie on nakupował dużo książek dla dzieci, a dla mnie książkę o Kuklińskim. Kupił mi również i zamontował kamerę Internetową, a także pomógł zainstalować Skype i Bloga, właśnie tego, którego czytasz. W niedzielę poszliśmy na Powązki, gdzie odwiedziliśmy tabliczkę pamiątkową dziadka rozstrzelonego w Katyniu, a także pomnik księdza Skorupki, naszego krewnego (moja babcia z domu była Skorupka). Wreszcie pogadaliśmy sobie o sprawach bolących. Interesujące, że w pewnym momencie Bartek zarzucił mi, że nie pisałem listów, co mnie zamurowało, jako że regularnie wysyłałem mu przynajmniej na Boże Narodzenie i urodziny kartki pocztą regularną i Internetową, co mu też przypomniałem. Na co on skwitował, że tylko dwa razy.., na co ja zapytałem: A ty..? Niemniej jednak rozmowa ta dała nam okazję do wyprostowania niektórych spraw i zauważyłem, że Bartek jest jakby bardziej dojrzały i bardziej rozumiejący, niż przed laty. Ale to jest osobny temat.

I tak dobiegły do końca te dwa burzliwe dwa tygodnie, a skutkiem tego było odnowienie się choroby wrzodowej dwunastnicy, co stało się powodem nieświeżego oddechu, jak zauważyła Monika, moja dobra znajoma. Nie dodałem, że jeszcze na początku tych dwóch tygodni odwiedziłem ją w szpitalu, gdzie wylądowała z powodu zapalenia uchyłka. Przez ponad tydzień karmili ją kroplówką.

No cóż, pomimo stosowania różnych doraźnych środków ziołowych, odezwała się trzustka. Wg Harrisona jeśli z lewej strony z tyłu pod żebrami boli, i nie jest to zapalenie nerki (co łatwo rozróżnić lekko uderzając w żebra rzekome, jeśli odezwie się to znaczy: nerka), to są tylko dwa wyjścia albo zapalenie trzustki, albo rak trzustki. Pamiętam Małgosia, mając te objawy, przez dwa lata była leczona na kręgosłup.
Wprawdzie u mnie nie było to ostre zapalenie, ale wskazywało, że jakiś zadawniony wrzód musiał pęknąć i krew zatykała ujście przewodu trzustkowego. Trwało to jakiś czas i wreszcie musiałem włączyć bardziej systematyczny reżim antybiotykowy, żeby ten chroniczny stan zapalny nie przekształcił się w coś gorszego. Trochę pomogło, choć nie wiem, czy do końca. Muszę jednak uważać, przynajmniej jakiś czas, bo z trzustką nie ma żartów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz