W pewnym momencie u Antka wystąpiły silne wymioty, nie mógł nic jeść, ani pić, tylko wymiotował. Trwało to około tygodnia. Zaczął mieć również problemy z wypróżnieniem, a także objawy choroby wrzodowej. Wieczorem wziąłem moją książkę do ręki, w której w jednym z rozdziałów omawiam homeostazę wapnia i m. in. przeczytałem. „Symptomy hiperkalcemii obejmują obstrukcja, mdłości, wymioty, anoreksja, choroba wrzodowa, poliuria, senność, przechodząca w słabość, depresję, letarg, otępienie i coma.” Wszystkie objawy Antka to objawy bardzo ciężkiej hiperkalcemii. Jednego objawu tylko nie miał: comy. Zadzwoniłem do niego i przeczytałem mu te objawy i powiedziałem, że daję mu dwa dni czasu do namysłu: sobotę i niedzielę na wyrażenie zgody, i w poniedziałek chcę go zarejestrować w Hospicjum. Rejestrację w Hospicjum proponowałem mu już chyba rok temu, ale bez skutku. Chyba się wystraszył, bo zaraz zadzwonił do Krystyny pielęgniarki, która ośmieliła się o 23.00 zadzwonić do mnie z pretensjami, co ja mu nagadałem? Nie wytrzymałem i powiedziałem jej, co ja o tym myślę.
W niedzielę późnym wieczorem zadzwoniła do mnie żona Antka (on już nie mógł mówić), że Antek na Hospicjum się zgadza, ale na Pamifos się nie zgadza. No i zaczęło się.
Poniedziałek, to był ten 19 stycznia (najgorszy dzień w roku). Z samego rana poszedłem do Hospicjum. Pytam o księdza, Basia mówi, że ksiądz pojechał z sierotami na kolonie. No tak, myślę, bez księdza to się Antka nie zarejestruje, wszak Antek jest spoza rejonu. Kosmaty miesza, pomyślałem. Przyszedłem do domu, a potem do Antka. Zadzwoniłem do Joanny (obecnie naczelny lekarz Hospicjum) i mówię, że Antek jest w ciężkim stanie hiperkalcemii, od tygodnia nic nie je i nic nie pije tylko wymiotuje, a za każdym razem odruchu wymiotnego pękają mu żebra i boli go to okropnie. Joanna mówi, żebym znalazł pielęgniarkę, i żeby pielęgniarka zadzwoniła do niej, to ona powie, co należy natychmiast podać Antkowi, prócz tego, żebym zadzwonił do Hospicjum i zgłosił wizytę następnego dnia rano. Zadzwoniłem do Ani (kochana z niej dziewczyna), chyba była już w drodze do domu, ale powiedziała, że się wróci do ośrodka, zadzwoni do Joanny i weźmie co potrzeba. Następny telefon był od Danusi. Znowu Kosmaty namieszał i Danusia (naczelna pielęgniarka) wszystko odwołała, że Antek nie jest z rejonu. A tu zrobiło się już późno, aby zadzwonić do rejonowego Hospicjum. Zadzwoniłem więc do Jacka i on obiecał, że przyjedzie do Antka następnego dnia. Tymczasem żona Antka poprosiła mnie, czy nie mógłbym przyjść jutro przed siódmą rano do Antka, to ona pójdzie po numerek do przychodni, aby dostać skierowanie do Hospicjum. Następnego dnia przyjechałem skoro świt, a żona poszła załatwiać skierowanie i zarejestrować go w rejonowym Hospicjum. O godzinie 14.00 przyszła lekarz z Hospicjum i po krótkim wywiadzie zorientowała się, że chory nie bierze leków. Ja nie wytrzymałem i w pewnym momencie powiedziałem, że w tym pokoju znajduje się Pamifos. Lekarka spytała więc, co my od niej oczekujemy. Dla mnie oczywiste było, że to pytanie do Antka, więc milczę. A Antek się odezwał, że on nie chce umierać. Lekarka wypisała receptę na 6 litrów kroplówek. Wziąłem tę receptę (wszak to 6 litrów więc za ciężkie dla żony) i biegam po aptekach i nigdzie nie mogę tego kupić. W końcu pomyślałem, że kroplówki dają w szpitalach, więc w aptece przyszpitalnej pewnie będą mieli. Pojechałem na Banacha i kupiłem prawie wszystko. Jedynie dwóch opakowań (z sześciu) furosemidu nie było na stanie i będzie jutro. Przychodzę z tym do Antka, a tu dwa sępy siedzą przy jego łóżku (a przecież on ledwo mówił, nie mówiąc już o bólu) i robią mu pranie mózgu. Zatrzęsło mną. Jedna z tych kobiet pyta mnie, czy uważam, że furosemid jest konieczny? Na co ja odpowiedziałem jej, że ja tu nie jestem od uważania i że jestem zmęczony, bo od dziesięciu godzin tu jestem i chcę trochę odpocząć.
Po czym wyszedłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz