To był już wtorek 20 stycznia 2009. Po przyjściu do domu od Antka wieczorem zadzwonił kolega, że we czwartek jest międzynarodowa konferencja, na którą ja powinienem pójść i wygłosić prezentację (oczywiście po angielsku). Praktycznie został mi jeden dzień (środa) na przygotowanie. Ale przynajmniej z Antkiem trochę się ruszyło, więc się przygotowuję, pomyślałem. Ale wcale mi to nie szło, bo cały byłem w nerwach z powodu Antka, sekty, Kosmatego etc.
W czwartek poszedłem na tę konferencję. Miał być również Andrzej, ale nie przyszedł. W pierwszym dniu obrady odbywały się w sekcjach Fiz-Chem, Tox i Eco-Tox. Szkoda, że nie było jeszcze DeTox. Chociaż ja nie jestem pracownikiem IOŚ-u, i chociaż sercem mi było bliżej do Toxu, to jednak poszedłem na Eco-Tox. Choć kiepsko przygotowany, ale wygłosiłem tę prezentację, na której udowodniłem, że całe to międzynarodowe gremium nie reprezentuje najwyższego poziomu naukowego i delikatnie mówiąc nie orientuje się w literaturze. A ja przedstawiałem takie nowinki, jak osiągnięcia Warburga z 1930 roku (nagroda Nobla),
potem przeszedłem do tych „z ostatniej chwili” z 1998 roku, czyli sprzed 11 lat. Chciałem jeszcze trochę zawadzić o problemy Toxu, ale Niemka i Austriaczka zwróciła mi uwagę, że to nie jest tematem tej sekcji. W piątek na sesji plenarnej siedzę i widzę, że to po prostu „mielenie o niczym”, a że byłem trochę wyczerpany, więc nieco odpoczywałem. Przewodniczący sekcji Eco-Tox podsumował obrady sekcji i moje uwagi skwitował jednym zdaniem, po prostu nie zauważył doniosłości mojej prezentacji (może miał trudności z angielskim). W przerwie obrad, podeszła do mnie Niemka i powiedziała, że powinienem powtórzyć swoją prezentację na sesji plenarnej, na co ja zareagowałem, że nie chcę się narzucać, więc ona poszła do przewodniczącego sesji i powiedziała, że ja powinienem powtórzyć swoją prezentację. Przewodniczący nie miał wyjścia i wyszedłem ze swoją prezentacją i nowinkami, w których udowodniłem, że europejskie normy toksyczności są co najmniej 1000 krotnie za wysokie w stosunku do rzeczywistego poziomu toksyczności formaldehydu. Zagotowało się na sali, a jeden Austriak zaproponował zmianę klasyfikacji formaldehydu z trzeciej grupy rakotwórczości do pierwszej. Dla mnie jednak nie to było najważniejsze. Dla mnie najważniejsze było to, że mnie musiała promować Niemka, a nie Polak, przewodniczący sekcji. Po prostu wstyd. Jak zwykle w Polsce tacy zakompleksieni ludzie powodują, że marketing polityczny, naukowy po prostu nie istnieje (weźmy np. Powstanie Warszawskie, czy rozszyfrowanie Enigmy, etc.). Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd.
W niedzielę poszedłem do Puszczy, aby odparować.
poniedziałek, 16 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz